PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=245950}
7,6 85 tys. ocen
7,6 10 1 85225
7,6 49 krytyków
Plac Zbawiciela
powrót do forum filmu Plac Zbawiciela

Od pewnego czasu zastanawiałem się z niepokojącą i wzrastającą obawą o cechach przerażenia, co też się dzieje z polskim kinem?
Na ostatnim festiwalu filmowym w Gdyni wygrywa w cuglach (zgarniając główne nagrody- najlepszy film, aktorstwo) bardzo przeciętny film telewizyjny.

Historia polskiego kina to również historia krótkich filmów realizowanych przy wsparciu telewizji publicznej (dzisiaj także i prywatnych stacji.)
Tak swoje kariery rozpoczynali: Krzysztof Kieślowski, Agnieszka Holland (by przywołać największych.) Ale w czasach gdy realizowali swoje mini- projekty nikt im za to nie wręczał laurowych wieńców, ani tym bardziej nie bił bezmyślnie braw. Krótkie fimy były dla twórców wstępem, zaproszeniem do jeszcze większego wysiłku twórczego, którego efekty możemy oglądać i podziwiać obecnie na wszystkich typach ekranów.

Tymczasem teraźniejszość obrazuje sytuację zgoła odwrotną, nieco przyznam groteskową.
Dwoje utalentowanych twórców: Krzysztof i Joanna Krazue postanawiają zrealizować film telewizyjny. Podstawą scenariuszową staje się w trakcie dyskusji nad projektem "rozpad małżeństwa z teściową" w tle. Materiał do scenariusza dostarcza naszym twórcom poczytny dziennik o charakterze brukowo- skandalizującym.
Właściwie prace nad scenariuszem mają charakter bardziej improwizacyjny niż zdecydowany. Na planie filmowym aktorzy sami wymyślać będą kwestie mówione do konkretnych scen.
W trakcie realizowania filmu, nieznana mi bliżej osoba wpada na pomysł wprowadzenia filmu na sale kinowe. Pomysł chwyta.
Krytyka zachwycona (vide podsumowanie roku w KINIE), publiczność też,zachwytom i ekstazom nie ma końca.
Generalnie temat filmu jest bardzo ciekawy i niezwykle nośny: rozpad małżeństwa, walka o dominację nad męźczyzną matki i żony, w końcu dramat porzuconej kobiety, obserwowany przez przerażone dzieci, biedne ofiary zagubionych dorosłych.
Od czasów SCEN Z ŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO kina zajęło się na poważnie tematem kryzysu w małżeństwie. Ingmar Bergman postanowił zrealizować swój film na potrzeby telewizji. Ale co ciekawe w Polsce i ten film oglądać możemy w kinach (co może tylko cieszyć.)
SCENY to modelowa analiza rozpadu małżeństwa, ukazująca wszystkie etapy wspónego życia dwojga ludzi- wzajemna fascynacja, zmagania z codziennością, zdrada jednego z małżonków, porzucenie żony przez męża, rozwód i...po wielu latach powrót do fascynacji (w co trzeba przyznać trudno mi uwierzyć.) Całość rozegrana w długich ujęciach, zawierających w sobie spectrum uczuć od miłości do nienawiści.
Film zamknięty jest w ciasnych pomieszczeniach, bezlitośnie przedstawiając tragi- komedię dwojga ludzi, upokarzających się wzajemnie.
Piszę o SCENACH, gdyż myślałem o filmie Bergmana, oglądając film państwa Krazue. Myślałem, przyznaję zbyt często i zbyt natarczywie. Ale, niestety nic innego mi nie pozostawało.
PLAC ZBAWICIELA to film z założenia nastawiony anty:
-antyserialowo, antyrodzinnie, antymęsko.
Niestety na postulatach się kończy. Nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że w PLACU jest to wszystko, czego brakuje w polskich tele- nowelach. Otóż jest: i zdrady i śmierć i podłość i nienawiść i wściekłość, a nawet kłótnie małżeńskie (a wiedzę czerpię tylko i wyłącznie z jednego serialu.)
Dalej: krtyzys rodziny. Nihil novi. Co nie oznacza, że o familii powinniśmy non disputantum! Musimy, gdyż styl rodziny się zmienia, przeżywa transformację, coraz większą alternatywą stają się dla modelu rodziny wolne związki, albo bycie singlem.
Co zobaczymy w filmie, ano niewiele. Męźa, który pracuje, żonę, która do pracy pójść musi i teściową, która również z musu przyjmuje syna wraz z familią do własnego mieszkania.
Wszelkie awantury pomiędzy teściową a synową mają w gruncie rzeczy charakter symboliczny. No jak to- powie widz- nie ma w tym filmie awantur?! No więc są: krzyczą na siebie panie niemiłosiernie (a krzyczą bo różnią się charakterologicznie: jedna to skrupulatna ekonomistka, druga ma lekką rękę do pieniędzy i wychowywania dzieci.)
Efekt tych słownych wojen: dziewczyna wraca do rodzinnego domu, zostawiając męża, który najpierw jest bardzo zdziwiony, a następnie znajduje pocieszenie w ramionach innej.
I to właściwie jest w tym filmie najbardziej autentyczne- złość męźa na nierzogarniętą żonę, furiatkę, niepotrafiącą znaleźć porozumienia z teściową.
Aktorsko jest to słabiutkie. Widać, że aktorzy nie mieli specjalnie, ani czasu ani ochoty na dogłębne poznawanmie wymyślanych na szybko dialogów.
Zresztą scenom "pełnym napięcia" też kompletnie brakuje głębi, albo są za krótkie, albo zwyczajnie realizatorzy idą na łatwiznę wprowadzając przewodni motyw muzyczny między "słowne wojny".
O zakończeniu nie warto nawet wspomninać. Jest tyleż nieprawdopodobne, co modne i wyliczone na wzruszenie publiki, słowem emocjonalna manipulacja.
Ocena 1/10.

ocenił(a) film na 10
Al_

Wg mnie twoje argumenty są beznadziejne bo jak można powiedzieć że aktoratwo było słabiutkie,albo że jest to film telewizyjny a na dodatek mówisz że "Plac Zbawiciela" jest filmem antyrodzinnym, antmęskim. Widać ze nie zrozumiałeś przesłania, ani samego filmu. Co do jednego mogę się z Tobą zgodzić, że jest to film trochę antyserialowy, gdyż pokazuje prawdę a nie papkę i lukier oferowny w polskich jak i zagranicznych tasiemcach.

ocenił(a) film na 1
Kilinski

Witaj!
Nic niestety na to nie poradzę, że PLAC to filmik telewizyjny. Zresztą nie musisz mi wierzyć, to nie jest tylko i wyłącznie mój wymysł (podobnie uważa jeden z najciekawszych znawców kina- Krzysztof Kłopotowski.)
Film małżenstwa Krauze spełnia wszystkie kryteria dzieła robionego dla TV. Możemy oczywiście udawać, że tak nie jest, ale po co?
Zresztą nie to jest nawet najgorsze, że film niespełniający wymogów kinowych trafia na wielkie ekrany. O wiele gorsze jest to, że ludzie którzy się nim fascynują wygadują na temat PLACU różne niezrozumiałe dla mnie frazesy.
Piszesz o papce i lukrze (fajne słowa, pierwsze kojarzy mi się z musem jabłkowym, a drugie z pączkami, mniam, mniam.) Z asocjajami kinowymi jest już nieco gorzej.
W polskim kinie ostatnich 16 lat, ponuractwo i baznadzieja to główne tendencje rozwojowe. Także nie za bardzo rozumiem, dlaczego PLAC ma być takim objawieniem, skoro dramatyzm , tragizm wręcz jest jego osią fabularną.Powiem więcej po takich dziełach jak DŁUG, CZEŚĆ, TERESKA!, PRĘGI czy PSY film twórcy MOJEGO NIKIFORA powinien być powitany co najwyżej leniwym wzruszeniem ramion. Nie dość, że nie wnosi nic nowego do tematyki "polskiego piekiełka" to dodatkowo epatuje myślowym prostactwem.
Jeżeli uważasz, że moje argumenty są beznadziejne (co stwierdzeniem samym w sobie jest bardzo obiecującym, bo zapowiada, że napiszesz mi coś więcej o filmie, w kontrataku tak zwanym), to powiedz proszę, dlaczego PLAC nie jest filmem o rozpadzie rodziny, krytykującym, osądzającym wręcz postać męźczyzny- ojca.
Bo jak na razie piszesz: "nie zgadzam się". To jak na potrzeby dyskusji trochę mało. Przyznaję, wstęp fajny, ale co z rozwinięciem, dysputą, polemiką, burzą mózgów, hę?
A tak w ogóle, to jakie jest przesłanie tego filmu, o którym piszesz?
To PLAC ma jakieś przesłanie, to film z misją?? Jeżeli tak, to jego teza brzmieć musi następująco:
małżeństwo w Polsce układa się wówczas, gdy mąż dużo zarabia, a kobieta jest szczęśliwa, że może pieniądze małżonka beztrosko wydawać.
Problemy pojawiają się, gdy rodzina wpada w długi (coś tematyka zadłużenia bliska jest panu Krzyśkowi). Wówczas (co twórcy postulują bez litości i do bólu) w żaden sposób nie należy zwracać się o pomoc do rodziny ( w tym wypadku matki męźa) gdyż skutki tego zabiegu owocują w nieustannych kłótniach teściowej z synową.
Reasumując z filmu płynie następujący wniosek: rodzinka ma się dobrze, gdy są pieniążki, jak ich nie ma, wszystko się rozkłada, rozpada, wali, itp, itd. (tu dopisz sobie synonimy rozpadu, takie jak lubisz.)
Nie przeczę, że tak bywa, że to, jak piszesz: "prawda". Ale, sam przyznasz, wyświechtana i banalna.
Adios!

ocenił(a) film na 10
Al_

Niestety ale nadal nie rozumiem dlaczego wg Ciebie jest to film telewizyjny czy tak samo jak pan Kłopotowski (którego niezbyt cenię jako krytyka i to nie tylko z powodu "Placu Zbawiciela") uważasz że kadry były za ciasne i nie zadbano o orientację przestrzenną? Jak tak, to przeczytaj tekst w którym wypowiadają się prawdziwi specjaliści od zdjęć.
http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=34928
Jak dla mnie przesłanie filmu nie jest zbyt trudne do rozszyfrowania. Po pierwsze Plac ... mówi o braku porozumienia, po prostu zwyczajnej rozmowy w której można sobie wszystko powiedzieć, czy nie zauważyłes że bohaterowie tego filmu cały czas krzyczą na siebie? Po drugie próba naprawienia złego, na co nigdy nie jest za późno.

ocenił(a) film na 1
Kilinski

Cześć!
Przeczytałem. I Twoje zdanie i tekst ze stopklatki. Operatorzy chwalą w nim zdjęcia do PLACU. A niech sobie chwalą, co mnie do tego? Zresztą, o samej stronie technicznej filmu na stopklatce jest w sumie niewiele, ledwie, że "zdjęcia do filmu były niewidoczne", a to podobno już samo w sobie dobrze świadczy o kinie.
Nie wiem, czy posiłkując się tym tekstem, nie chcesz mi przez przypadek udowodnić, że film telewizyjny może być udany. Otóż, Drogi Rozmówco, nie musisz. Naprawdę! Filmy telewizyjne bywają całkiem dobre, nic zresztą w tym złego, że później trafiają do kin, jak BRZEZINA czy POJEDYNEK NA SZOSIE.
Sam sposób kadrowania nie klasyfikuje jeszcze filmu, podobnie jak wybór taśmy na której zostanie zapisany. To wszystko rzecz umowna, tak jak klasyfikacja gatunkowa, partie polityczne, czy portale internetowe (ale jak widać - fajnie, że są.)
Oglądając PLAC zadawałem sobie takie małe pytanko: skoro to filmidło znalazło dystrybutora, trafiło do kin i aby je zobaczyć trzeba za to zapłacić, to dlaczego do cholery takie dzieła telewizyjne jak: BELLISSIMA, INFERNO czy alARM też się w kinach nie znalazły?? W czym one gorsze, w czym uboższe? INFERNO jest przecież bardziej socjologiczne, BELLISSIMA równie toksyczna, a film Gajewskiego ma fajny, nielogiczny klimat. Wiesz może? To przecież pieprzona niesprawiedliowść!!
Zgadzam się w pełni, że przesłanie filmu jest proste jak kij od szczotki.Ale czy aby na pewno, takie jak piszesz?
Bohaterowie krzyczą na siebie, bo tak zakłada scenariusz. Założenie jest to przyznam cwane i sprytne jednocześnie. Krzyczący bohaterowie są o wiele ciekawsi od bohaterów nie- krzyczących, szczególnie gdy opowiadamyistorię konfliktową. Właściwie dla mnie to oni mogą ziewać, chrapać, bzykać się (no wiadomo, w ramach cenzury, bo film jest chyba od lat 15), nie zmienia to faktu, że postaci z PLACU są nudne, nijakie i mdłe. I pewnie o to chodziło- pokazać typową, beznadziejną polską rodzinę, pełną wzajemnych rozszczeń i pretensji. Jeżeli tak, to ja serdecznie twórcom gratuluję- odnieśli sukces. Tylko, niech mi nikt nie mówi, że to jest kino!
Co do pana Krzysztofa Kłopotowskiego,możesz go sobie cenić, możesz palić jego kukły na stosach i nazywać jego imieniem budyń truskawkowy.
Możesz w ogóle nikogo nie cenić i mieć wszyskich krytyków świata w zupie.
Nie zmienia to faktu, że jest to uznana postać,zna się na kinie i ma facet własne zdanie. Dla mnie styknie.
3 się!