Zarejestrowałem się tu tylko po to aby może wreszcie się dowiedzieć o co w nich chodzi.
Mam 43 lata i oglądam prawie wszystkie polskie filmy, i - nie wiem czemu - czasem któryś męczy.
Nie dlatego że jest słaby/nieudany, tylko że jest specjalnie tak zrobiony.
Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad takimi tworami.
Przecież w tym http://www.filmweb.pl/Plac.Zbawiciela non-stop się kłócą.
Co ma mi dać wysłuchanie tych kilkudziesięciu minut lejącej się z ekranu agresji ? ... Nie wiem.
Jeśli ktoś twierdzi że to mnie ubogaciło, to w takim razie ci ludzie którzy za ścianą mają pijacką melinę to są szczęściarze !
Zawsze też w takich ambitnych filmach wmontowane są przerywniki: sceny w których nic się nie dzieje.
Chyba rekordowo dużo takich było w http://www.filmweb.pl/Nadzieja
Jedzie facet samochodem, wysiada, idzie ulicą, idzie klatką schodową,... Jaki to ma sens ?
"Ubarwione" jest to w dodatku jakąś grobową muzą. O co chodzi ?!
Ponad 10 razy musiałem się ratować przewijaniem filmu.
Popieram opinie o tym filmie:
"Strasznie senny, nudny i przymulający."
http://www.filmweb.pl/film/Nadzieja-2007-253910/discussion/Mizernota+z+koszmarny m+d%C5%BAwi%C4%99kiem+i+aktorstwem.,1043057
"najlepiej słyszalne są odgłosy typu szuranie buciorami, trzaskanie drzwiami, brzękanie kluczami"
http://www.filmweb.pl/film/Nadzieja-2007-253910/discussion/Brzd%C4%99k+brzd%C4%9 9k%2C+stuku+puku.,999666
-To właśnie też mnie raziło. Wyraźnie takie właśnie dźwięki podgłośnili. Po co ?!
To jest jakieś chore !
Od siebie dorzucę że nawet robili sztuczne pauzy także w dialogach:
Jeden się pyta coś drugiego, a ten czeka zanim odpowie. Jeśli po prostym pytaniu rozmówca milczy to znaczy że się obraził. Bo (jak nie ma coś z uszami albo z głową to) przynajmniej wydaje jakiś nieartykułowany dźwięk lub gest. A tu nic, Pustka. Jakby ich procesory w głowach się zawiesiły.
Tak się w rzeczywistości prawie nigdy nie zdarza. A tu było tego pełno!
Rozumiem że dziwnie mówi Jaś Fasola, czy dziwnie chodzą w Ministerstwie Dziwnych Kroków, ale w filmie (ponoć) poważnym, to po co to dziwaczenie? Naprawdę nie rozumiem.
Jeśli można, to poproszę o wyjaśnienie.
Piesiewicz aby przekazać to co chciał przekazać
http://ambinet.pl/film/pressbook/951/4/krzysztof_piesiewicz_o_filmie.htm
mógł również to zrobić w przystępny sposób, bez zaśmiecania filmu.
No bo jak kogoś fascynuje jadący samochód: to niech sobie idzie na ulicę i patrzy, nawet godzinami.
Jak lubi jakieś mroczne dźwięki: to niech sobie puszcza z empetrójki. Proste.
Przecież np. b.d. serial wojenny http://www.filmweb.pl/serial/Czas+honoru-2008-470293 nie był błahą komedyjką, tylko zawierał poważne tematy. A jednak jakoś nie dodali w nim nic nie znaczących scen. (A mogli zyskać: serial miałby 1 odcinek więcej :) !)
Muzyka: cóż, rzecz gustu. Ale można przecież puścić jakąś obojętną, łagodną, a nie taką która jest dla większości przykra, nie ?
Przerwy: Być może są aby dać widzowi czas na reflexję. Ale od czego przycisk PAUSE ?!
(A chyba nikt mi nie powie że kogoś nie stać na magnetowid/nagrywarkę gdy używany można kupić za 1% średniej pensji.)
Tak więc naprawdę nie rozumiem tych "wyrazów artystycznych".
Na czy ma polegać ambitne kino? Na tym że film jest specjalnie popsuty ?
Tak myślę że chyba właśnie tak. (Tak jak nowe dżinsy można kupić od razu wytarte.)
Mam taką teorię:
Jako że filmy rozrywkowe są robione aby nie były nudne ani ponure, tylko aby dawały przyjemność, no to film ambitny, żeby nie był wzięty za rozrywkowy, to nie może był łatwy w odbiorze, nie może być miłej muzyki. Musi być odwrotnie.
(Coś tak jak w radosne święta Zmartwychwstania w Watykanie leci taka smętna pieśń "Alleluja", że jak bym nie wiedział co to znaczy, to bym myślał że to opłakują jeszcze ukrzyżowanie.)
Działa tu wg mnie takie myślenie twórcy filmowego:
Jest powszechne przekonanie (Bzdurne bo np czekolada czy sex są b. zdrowe, ale mniejsza o to.) że na świecie wszystko co wartościowe musi być okupione wysiłkiem, trudem, znojem, a wszystko co przyjemne jest albo szkodliwe, albo tuczące, albo niemoralne.
No to więc aby mój film był uznany za wartościowy, no to "oczywiście" musi wywoływać cierpienie.
Jakby "Alleluja" było w szybszym-radosnym tempie: mogłoby być określone (choćby przez dewotów) za niepoważne. No to już lepiej pomęczmy się wszyscy.
Jakby w filmie dać jakąś zwyczajną muzykę oraz dobrze go zmontować (tj. wyciąć sceny bez akcji i wyciszyć hałasy) to film byłby... normalny. O zgrozo! Normalny! To nie może być! Trzeba go u uartystycznić!
Co z tego że później dostanie opinię "przymulający", jak znajdzie się wielu wychwalających dzieło (a przez to twórcę dzieła). A znajdą się tacy, bo przecież w każdym dziwactwie - jak się ma taką wolę - można doszukać się wartości artystycznych.
W http://www.filmweb.pl/Nie.Lubie.Poniedzialku (1971) znaleziono wszak bardzo głębokie wartości w dreblinkach do kombajnu.
http://wiadomosci.wp.pl/gid,13333027,title,Kontrowersyjne-dzielo-zniszczone,gale ria.html
To "dzieło" (wg autora) na pewno też zawierało jakieś doniosłe przesłanie.
Tak więc jest taka symbioza: Twórcy świrują, a krytycy i fani wiwatują. Pierwsi zgrywają niosących wartości, drudzy udają (także przed sobą) że widzą wartości. Pierwsi dostają chwałę, drudzy dowartościowują się że odbierają te cenne treści.
I wszyscy są usatysfakcjonowani.
No,... oprócz normalnych. (Tak jak normalny zawołał "Król jest nagi!".)
Podobny mechanizm przecież działa w sektach gdy przyjemnie jest i guru i jego "wybrańcom". Tylko czy te treści które guru im objawia są obiektywnie wartościowe ? Oto jest pytanie.
Tak sobie myślę że czas powziąć silne postanowienie: Jak tylko zobaczę że film pachnie "tym wyższym" kinem, to zdecydowanie nie ulec ciekawości jak rozwinie się dalej akcja, tylko zamiast się nim bezsensownie zgnębić, to włączyć jakiś discovery, to przynajmniej się czegoś prawdziwego dowiem.
A nawet teatr polityczny PO-PiS, bo choć (tak jak w filmach) plotą banialuki, to jednak starają się wyglądać jak najnaturalniej, a nie jak najsztuczniej.
To, że film jest smutny nie musi oznaczać, że jest ambitny. Ten film jest straszny. 3 dni po obejrzeniu tego filmu broniłem się przed depresją. Nie twierdzę, że jest nie prawdziwy, ale pokazuje na tyle smutną i przejmującą historię, że np. prawie doszczętnie pozbawione koloru ujęcia działają bardzo negatywnie na widza. Nie polecam. Można mieć inne zdanie.
Powtórzę tylko jeszcze raz. Ambitny film nie musi być smutny, a smutny film nie musi być ambitny.
Jak to prowokacja, to podziwiam zapał, więcej byś osiągnął pisząc "ale chujnia 0/10 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!". A jeżeli nie jest to prowokacja, to współczuje, jesteś ślepy na wiele piękna, co jest przykre. Brak ci wrażliwości, więc chyba lepiej będzie dla Ciebie, jak nie będziesz się brał za kino artystyczne, tylko rozrywkowe, bo taką funkcję powinno dla Ciebie odgrywać. Zdaje mi się, że najzwyklej w świecie nie nadajesz się do ambitnych produkcji, więc daj sobie z nimi spokój i nie zaprzątaj głowy.
Każdy ma prawo być cepem. Ale żeby tak publicznie się do tego przyznawać? "Placu Zbawiciela" żadną miarą nie można zaliczyć do "ambitnego kina" - to po prostu rasowy dramat, normalny film. Bardzo dobry zresztą. Zarzuty wzięte z dupy, ale tak to już jest, jak śpiewał artysta - "niemożność zrozumienia każdego złości". Patrząc na twój wiek nie napiszę - nie martw się, za 20 lat zrozumiesz. Nie zrozumiesz. Ale mam dla ciebie pocieszenie - dobór naturalny sprawi, że twoje prapraprapraprawnuki zapewne już zrozumieją ten film. Ciesz się! :)
Odpowiem zbiorczo Wam wszystkim:
Wszystkie 3 odpowiedzi - chyba można tak uznać - potwierdzają to co napisałem: Ja po prostu nie należę do tych odbierających takie kino. Jestem inżynierem, i dla mnie dreblinki są częścią kombajnu i tyle. Ale i dla wszystkich innych też tak było ...zanim nie obejrzeli je ci odbierający ! (W http://www.filmweb.pl/Nie.Lubie.Poniedzialku )
Tylko że ja tego nie widzącego tych wartości, nie nazwę "ślepy" czy "cep".
(BTW: Te epitety potwierdzają wszak to co napisałem: >"drudzy dowartościowują się że odbierają te cenne treści." ! :) )
W sektach właśnie określenia "ślepy" używa się na człowieka spoza sekty. Ale czy ten widzący jest na pewno w lepszej sytuacji ? Chyba niekoniecznie.
Butelka Coca-Coli też była po prostu butelką, ... do czasu aż Andy Warhol obwieścił Światu że zawiera (oprócz napoju) wartości artystyczne, nie ?
Ja nie uważam że zanim on ludzi "oświecił", to na Ziemi żyły miliardy cepów !
Po tych przykładach subiektywności odbioru, widać czarno na białym, że te wartości są TYLKO w umyśle tego odbierającego je, i TYLKO dlatego istnieją, że są WYTWARZANE przez umysł tego człowieka. Tak jak w Niebie jest Jezus / Allach / Kriszna / Zeus / ... zależy od "widzącego" !
Najwięcej, to widzą narkomani i schizofrenicy. Tym to dopiero nie można zarzucić że są "ślepi" ! Ale czy mam im zazdrościć ? No nie zamierzam.
UWIELBIAM tą opinię i w pełni podzielam to zdanie. Almodowar też porusza tematy trudne ale w jego filmach nie brakuje lekkości i polotu. Przecież do cholery ludzie się śmieją nawet w traumatycznych sytuacjach. Wszystko w tym filmie bazuje na pospolitych trikach i oczywistych zabiegach. Dlaczego Beata nie opuszcza np. domu latem i tuła się z dziećmi, kiedy jest cieplutko i świeci słońce? Ten zabieg z tym truciem dzieci też tani i sensacyjny. Ja np. wolałabym żeby upodliła się na maksa, "posrała" jeszcze 15 razy ale nagle pyk i olśnienie w stylu (o Jezu co ja robię). Z tym truciem dzieci przedobrzone, oczywiste i po najniższej linii. Dramat jej losu byłby o wiele bardziej czytelny gdyby ta sucha notabene też bardzo samotna i pokrzywdzona przez los teściowa w swój nieudolny sposób jej pomogła. Oczywiście nie w prost i z happy end'em ale na tyle aby ta bidula Beata się opamiętała. Zamieszkała kontem u koleżanki lub na wynajętym pokoju i biednie bo biednie ale dawała sobie radę. Film kończył by się fleszem, ze jest urobioną kobietą, "zajechaną i wyplutą" gdzie każdy wrażliwiec filmowy widziałby jaki podły spotkał ją los i jak "rzeczywistość boli" Nie potrzebny ten sensacyjny dramat aby ukazać jej los. Za wprost i za prosto
I dodam że sama mam już 36 wiosen i pewnie zachwyciłabym się tym filmem świeżo po Liceum.
@TheBenoslaw, @Gebodupa, @smokulec - obejrzałem ostatnio film Lori Petty - "The Poker House" - historia głównej bohaterki Agnes to zdecydowanie bardziej mrożąca krew w żyłach opowieść niż historia Beaty. To nie jest kino rozrywkowe i nie sądzę też, żeby brakowało mi wrażliwości w związku z tym co zaraz napiszę na temat Placu Zbawciela.
The Poker House to film, który niesie nadzieję - pozytywną nutę. Mało tego, to nie jest science-fiction bo historia jest prawdziwa i wiadomo jak potoczyły się losy głównej bohaterki. Artur Pietras w ostatnim Kinomaniaku stwierdził, że brakuje w polskim kinie pozytywnej nuty i to jest fakt.
Nie podoba mi się do końca wyścig o to, który reżyser i scenarzysta przedstawią lepiej nędzne życie Polaków lub którzy wspólnie lepiej wyśmieją nasze narodowe wady. Sztuką jest umieć śmiać się z samego siebie - ale trzeba odróżnić ten dystans od bezczelnego robienia z Polaka niedorajdy. Z tych filmów wyłania się obraz Polski jako jakiegoś ciemnogrodu, średniowiecznej osady, miejsca pominiętego przez cywilizację.
Jakie przesłanie niesie Plac Zbawiciela? Jaką inspirację? Czy jest tam nadzieja czy tylko nędza? Wyobrażam sobie taką sytuację - przychodzi do mnie sąsiad i opowiada mi historię rodziny takiej jak w tym filmie - pytam się - "ale po co Ty mi to mówisz, w czym ma mi to pomóc? - Powiedz mi lepiej jak można im pomóc jeśli jesteś tak bardzo wrażliwy na ludzką krzywdę."
Bardzo łatwo jest zarzucić komuś brak wrażliwości ale to Tobie a nie mi brakuje odwagi, żeby zawiadomić policję kiedy za ścianą mąż kolejny raz tłucze żonę. Więcej pokory - zajrzeć nędzy w oczy przez szklany ekran to nie sztuka - spróbuj nie odwrócić wzroku na ludzką krzywdę kiedy mijasz ją na ulicy.
Przyznam szczerze ,że trafiłem na ten temat ,szukając informacji na temat filmu. Do tej pory go nie widziałem ,ale uznałem, że temat jest na tyle ogólny ,że nie będzie bezczelnością zabranie głosu. k3r10n chce od kina moralizatorstwa. Jasnego rozwiązania ,najlepiej jednego ,często podanego na tacy. Otóż w większości przypadków ,ambitny i inteligentny twórca zdaje sobie sprawę ,że na przestrzeni lat ,może dojść do modyfikacji jego punktu widzenia. Dlatego unika ostatecznego osądu ,tworząc w ten sposób dzieło aktualne bezwzględnie . Zamiast dawać odpowiedź ,zadaje pytania i najwyżej zarysowuje odpowiedzi ,macza się w tematyce . Liczy też na to ,że widz ,ma na tyle oleju w głowie ,by wyciągnąć wnioski ,może nawet lepsze niż on sam byłby w stanie zamieścić w filmie.
Podoba mi się to co napisałeś - nawet bardzo.
Nie jestem przekonany czy sam wiem czego chcę od kina bo boję się stać się więźniem pewnego schematu, który zawęży moją perspektywę i ograniczy zdolności poznawcze. Wiem natomiast czego nie chcę. Można robić filmy "smutne" na dwa fronty - te w których matka próbuje pozbawić życia swoje dzieci oraz te bardziej "globalne" - gdzie oprócz trudnej historii pojawia się coś, co czyni film w sumie przyjemnym w odbiorze. Pisząc globalne mam tutaj na myśli postać PROT'a z filmu K-PAX i jego złożoną i niełatwą historię - ba nawet tragedię. Czy skala tragedii PROT'a jest mniejsza niż rodziny w filmie Plac Zbawiciela? - moim zdaniem nie. Czy film K-PAX jest ciekawą przygodą? - moim zdaniem TAK. Czy Plac Zbawiciela jest równie ciekawą przygodą? - moim zdaniem nie.
Można przedstawić smutne historie na minimum 2 sposoby. Sposób jaki zaprezentowany został w filmie Plac Zbawiciela jest dla mnie przygnębiający tak jak i cały film.
Kiedy mam ochotę obejrzeć jakiś rosyjski film - pierwsze co mi się kojarzy to obraz zimnej, ponurej Moskwy albo innej rosyjskiej "wioski" w klimacie syberyjskim. Chciałbym, aby polskie kino zaczęło kojarzyć się z czymś więcej niż malutkim m2, alkoholem, sądami rodzinnymi itp.
... Chciałbym, aby polskie kino zaczęło kojarzyć się z czymś więcej niż malutkim m2, alkoholem, sądami rodzinnymi itp
.,,Potop " oglądać często i może jeszcze ,,Faraona".
,,Plac Zbawiciela" jest filmem o dużym ładunku emocjonalnym, czasem przekraczającym granice empatii, ale barier intelektualnych nie stawia.Opowiadany jest wprost, bez zawiłości i dobrze bo pewnie zagubiłaby się ta odczuwana przez większą część widzów intensywność doznań bohaterki.A tak mamy okazje zapoznać się dogłębnie z prawdziwym znaczeniem słów : zaszczucie,beznadziejność losu i oksymoronu :dobra teściowa.Komu ten wpis będzie kojarzył się z trywialnością to niech film obejrzy raz jeszcze.Good night and good luck,esforty
8/10
Natura człowieka jest na prawdę fascynująca. Niektórzy ludzie potrafią dobrać całkiem ciekawe słowa, żeby ukryć prawdziwe motywy postępowania, które nie zawsze muszą być do końca uświadomione.
Czy ludzie, którzy przychodzą oglądać walki bokserskie przychodzą po to, żeby towarzyszyć emocjom bokserów? Który moment walki bokserskiej jest najbardziej wyczekiwany przez widownię? - kiedy jeden z bokserów ląduje na deskach - euforia widowni i tragedia człowieka. Co wzbudza największe poruszenie wśród widowni na galach MMA? - oczywiście moment, kiedy w klatce leje się krew i jeden z zawodników miażdży drugiego. Czy obraz węża pochłaniającego mysz w dokumentalnym filmie przyrodniczym nie jest czymś nad wyraz emocjonującym?
Film opiera się o podobnie prosty mechanizm konstrukcyjny. Im większa tragedia człowieka, tym ciekawsze usprawiedliwienie fascynacji takim obrazem (i w filmie i w życiu).
Kiedy szedłem do kina na ,, Plac Zbawiciela" to nie po to by pooglądać sobie jak życie może dokopać bohaterce i jak ją to stłamsi i upodli(choć film jest i o tym) . Bardziej interesowało mnie jak państwo Krauze poradzą sobie z nieuniknionym szantażem emocjonalnym opowiadając o traumie bohaterki. I pamiętam, że sporo sobie obiecywałem, gdyż sam przewrotny tytuł pobudzał do takich oczekiwań. Nie zawiodłem się, państwo Krauze poprowadzili swa opowieść trzymając się po właściwej stronie granicy, za którą kończy się dobry smak.
Kiedy decyduję się oglądać widowisko sportowe to oczekuję pokazu sprawności, odporności fizycznej, strategii prowadzącej do zwycięstwa...
Te emocje nie są tożsame, zapewniam.Wąż zjadający mysz to widok, który nie kusi mnie by roztrząsać kto ma moralne prawo by zjadać lub być zjadanym.Kąśliwie wrzucę tu uwagę o nadmiarze w filmowym jadłospisie Disneya, ale to bez urazy, proszę.
Żeby jednakże nie było gratulacji dla mojego ,, dobrego samopoczucia" wtrącę dygresję o filmie ,,Pasja" Gibsona, na który wybrałem się głównie po to by stwierdzić gdzie leży moja, podkreślam to moja, granica w oglądaniu okrucieństwa na ekranie.A w tej motywacji odnajduję ślad opisywanego przez ,,k3t10n" mechanizmu.Good night and good luck, esforty.