które uważają za naturalne, że ludzie po 50 służą tylko do dojenia z kasy i niańczenia wnuków, bo przy dzieciach się jeszcze za mało naniańczyli.
Ja oczywiście nie twierdzę, że teściowa to ideał i nie ma "charakterku", bo w tym filmie wszyscy mają coś na sumieniu - i dlatego jest to niezły film, bez czarno-białego rozkładania winy.
Ale popatrzcie obiektywnie na fakty:
- teściowa ich przygarnęła do siebie
- dała kasę na mieszkanie (która przepadła)
- zaciągnęła kredyt
- dokłada im do życia
A mimo to ma cały czas perspektywę, że jeszcze długo z nią pomieszkają i ona sama sobie życia nie ułoży.
Bo przecież ona też ma/chce mieć swoje życie! Przypomnijcie sobie początkową scenę, gdy koleżanki jej mówią, że może pozna kogoś w uzdrowisku. Ona zaprzecza, ale widać, że naprawdę o tym marzy. Z późniejszych rozmów wynika, że ze zmarłym mężem kiepsko jej się układało. No a życie się już kończy, z górki, ostatnie szanse mijają... W takiej sytuacji jej nerwy (ma jeszcze coś z sercem) są całkowicie zrozumiałe.
Dla mnie to głównie ona jest ofiarą tej sytuacji, bo to ona jest w życiowym "niedoczasie", a musi się przyglądać, jak syn z żoną, których życie dopiero się rozkręca, nawet nie potrafią się dogadać.
Masz dużo racji. Nic tu nie jest czarno-białe.
Myślę, że taką samą winę ponosi teściowa - wykorzystująca sytuację i odbijająca sobie stratę pieniędzy i komfortu życia poprzez upokorzenia, tyranizowanie i obwinianie - jak syn, pozwalający jej na to i nawet jego żona. Gdyby on miał jaja i nie zostawiał żony samej w tych konfrontacjach (nie mówiąc już o momentach, kiedy staje za starą), wiele niepotrzebnych słów być może by nie padło, albo stara tak by się nie "rozkręciła"; podobnie nie przypominam sobie, żeby jego żona potrafiła wprost, asertywnie (= nie agresywnie) chłodno, pewnie upomnieć się u teściowej, że tego a tego sobie nie życzy. W miejsce tego - od fałszywych umizgów poprzez triki-uniki do ostatecznych wybuchów.... Otóż brak wytyczonych granic nikomu nie służy i każdego prowokuje do nadużyć wobec drugiej osoby, zwłaszcza od nas zależnej; stara "przejęła stery" i stała się rozgrywającą nie tyko przez fakt, że mieszkali u niej i za jej pieniądze, ale również z powodu dupowatości swojego synalka i słabości synowej.
Za relacje między ludźmi nigdy nie odpowiada jedna strona: my sami decydujemy i o swoim zachowaniu i o tym, jak będą traktować nas inni. Powinien sobie to uświadomić np. niejeden mąż "pod pantoflem", kiedy będzie się użalał na "swoją dolę" i pomstował na swoją starą-despotkę (oczywiście za jej plecami, do kumpli).
[spoilery]
Powinnością dzieci jest takie życie, żeby po 20-25 latach wiszenia na garnuszku rodziców móc się odwdzięczyć jak najlepiej, a przynajmniej z niego zejść. Oczywiście los dla wielu bywa ciężki, ale jednak to jest podstawa.
Jako osoba w wieku głównych bohaterów filmu nie potrafię patrzeć na matkę/teściową z jakąś wyjątkową krytyką - na pewno nie była gorsza niż oni, a w świetle tego co się wydarzyło - ostatecznie jako jedyna zachowała twarz. Kiedy on podjął bezduszne decyzje, a ona upadła na dno, to matka/teściowa została ostatnią osobą która powalczyła o nich i przede wszystkim o dzieci. Bezbronne, niczemu nie winne, zaniedbane przez rodziców. Młodzi przegrali życie z kretesem, niszcząc też jej własne.
Z resztą w tej historii nie łatwo kogoś obwinić, a jeszcze ciężej kogokolwiek rozgrzeszyć. Życie.
Masz rację, bo od tego zaczynają się wszystkie kłopoty. Mnie oczywiście chodzi tylko o postawy ludzi kiedy sytuacja stała się kryzysowa.
bo skończyły się czasy zakładania rodziny na hurra ,aj nie masz dobrej pensji i stabilizacji w pracy to w tym dzikim kapitaliźmie zostaja zgryzoty, sprawdzanie kursu franka i "szczypanie" przy zakupach.Komuna się skończyła i dobrze ,ale żarłoczny kapitalizm jeszcze bardziej upadla ludzi.
Proszę w moim wątku nie wypisywać takich nonsensów! Nie twierdzę, że żyjemy w idealnym ustroju - daleko mu do tego! Niemniej w ustroju tym ludzie bardzo często upadlają się sami: z powodu swojej niefrasobliwości, zachłanności, potrzeby imponowania innym. To oni są żarłoczni a nie kapitalizm.
Muszrom zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Piszesz o "powinności" dzieci w wieku lat ok 20-25 do "odwdzięczenia się" rodzicom za "wiszenie na garnuszku". Problem jest taki, że dzieci na tym świecie same się nie robią i logika "odwdzięczania się" to chore myślenie. Bardziej przemawia do mnie bezinteresowność i po prostu miłosc. A skoro piszesz w kontekście filmu, to czy sugerujesz, że to młode małżeństwo trafia do teściowej na własne zyczenie, z chęci pasożytowania i braku poczucia wdzięczności? To chyba jakieś inne filmy ogladaliśmy.
Podobnie z tym "zachowaniem twarzy" teściowej: dla mnie to obłuda i chęć na siłę zagłuszenia wyrzutów sumienia za to, do czego w znacznej mierze doprowadziła. Ona jest "jedyną", która chce jakoś pomóc, bo jedyna widzi tę dziewczynę na co dzień i nie może się od niej i tych dzieci uwolnić. Chociaż nie można odmawiać jej jakichkolwiek szlachetnych uczuć, dowodem na jej hipokryzję może być ta jej satysfatyskacja w chwili procesu sądowego, kiedy wydaje się pewne, że za wszystko beknie żona, a synalek wyjdzie jak kryształ, nawet dowodem większym, niż wcześniejsze "akcje" w domu.
To tylko kwestia doboru słów. Dla mnie tam gdzie miłość w rodzinie tam i bezinteresowność z niej wynikająca w pomaganiu rodzicom po usamodzielnieniu się. Dzieci wychowane odpowiednio będą czuły powinność odwdzięczania się rodzicom za to, co dostały.
To, że teściowa mogła mieć przy sprawie sadowej różne odczucia, włącznie z jakimś tryumfem to zupełnie ludzka rzecz. Ważne, że ona się nie poddała jak syn-świnia i jego żona która dała odpuściła walkę o swoje życie - wręcz dosłownie. Ponieważ dzieci nie biorą się znikąd, jak sam zauważyłeś, to w zaistniała sytuacji był priorytet każdego rodzica. Jakkolwiek by na to nie patrzeć na koniec on idzie do ciupy, ona zwariowała, a dzieci?
Teściowa święta nie była, ale od swoich dzieci na pewno nie była gorsza - i o tym jest ten temat.
Zgoda co do tego, że filmowe młode małżeństwo do ról swoich jako rodziców za bardzo nie dorosło, zwłaszcza ojciec. Zresztą mój pierwszy post tutaj dotyczył właśnie współodpowiedzialności wszystkich tam (poza dziećmi rzecz jasna) za zaistniałą sytuację, a nie tylko starej.
Ale nie przesadzajmy znowu w drugą stronę z tym "zrozumieniem dla teściowej", bo za chwilę ktoś tu napisze, że w ogóle była to znakomita postać i godna naśladowania. Zszargane nerwy i nieudane życie własne nie uprawniają jeszcze do niszczenia innych. Młoda była naiwna, niewykształcona, bierna, ciapowata, wkurzająca...ale czy na pewno jest tak samo odpowiedzialna za fatalną atmosferę w mieszkaniu i późniejszy rozwój sytuacji, jak teściowa...? Stara naprawdę mogła sobie odpuścić parę razy i zrezygnować z paru wypowiedzi, jak przystało na "normalny, kulturalny dom", na jaki się powołuje w pierwszej awanturze. To nie były normalne nerwy i spięcia, nieuniknione przy mieszkaniu razem i właściwe dla każdego; stara szybko zaczęła "psychologicznie wykorzystywać" sytuację, histerycznie i złośliwie niszczyła małżeństwo syna, upokarzała synową, sączyła jad między nich. Ich błąd polegał, jak pisałem w I poście, na bierności i braku asertywności wobec jej humorów.
Polecam "Gorzkie Gody" Polańskiego. Inny zupełnie klimat, ale jedno ma wspólne z P.Z.: też pokazuje, jak bezinteresowna złośliwość zawsze wróci rykoszetem do swojego autora.