"Strzynie umarlaka" charakteryzuje wszystko to co powinna mieć każda kontynuacja. Zasady te rzecz jasna ustanowiło wieki temu "Imperium kontratakuje" i od tamtego czasu się je stosuje. Zasada ta mówi: więcej, efektowniej, drożej i... mrocznej. Oczywiście można tutaj dodać jeszcze zwrot akcji i również częste (zwłaszcza tutaj) zmartwychstania. Niestety "Skrzynia umarlaka" cierpi także na wszystkie bolączki (prawie) każdej kontynuacji. Pierwsza część była bez wątpienia udana, ale tak naprawdę twórcom wyszło to trochę przez przypadek. Bywa tak zwykle, że jak ktoś zrobi dobry film, a potem dostanie więcej (dużo więcej!) pieniędzy to zaczyna szaleć. Tak też jest i tutaj. "Klątwa Czarnej Perły" przez te krótkie trzy lata urosła niemal do miana legendy. Aktorzy odtwarzający główne role stali się gwiazdami. Poprzeczka została ustanowiona bardzo wysoko, a może i za wysoko. Zwykle tak bywa kiedy sukces jest bardzo oczekiwany, że nadchodzi również (później) rozczarowanie. Tak jest tutaj - jestem rozczarowany.
Właściwie "Skrzynia umarlaka" mi się podobała. Nie jest to zły film, wśród tej nędznej komercyjnej papki można go nawet nazwać niezłym. Jednak coś go męczy. Czegoś tu brak. W "Klątwie Czarnej Perły" wszystko było świeże, humor nie był wymuszony, Sparrow i Barbossa zachwycali. Tutaj wszystko to próbuje się powtózyć i nie jest to już takie szczere. Niektóre sceny są przeszarżowane do bólu. W części pierwszej oczywiście mieliśmy do czynienia z siłami nadnaturalnymi, ale wszystko to było w granicach logiki i jakiegoś rozsądku. W tej części twórcy wykazali pełną swobodę (w złym znaczeniu tego słowa) i troszkę to razi. Scena z kołem przesadzona, ośmiornica zbędna a nawet śmieszna (to jest komedia, więc ktoś pomyśli "to dobrze", neistety ten śmiech akurat ironiczny jest), skok Sparrowa "o tyczce" zabawny ale durny, Jones grający na organach swoimi "mackami"i wiele wiele innych. Oczywiście mógłbym to przeboleć. Toż to i w "Indiana Jonesie" takie "cuda" był. Tylko chodzi o to, że czegoś tu zabrakło. Właściwie fabuła jest znikoma - tylko walka i walka. Zmartwychstania aż nazbyt częste. No i największa chyba wada - mało humoru. Są oczywiście sceny perełki (choć aż tak rewelacyjnych scen jak w jedynce tutaj nie znalazłem), ale zdarzały się też sceny, któe w zamierzeniu miały być śmieszne, a nie były. "Klątwa Czarnej Perły" pędziła jak burza - to była zabawa pierwszorzędna. Tutaj było miejsce na nudę niestety... Początek zwłąszcza rozczarowuje jak człowiek przypomni sobie część pierszą. Tam początek był ostry, szybki i nieodparcie zabawny.
Po tych wszystkich słowach ktoś mógłby mi powiedzieć, że film mi się nie podobał. Skądże - bawiłem się bardzo dobrze. Jednak sami twórcy za wysoko postawili sobie poprzeczkę. Jest to jednak mimo wszystko jedna z najlepszych kontynuacji i zdecydowanie czekam na część trzecią. Napiszę teraz trochę o stronie technicznej filmu. Aktorzy są świetni! Widać, że czują się świetnie w swoich rolach i sprawia im to niesamowitą radość. Właściwie wszyscy poczynili postępy. Nawet Bloom! Jeszcze jakieś 20 lat i będzie można go nazywać aktorem (wybaczcie mi tą wrodzoną złośliwość). Depp jest oczywiście tutaj najlepszy i nikt temu nawet nie zaprzecza. Trochę jednak nieswojo czułem się patrząc na niego czasem. Momentami sptawiał wrażenie błazna... Twórcy lekko przesadzili w niektórych momentach. Jednak całokształt i tak wspaniały i nie byłoby bez niego tego obrazu. Knightley też jakby nieco dorosła aktorsko, ale scenarzyści (ponoć na jej życzenie) sprawili jej niezły dowcip. W jedynce jej postać była świetna - tutaj zrobili z niej jakiegoś hardego wojownika. Nie raziło to bardzo, ale jednak. Zresztą w gorsecie jej najładniej... No i na koniec gwóźdź programu - Bill Nighy! Świetny czarny charakter. Wybrano aktora do tej roli wyśmienicie. Mało jest tak charakterystycznych postaci w świecie filmu. Pomimo tony charakteryzacji (a raczej efektów wizualnych) na twarzy rozpoznanie tego aktora jest bezproblemowe. Jego styl gry jest niepodrabialny. Bardziej jednak podobał mi się Rush z pierwszej części - nie był taki okropny, ale aktorsko podobał mi się bardziej. Był też Skarsgaard, ale wiele do pokazania nie miał, więc nie ma też o czym pisać. Zdjęcia są równie dobre jak w pierwszej części, ale kiedy był pojedynek na kole widać było czasem, że operator nie mógł sobie dać rady z kamerkami i były w tym momencie takie nieprzyjemne przeskoki. Nie dodawało to zbytnio dynamizmu tej scenie. Muzyka jest w porządku, ale to raczej powielanie wątków z części pierwszej. Trochę raził mnie ten marsz pogrzebny grany na organach, ale rozumiem, że miało być tak "mroźnie" kiedy pojawia się Davy Jones. Efekty wizualne są świetne, nie widać CGI wogóle, ale jak patrzeć na fakt, że dwójka i trójka były kręcone jednocześnie to te 450mln$ wyłożone na oba filmy wydają mi się nieco zbyt duże.
Tak więc powstała całkiem udana kontynuacja, ale nie dorównująca swojemu poprzednikowi. Nieco zatracił się klimat (ale tylko w niewielkim stopniu). Pojawiło się kilka zwrótów akcji, jak powrót Barbossy, zwiększono ilość akcji, delikatnie "popsuto" humor. Nie jest to "Obcy - Decydujące starcie", "Terminator 2", czy "Ojciec chrzesny 2", ale i tak można ten obraz umieścić wśród najlepszych kontynuacji. Rozczarowanie jest, ale nie boli.
PS - Ciekawe co wymyślą na powrót Jacka. A zresztą... W tym filmie to już wszystko możliwe...