No i mamy drugich Piratów. I co? I nic. Powtórki, schematy, przedłużenie bez sensu. A najgorsze, że od pewnego momentu... wieje nudą. W takim filmie??? A gdy dodamy do tego chaotyczne rozpoczęcie i otwarte zakończenie - smutno się robi. Ale film jednak warto obejrzeć dla:
- macek Billa Nighy,
- biegania Johnego Deppa
- i jednej sceny między Keirą a Johnym, w której ona przekonuje go, że jest dobry, a on ją - że jest zła.
I to jest doprawdy bardzo miłe - choć jak... z zupełnie innego filmu.
'A najgorsze, że od pewnego momentu... wieje nudą.'
powiedzialabym raczej : DO pewnego momentu. Czyli do czasu, gdy will nie ląduje u pauasów czy jakie to tam plemię jest :] To rzeczywiście - do tego momentu nudy okropne. Ale dalej ? Super ;)
Genaralnie - jest tu już z 15 tematów o tym, wiec nie będę pisać znowu tego samego .. :]
Zgadzam się z tygrysem, nie OD pewnego, a DO pewnego jest w miarę wolne tempo. Potem już akurat nudy to najmniej jest :), ale ja lubię tego typu filmy :D
Wiem że poczucie nudy to subiektywne odczucie, ale jak czytam takie reczy o "Skrzyni Umarlaka" to się zastanawiam, czy byliśmy na tym samym filmie.
Otwarte zakończenie - no a czego się spodziewałeś? Skoro to środek trylogii, to niby jak miało się skończyć? Świetny cliffhanger, byle do maja.
Oj, władca pierścieni tez miał otwarte zakończenie;) Mają racje- to środek trylogii. Ogólnie zgadzam sie z większością- do pewnego momentu akcja była powolna, ale potem-super. A początek rzeczywiście trochę chaotyczny.
Ale to "potem" zaczęło się mniej więcej po półtorej godzinie i trwało... pół godziny, bo potem film się zaczął dłużyć! A, moi drodzy, środek trylogii wcale nie musi mieć otwartego zakończenia na tyle - ani Gwiezdne, ani Indy, ani Władca (by znaleźć tylko trzy przykłady "z branży") nie mieli czegoś takiego (co jednak zdarzyło się Wachowskim, fuj), że doprowadzamy do momentu finałowego i... przerywamy. Serial wenezuelski.
Nadal się zastanawiam, czy zabrakło tylko tej świeżości, którą miała jedynka - czy też po prostu scenariusz był fatalnie nieporadny?