Film, według mojej oceny, długi, nużący i bez pomysłu. Przez blisko 3 godziny projekcji otrzymujemy sieczkę, sieczkę, sieczkę, mało wiarygodne i naciągane zwroty akcji, a na okrasę - sieczkę. W porównaniu z dwoma poprzednimi, naprawdę świetnymi, częściami, ta wypada wyjątkowo mizernie. Zabrakło tego, co było atutem "jedynki" i "dwójki" - wartkiej akcji i bezpretensjonalnego humoru. Kapitan Jack Sparrow, jakiego zapamiętałem z "Klątwy..." i "Skrzyni...": nieprzewidywalny i neurotyczny awanturnik i zawadiaka, tutaj zostaje zastąpiony przez miotającego się bez celu "bezbarwnego" przygłupa. Trzeba natomiast oddać honor Geoffrey'owi Rushowi i stwierdzić, że jego Hektor Barbossa to kreacja naprawdę brawurowa.
Seans znudził mnie i rozczarował. Na otarcie łez otrzymałem co prawda "smakowitą" bitwę morską, ale to i tak zbyt mało, by zniwelować "absmak" wywołany prze całość... 4/10 - poniżej oczekiwań, niestety...
W pełni zgadzam się z przedmówcą. Co do słowa! Twórcy mieli parę dobrych pomysłów, ale scenariusz sprawia wrażenie napisanego w pośpiechu, delikatnie mówiąc. Również odniosłam wrażenie, że zupełnie niepotrzebnie wprowadzono natłok wątków, które kończono bezsensownie (pełny chaos). Słowem, to co miało śmieszyc, nie śmieszyło, co miało wzruszyć, przeszło obojętnie... Humor "na siłę" (do tego tak bezsensowny) zdecydowanie popsuł mi smak filmu.
I rzeczywiście w tej części Barbossa był bezdyskusyjnie najciekawszą postacią!
Jedyne, co w mojej ocenie ratuje film, to zakończenie. Heh, romantyczna natura we mnie siedzi. Przynajmniej nie skonczylo sie typowym happy endem.
Koniec wcale nie zamyka możliwości dokręcenia kolejnej części ... nie wiem tylko, czy to powód do radości.
Mnie najbardziej rozczarowało to, że elizabeth została z willem... Zrobili z tego tradycyjne z zakończenie, jakiego wszyscy sie spodziewali... Beznadziejne...
A co do postów wyżej... Dokładnie. Jack zawsze był chytry przebiegły itd, a tu nagle go wykiwali i został bez statku... Żenada
A na mnie Barbossa sprawił inne wrażenie, że grał ciągle "na jedną minę", którą zasłynął w jedynce, ale ile można?
Racja, żenada z tym zakończeniem. Jack miota się to tu, to tam, jeszcze bardziej dziwaczny niż kiedyś, zrobili z niego karykaturę. A gdzie mroczny element jego osobowości, jaki przedstawił w pierwszej części? Jack wyszedł tutaj na głupca, który pozwolił się na sam koniec oszukać.