PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=103437}
6,4 35
ocen
6,4 10 1 35

Pisutoru Opera
powrót do forum filmu Pisutoru Opera

"Pistol Opera" jest kontynuacją wyśmienitego filmu Seijuna Suzuki z 1967 roku pt. "Branded to kill", ponowne spotkanie z japońskimi zabójcami zawdzięczamy również jemu, bowiem po ok. 30 latach stworzył jego ciąg dalszy, który ma również silne znamiona remake'u. Ponownie główną postacią jest zabójca nr 3 (tu jest nim kobieta "Zabłąkany kot"), który to stanie w szranki z innymi zabójcami, m.in. z zabójcą nr 1 - "Sto oczu". To co każe mi przypuszczać, że "Pistol Opera" jest kontynuacją to fakt pojawienia się w filmie dawnego zabójcy, który był przez krótki czas zabójcą nr 1 i lubi ryż, co nasunęło mi mocne skojarzenie z Hanadą z "Branded to kill".

Muszę przyznać, że film mnie całkowicie zaskoczył. Nie spodziewałem się czegoś normalnego i zwyczajnego, ale nie oczekiwałem, że film z "opera" w tytule, okaże się... operą właśnie, a właściwie to teatrem. Na początku byłem odrobinę zdezorientowany grą aktorską, ale po dwóch-trzech minutach dotarło do mnie, że jest to zamierzone. Tak więc wszystko w tym filmie jest niesamowicie teatralne, każda scena i wydarzenie jest przedstawione jak w operze, np. pojedynki pomiędzy zabójcami nie mają w sobie krzty realizmu, wszyscy poruszają się i pojawiają się w jak najbardziej ekpresywny sposób. Z jednej strony sprawia to doskonałe wrażenie, a z drugiej nieco kiczowate.Znalazło się jednak sporo momentów wręcz genialnych, "Zabłąkany kot" w dymie, której szuka laserowy celownik, czy finalne sceny są niesamowite. Jednak przez długą część czasu film jest nieco męczący. Często Seijun serwuje ujęcie jakiegoś przedmiotu, po czym nagle zmienia całkowicie scenę zostawiając jedynie przedmiot w tym samym położeniu w kadrze, co liczę in plus, jednak wiele scen nieco mnie drażniło, trochę się dłużyły - zwykle wzajemne podchody zabójców (nie licząc finału) nie wzbudzały wielkich emocji. Nie mogę nie wspomnieć też o samej końcówce filmu, która bardzo przypadła mi do gustu, a szczególnie moment, w którym pojawia się napis "koniec" strasznie mi się spodobał. Muszę jeszcze wspomnieć o kolorach, których ferią rozświetla się twór Seijuna, od czerwonych kwiatów, przez żółte ściany po czerń i biel w momentach bardziej surrealistycznych. Muzyka pojawia się tylko czasem i pasuje do całej teatralnej otoczki.

"Pistol Opera" jest filmem, do którego trudno mi się ustosunkować. Z jednej strony go podziwiam i uważam za niesamowity w swojej formie, ale z drugiej był nieco męczący, nie do końca udana wydała mi się też tak daleko posunięta teatralność, szczególnie w scenach bardziej realistycznych, nasunęła mi się wtedy nie moja myśl: "miała być sztuka, wyszedł kicz", choć nie da się ukryć, iż w wielu momentach wyszła jak najbardziej sztuka. Jednak "Branded to kill" jest dziełem o wiele bardziej wybitnym w moim odczuciu niż jego operowa wersja.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones