Aż się boję napisać co kolwiek złego o tym filmie, żeby nie zgniótł mnie walec krytyki nakręconej przez machinę wszechpodziwu ze wszech stron, która zkoleji umiejętnie została rozpalona i ciągle jest podsycana przez potężne siły marketingu. To typowe dla obecnego kina polskiego. Podobnie było w przypadku "Ogniem i mieczem" czy "Quo vadis" i wielu wielu innych polskich produkcjach.
Kilm właśnie leci na TVP2 ale już dawno przełączyłem telewizor na inny kanał bo pomimo wszystkich tych uchów i achów, a to że mocny, a to że realistyczny itd. to niestety ten film jest po prostu nudny, a przynajmniej taki był dopuki go nie przestałem oglądać.
Mam nieodparte wrażenie, że jest to kolejny odcinek którejś z tasiemcowych, polskich telenoweli. Co prawda nieco lepszy, ale to nadal telenowela.
Może to moja organiczna niechęć do tego typu produkcji nażuca mi sposób oceny, ale według mnie nie ma w tym "arcydziele" niczego odkrywczego niczego czego w przeróznych konfiguracjach nie można było obejrzeć już w setkach podobnych filmów. Chyba, że powodem do chwały już jest to, że jest to film polskiej produkcji.
To co do momemtu rozstania się z tym utworem zobaczyłem ma wszelkie znamiona niedawno rozpowszechnionego gatunku telenoweli dokumentalnej bo i akcja, w sumie prosta rzeby nie rzec "prymitywna", jest poprowadzona tak jak byśmy oglądali program 997 czy tym podobne produkcje (wiele lat temu pewna dziennikarka, której nazwiska nie pomnę, a co do której mam jednoznacznie negatywne uczucia, wyprodukowała serię reportarzy, które przedstawiały codzienne życie Polaków w przeróżnych zapadłych dziurach. Taka wiwisekcja na temat prymitywizmu i zacofania w narodzie - jeździła z kamerą ubrana w "ogrodniczki" (takie spodnie na szelki) i pod pozorem niezobowiązujących rozmówek z autochtonami przedstawiała jakie to pijaństwo, smród, bród i ubustwo.
I tu mamy doczynienia z podobną sytuacją. Wszyscy wiemy, że takie sytuacje jak przedstawione w filmie się zdarzają, ale czy jest to wystarczający powód żeby się takdo nich egzaltować? Nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem ludzi którzy z zapartym tchem czekają na dwieście pięćdźiesiąty któryś odcinek "Plebani", "Złotopolskich" czy całej tej masy badziewia. Kino ogladamy po to, żeby chcieć przeżyć to co się na ekranie dzieje, a nie z perwersyjnych pobudek mieć namiastkę podglądania sąsiada, a dokumenty wzbogacają naszą wiedzę o świecie, jednak nie maja służyć egzaltacji, epatowanie nieszczęściami do nich nie pasuje, tam liczą się fakty.
No i może na tyle. Konkludując w moim odczuciu film jest nudny, w sumie mało w nim się dzieje, a to co widzimy jest jak zestaw przelotnych mgnień, które mają uzasadniać kolejne przebłyski akcji. Temat może i bardzo dobry, ale podejście do niego schematychne, za mało tu głębi a za dużo miejsca na interpretację. Generalne wrażenie jest takie jakbyśmy nie oglądali filmu tylko byli na przedstawieniu teatralnym, taki teatr telewizji bo szerokich ujęć czy plenerów w tym filmie prawie wcale nie ma.
Nie odradzam ani nie polecam bo być może są tacy, którym takie kino pseudo "przeintelektualizowane" odpowiada.
Ponieważ nie obejrzałem filmu do końca to gwoli uczciwości nie pokuszę się o jego ocenę, ale jest to film, który najpierw wynudzi nas przez co najmniej godzinę lub dłużej, żeby w końcówce pokazać ewentualnie jakieś fajerwerki.
Quo vadis to kolorowa nędza, Plac Zbawiciela to autentyczny dramat. Ogląda sie (o sobie mówqię) ze ściśniętym gardłem, z wrażeniem docierania nad skraj przepaści, powolnego zaciskania pętli.
" Nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem ludzi którzy z zapartym tchem czekają na dwieście pięćdźiesiąty któryś odcinek "Plebani", "Złotopolskich" czy całej tej masy badziewia"
Słuchałeś dialogów? Pustych miejsc, tam, gdzie bohaterowie milczą? Gdzie słowa zaczepiają się i wybrzmiewają z wolna?To niczym nie przypomina konwencji telenowel.
"Nie odradzam ani nie polecam bo być może są tacy, którym takie kino pseudo "przeintelektualizowane" odpowiada."
Czy to zdanie ma sens? Skoro film jest "pseudoprzeintelektualizowany" (sic!) - chyba znaczy to, ze przeintelektualizowany nie jest. To chciałeś napisać? Czy raczejm,, że "pseudointelektualny" lub "przeintelektualizowany" bez "pseudo"?
Zgadza się. Film ściska w gardle i wyzwala wielki żal na tą naszą polską rzeczywistość. Jak się patrzy na tą brutalność naszych realiów ukazaną w filmie, można powiedzieć że otwiera się nóż w kieszeni. Wszyscy wszystkich wszędzie mają w d*pie.
Kraj paradoksów, developer zbankrutował, notariusz wziął swoje, a najsłabszy jak był, tak jest bezbronny i bogatszy o zrujnowane życie. Kredyty niby ubezpieczone, notariusze powinni dbać o interesy swoich klientów w zapisach na aktach za tak wysokie wynagrodzenie do k**** nędzy. Bezsilność, brak pracy, życie dziadków, dzieci, wnuków pod jednym dachem, kłótnie, nienawiść, wrogość wobec najbliższych.
Trąci sytuacją jak na ciężkiej wojnie, gdzie ludzie gotowi nawzajem się pożreć, żeby przetrwać.
Klasę społeczeństwa można poznać po tym, jak żyją w nim najsłabsi. Co innego jeśli ktoś wybiera wódkę, narkotyki i nie chce czyjejkolwiek pomocy. Ale najbardziej boli, kiedy wokół słychać "niemy" krzyk o pomoc i nikt, ani nic nie jest w stanie z tym nic zrobić...
Swoją drogą ciekawe, czy to małżeństwo przetrwałoby, gdyby dostali nowe, śliczne mieszkanko - wydaje mi się, że nie. A Wam?
nie przetrwaliby, jak większość, bo nie tylko ekonomiczne realia są w Polsce do dupy, ale i mentalność, która polega na:
- niedouczeniu n.t. zasad antykoncepcji oraz wcieleniu ich w życie. Oboje byli niegotowi na dziecko, a żyli w XXI wieku kiedy ludzie mogą już świadomie planować rodzinę - głupota.
- zasadzie "wpadka->małżeństwo->"no dobra to już jesteśmy razem i chyba nam fajnie"-> drugie dziecko. A gdzie jakaś kariera albo chociaż obustronne zadbanie o zarobek, o dobra materialne, o zabezpieczenie siebie i przyszłych dzieci? KOMPLETNIE nie rozumiem tego myślenia w którym kobieta za wszelką cenę powinna urodzić dzieci przed 30. Powinna urodzić, wtedy gdy zdobędzie już określoną pozycję społeczną, ustanowi odpowiedni status materialny, by te wszystkie głowy wykarmić. A jeśli nie ona, to dobrze zarabiający mąż. Jeśli wynagrodzenie obojga jest do dupy, zatem żadnych dzieci! Nie powielajmy nieszczęścia ludzkiego i nie twórzmy patologii. Przecież widać było, że oboje w żadnym stopniu nie nadają się do bycia rodzicami, że obowiązki domowe ich męczą, deprymują, niszczą. Ktoś kiedyś napisał mniej więcej tak: "trzeba mieć prawo jazdy,żeby jeździć samochodem, trzeba mieć licencję na xyz (nie pamiętam), żeby xyz. Dlaczego zatem nie ma licencji na wychowywanie dzieci? Powinno zacząć się wbijać młodym ludziom do głowy, że założenie rodziny i urodzenie dzieci NIE JEST POWINOWACTWEM i celem każdego, bo niektórzy się do tego zwyczajnie nie nadają. edukacja seksualna w szkołach nie powinna być wyłącznie prorodzinna, ale nastawiona na każdą sytuację i elastyczna. - kolejna głupota.
- nie rozumiem też tego co miesięcznego szarpania się na ratę kredytu. Gdyby wszystko się udało i mieli mieszkanie, to skąd by mieli pieniądze. Czy to w ogóle było przemyślane?- jeszcze jedna głupota.
Podsumowując: film jest świetny dla młodego człowieka, dopiero wchodzącego w życie i któremu łatwo może się powinąć noga. niech uczy się na błędach bohaterów "Pl. Zbawiciela", a nie na swoich. inne osoby- dojrzalsze może tylko zirytować.
Zakładam, że twoja wypowiedź jest beznadziejna. Znaczy się nie wiem czy jest, bo nie doczytałem do końca. Jest zbyt nudna... przynajmniej do momentu do którego doczytałem. Co do filmu do obejrzałem go oparty o biurko i nie mogłem oderwać oczu od monitora. O Placu Zbawiciela dowiedziałem się przypadkiem, wcześniej obił mi się tylko o uszy. Dlatego nie sądzę żeby nakręcono wokół niego aż taką machinę marketingową. Bardzo autentyczne kino, a nie jakaś chryja dla małolatów. Małolatem pewnie nie jesteś, ale weź sobie człowieku zdejmij klapki z oczu bo na razie to ty wpadłeś machinę manipulacji i narzucanych gustów. Byle ładniej, byle szybciej, byle mocniej. A jak już nakręcą coś w powolnym tonie, sennej atmosferze życia codziennego, to złe bo nudne.
Zgadzam sie. Mocno chybione jest przyklejenie łaty marketingu do tego filmu.
Ciekaw jestem gandalfszalony - jak sklasyfikujesz np. Lejdis ?
A ja się w pełni zgadzam z autorem wątku. Wiele już w życiu filmów widziałem ale ten był beznadziejny jak dla mnie. Cały czas czekałem aż tylko się skończy. Nie rozumiem fascynacji takim "dziełem" nazwijmy to. Żeby obejrzeć domowe kłótnie wystarczy że pójdę do sąsiada albo do ciotki Grażyny zobaczyć jak się okładają z mężem. Zero rozrywki na takim kinie, w dodatku nie ma jakiegoś ciekawego zwrotu akcji, np że rodzinka wygrywa 6.000.000 pln w totka, albo coś, taka droga krzyżowa od początku do końca, pokazywałem ten film znajomemu z UK i stwierdził że jakiś też nijaki ten film nie chciał patrzeć do końca. Wystarczy mi stresów i problemów na co dzień żeby się jeszcze się wkurzać takimi filmami. Przecież film o życiu i problemach można zrobić ciekawie.. jak "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", czy "Dzień Świra"
"Nie rozumiem fascynacji takim "dziełem" nazwijmy to. Żeby obejrzeć domowe kłótnie wystarczy że pójdę do sąsiada albo do ciotki Grażyny zobaczyć jak się okładają z mężem."
To było coś więcej - studium rozkładu rodziny.
Zero rozrywki? A co tu ma rozrywka do rzeczy? Szukasz rozrywki w dramacie społecznym?
No pewnie masz rację, tylko wydaje mi się że jednak "dramat społeczny" to dość wąska kategoria filmowa i zdecydowanie nie dla każdego odbiorcy, może i dobrze że taki film się pojawił, ale ja traktuje kino jako sztukę jarmarczą w najczystszej formie, która ma odrywać od rzeczywistości, bawić, dawać satysfakcję, nie lubię użalać się nad sobą, ani nad innymi, taki już jestem i dobrze że jako ludzie różnimy się od siebie, ale wolę jednak inne kino...