Wszystkie polskie "hity" ostatnich lat to filmy przesiakniete patologia, oparte na schematach tanich filmow amerykanskich. Czy naprawde polskie kino nie moze zaoferowac nam nic wiecej? "Edi" , "Pręgi" , czy nawet ostatni (wg wielu krytykow) swietny film "Sztuczki" mecza widza zdegenerowanym swiatem. Nie ma w nich nic nowego, pietnuja tylko ludzkie tragedie. Polskie kino potrzebuje jakiegos nowego "Dekalogu" albo chociazby takiego kolejnego "Długu". Czesi od czasu do czasu zrobia jakis dobry film (patrz "Samotni"), Węgrzy tez ("Kontrolerzy"). Obawiam sie, ze jak kiedys nasza kinematografia nie mogla sie uwolnic od filmow historycznch, tak dzis nie moze wyjsc z tej szarosci i marazmu. To tyle.
Co do samego filmu, to daje 5. Niczym sie nie wyroznil. Kolejna patologia. Niestety jeszcze wiele takich przed nami. Pozdrawiam
Wolę filmy o patologii, których uważam ,że nie ma aż tak dużo jak mówisz są za to genialne i pokazują prawde, uważam za to , żę o wiele więcej jest głupich komedii romantycznych(nigdy w życiu, ja wam pokarze, jeszcze raz, tylko mnie kochaj rozmowy nocą itd itp a już najgorszy szajs to chyba dlaczego nie) robionych tyle , że aż przykro , każda historia jaka piękna, szkoda tylko, że to bajka niemożliwa w prawdziwym życiu..
A co w nich genialnego? Dla mnie filmem, ktory zasluguje na takie miano mozna nazwac taki, ktory kreuje cos nowego, wykracza poza pewne schematy. "Plac Zbawiciela" niestety tego egzaminu nie zdaje, dlatego jest po prostu slaby.
Zgadzam się w 100%, dosyć patologii i ponuroty w polskiej kinematografii oraz naszych pieniędzy na tego typu filmy.
1. Podaj mi proszę nazwę taniego filmu amerykańskiego, na którym miałby wzorować się Krauze robiąc Plac Zbawiciela. Chociaż jeden przykład, bo ja chyba za mało filmów oglądam, nie kojarzę żadnego "taniego filmu amerykańskiego o patologii", który można byłoby porównać do tego filmu.
2. Nie zauważyłam, żeby robiło się tak dużo smutnych filmów w Polsce. Na półkach w wypożyczalni piętrzą się polskie komedie typu "Ryś", "Ciało", "Testosteron", czy jakieś romanse z gwiazdami polskich seriali.
A cóż w tym filmie było dziwnego? Przecież to sama prawda, przypominał momentami film dokumentalny, albo reportaż Elżbiety Jaworowicz. Wiesz co to znaczy dorosłe odpowiedzialne życie z ciągłym zamartwianiem się pustką w portfelu...? Co to znaczy utopić całe oszczędności, wszystko stracić? Dorośniez trochę to pojmiesz co to znaczy walczyć o rodzinę, pieniądze, marzenia. Będziesz się śmiał/a z superidealnego świata Magdy M. a docenisz takie filmy jak Plac Zbawiciela.
Prawda, sama patologia, zero optymizmu w tych filmach, a nawet jeśli istnieje coś takiego, to potrzeba filmów które pomoga to odmienić a nie pogłębia nas w depresji... nie lubię polskich filmów a po tym filmie tym bardziej się w tym utwierdzam!
Zgadzam się że "Plac Zbawiciela" "meczy widza zdegenerowanym swiatem", ledwo przebrnołem do końca filmu. Nie bardzo rozumie dlaczego uważasz że film "Sztuczki" jest takim filmem, ja uważam że jest to film przyjemny do oglądania który opowiada o życiu ludzi w prowincjonalnym miasteczku a nie o zdegenerowanym swiecie.
Trochę mnie śmieszą narzekania na ponurość przedstawionej historii i schematyzm. Wydaje mi się bowiem, że "Plac Zbawiciela" miał być współczesną wersją mitu o "Medei". Liczbę analogii trudno tu uznać za przypadek: Jazon poślubia Medeę z odległeś obcej greckiemu światu krainy by potem porzucić ją na pastwę świata do którego ją przywiódł, odchodząc by poślubić bogatą córkę króla. Ta w odwecie i akcie rozpaczy morduje dwóch synów które miała z Jazonem. Uważam, że Krauze przedstawił tą historię znakomicie, bez antycznego patosu i tak doskonale ubierając ją we współczesne realia, że jak sądzę, większość mitologicznej inspiracji nie zauważyła. A co najważniejsze mamy tutaj najbardziej autentyczne tragizm, fatum, sytuację bez wyjścia i w związku z tym prawdziwe katharsis przeżywane przez widza.
To czego doswiadczylem oglądając "Plac Zbawiciela" raczej nazwał bym przygębieniem niż oczyszczeniem.
Wiesz, do filmu nikt nie dołącza pisemnej gwarancji określonych przeżyć. A z tym katharsis to jest tak, że następuje ono właśnie przez przeładowanie skrajnie negatywnymi obrazami: ukazanie sytuacji tak tragicznej a jednocześnie beznadziejnej i nieuniknionej by widz by widz doszedł do granicy litości i trwogi uświadamiając sobie bezcelowość tych uczuć. "Tytusie, dlaczego się śmiejesz? Bo nie mam już łez". Oczywiście próby opisywania tego, szczególnie na forum internetowym, zawsze będą bardzo nieadekwatne. Podobnie jak obecne nadużywanie i wulgaryzowanie tego patentu: sprowadzenie go do epatowania przemocą i obrzydliwością co faktycznie powoduje jeszcze większą apatię. Stąd to nawykowe uciekanie od tematów trudnych w filmy lekkie i optymistyczne które może i poprawiają nastrój ale nie przynoszą jakiegoś głębszego przeżycia i transformacji.
Ogólnie zgadzam się z Tobą. Emocjonalna chłosta jest popularna w polskim kinie, bo scenariusze i reżyserzy są tacy, aktorzy po części również do tego wszystkiego pasują swoimi zmęczonymi życiem twarzami. Ale to nie jest tak do końca - jest sporo polskich filmów, ambitnych i mających coś ważnego do przekazania, niekoniecznie biczowaniem widza przez pokazanie umęczenia. Nie ma też moim zdaniem w tym nic złego, pod jednym BARDZO WAŻNYM warunkiem - jeśli wykorzystuje się zawarte w obrazie emocje, żeby o czymś ważnym z widzem porozmawiać. To jest bardzo trudne i nie wszystkim się udaje.
Jest bardzo trudno w Polsce (nie wiem czy niemożliwe) zrobić pogodny film o czymś ważnym, będący w formie ambitnym i różnym od romantycznej komedii. Może się to zwyczajnie nie sprzedać w kraju, w którym trzeba dostać po dupie od życia i mieć na plecach bagaż doświadczeń z umęczenia, żeby mieć coś ważnego do przekazania i być wartościowym człowiekiem. Tutaj są tacy a nie inni odbiorcy - to oni kupują bilety i płyty DVD i taka tematyka do nich dociera, przemawia. Tylko odbiorcy mogą spowodować, że będą powstawać filmy o szczęściu ze szczęścia a nie szczęściu z nieszczęścia.
Reżyserzy kręcą takie filmy, bo wiedzą, że Polacy na nie pójdą, żeby tylko się dowartościować i poczuć, że są lepsi od tych co są na ekranie...
...mam na myśli to, że to jest film bardziej z kat. "oby mnie nigdy taka tragedia nie spotkała", a nie "rany jak oni mają źle, na szczęście ja mam lepiej". Nie wiem jak Ty ale ja widzę wyraźną różnicę.
Po obejrzeniu tego filmu jedyne co czułem to kompletne znudzenie oraz to, że zmarnowałem ponad półtorej godziny na film o niczym.
Pierwsze 30 minut "Placu Zbawiciela" znudziło mnie jak dawno żaden film, tak naprawdę nie było wiadomo o co chodzi. Dopiero potem sytuacja zaczęła się klarować i ukazywać cały tragizm filmu. I tu jednak nie wiem czy można rozpatrywać ten film w kwestii ciekawy czy też nie, bo to historia oparta na faktach i bardzo przykra. Takie właśnie rzeczy dzieją się w naszym kraju i może dobrze byłoby, żeby zamiast kolejnej lekkiej komedii romantycznej niektórzy widzowie zobaczyli realia współczesnej Polski, z której nie wszyscy chyba zdają sobie tak do końća sprawę. "Plan Zbawiciela" to nie popis reżyserkich umiejętności Krzysztofa i Joanny Kos-Krauze, tylko przedstawienie sytuacji patologicznej rodziny. Dlatego wstrzymam się z ocenianiem tego filmu. Co prawda czułam się po nim dość przybita i przytłoczona, ale to chyba nawet dobrze, bo zostało jakiekolwiek wrażenie, jakiś 'oddżwięk', a często zapominamy o obejrzanym filmie wraz z wyjściem z kina.
Osobiście oceniam ten film na 10. Uważam, że dawno w Polsce nie nakręcono równie dobrego filmu. Fakt, że film może dobić, ale myślę, że jest zdecydowanie wart obejrzenia i przemyślenia.
żal to musisz być bardzo płytki jeśli chodzi o wrażliwość
idz lepiej oglądać Terminatora itd itp
ej! nie przypominasz sobie genialnego ,,Nigdy w życiu" czy ,,Samotność w sieci"? toż to kawał świetnego Polskiego kina, oryginalnego co więcej, nikt tam nie zżyna jakiś smutasów z holllywood
Dobra, a ja uważam, że ten film jest w sumie niezły (dobre aktorstwo, autentyczne problemy i dialogi), ale... gdzie jest do cholery puenta? Co w sumie ten film chce przekazać? Chyba nic, poza tym żeby pokazać patologię. I to jest właśnie najgorsze w nowych polskich filmach (widziałam jeszcze tylko "Cześć, Tereska" i "Wesele").
Film mi się podobał do momentu powtórzenia się sceny z początku filmu. Nie wierzę już w nic co się dzieje w zakończeniu, czyli w przemianę męża. Bełkotanie o problemach, żadnego przesłania, brak puenty... Zupełnie jakby małżeński duet Krauze nie wiedział jak zakończyć ten film. Ani po co go w ogóle kręci. I dlatego dałam temu filmowi drastyczną ocenę 2/10 i do końca przestałam się interesować wszystkimi nowymi filmami kręconymi w Polsce.
film wpędzający w przygnębienie... podobała mi sie gra aktorki grającej beate. ciesze sie ze w końcu ktoś an koniec filmu spuścił manto pseudo-ojcu należało mu sie już od dawna i to chyba ta pointa:D ale nie rozumiem jednego w tym filmie maja kłopoty finansowe i to dość duże a chodzą do kina i większość posiłków jedzą w restauracjach i knajpach na mieście. W domu to chyba tylko jeden posiłek zjedli no może góra dwa a w knajpach ujęć była cala masa trochę dziwne... i zastanawiające... jakby nie było żarcie w restauracjach tu nie pasuje zdecydowanie bo to jednak koszt szczególnie w dużym mieście.
Ja chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że niedawno ktoś mnie nakierował na pewną myśl, że ten film powstał tylko po to, aby... nastawić ludzi przeciwko zakładaniu rodziny. W sumie poniekąd zgodziłam się z tym twierdzeniem, bo po co ten film powstał? Czy to pokazywanie dramatu, nieustannych kłopotów prowadzi do jakichś innych wniosków? Coś mi się nie widzi.
Heh, jak to ludzkość idzie do przodu. Pamiętam, że jeszcze 3-4 lata temu takie debilne komentarze na filmwebie się nie zdarzały.
a nie pomyślałaś, że może ten ktoś miał rację? Film poniekąd i coponiektórych od zakładania rodziny powinien odstraszyć. Bo na cholerę brać się za robienie dzieci, jak sami jeszcze nie możemy sobie poradzić bez pomocy rodziców? Nie mieli pieniędzy, ale wynikało to właśnie z braku ich wyobraźni. Jak ktoś słusznie zauważył, jadali w restauracjach i przepuszczali pieniądze, a ona nie mogła zaakceptować tego, że ze swoim wykształceniem tylko na sprzątaczkę się nadaje. Typowy polski pogląd, że jak Bóg dał dzieci, to i da na ich utrzymanie.