***SPOILERY***
Zacznę od negatywnych stron, tak by skończyć na najlepszych punktach. Główną wadą filmu jest więc scenariusz. Początek jest jeszcze niezły, ale z czasem sens i treść znikają na rzecz efektów specjalnych (które swoją drogą są naprawdę świetne). Widz ma poczucie dezorientacji. Biją się i biją, padają wybuchy, ale po co tak naprawdę? Drugim minusem jest gra aktorska. Keira Knightley przeszła obok filmu, zupełnie zapominając, że powinna grać emocje i uczucia. Jack Davenport, mój ulubiony obok Deppa aktor z pierwszej części, dostał rolę tak niewielką i tak źle skonstruowaną, że nawet Marlon Brando nic by z tego nie wyciągnął. Orlando Bloom stara się jak może, ale jego postaci wyraźnie brakuje charyzmy i siły. Obronną ręką wyszedł Bill Nighy. Choć jego twarz nie pojawia się na ekranie (cały Davy Jones robiony jest komputerowo), jego głos nadrabia wszystko.
Trzecim minusem (choć nie tak wielkim) są zdjęcia Dariusza Wolskiego. W poprzedniej części były cudowne, w tej są TYLKO dobre. Wynika to głównie z faktu, że wiele ujęć jest przesycona efektami specjalnymi, więc i nasz rodak postanowił iść tym tropem. Jest jedno ujęcie, które nie daje mi zasnąć. Chodzi mianowicie o scenę, w której Jack Sparrow strzela do Crackena. Co widzimy? Ujęcie a la bullet time z Matrixa. Oto wystrzelona kula przelatuje nam tuż przed ekranem a kamera obraca się wokół niej. W tym momencie przestraszyłem się. Czy Gore Verbinski robi nowych "Piratów" czy też kontynuuje sagę braci Wachowskich?
Do pozytywów należy zaliczyć na pewno znakomite efekty specjalne (choć film jest nimi przeładowany) oraz muzykę Hansa Zimmera. Niemiecki kompozytor w fantastyczny sposób połączył wątki muzyczne Klausa Badelta ze swoimi kompozycjami, tworząc jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych roku.
Największym plusem filmu jest jednak Johnny Depp. Jack Sparrow w jego wykonaniu przechodzi samego siebie z pierwszej części. Znów możemy podziwiać jego chód, jego mowę, spryt i talent do pakowania się w tarapaty.
Nie jest to ostatnia część "Piratów", ta czeka nas za niecały rok. Już teraz jednak szykuję się na słabszy film. Główną wadą "Skrzyni umarlaka" jest chyba próba przebicia tego co działo się w częsci pierwszej. Reżyser wyszedł z założenia, że im więc akcji i wybuchów wpakuje w film, tym stanie się on lepszy. Wygląda więc na to, że Verbinski sam nie zrozumiał fenomenu "Klątwy Czarnej Perły". To co urzekło mnie, i jak myślę wielu ludzi, to nie efekty specjalne i akcja, lecz historia. Opowieść o piracie, który różnymi trikami, podstepami i całkowicie na luzie próbuje przechytrzyć swoich przeciwników. To byłą właśnie największą atrakcją części pierwszej. Niestety, "Skrzynia umarlaka" nie dostarcza już tych samych wrażeń.