A to za sprawą 1) kapitalnego scenariusza i dialogów 2) gry aktorskiej, pomprostu same petardy,a Clive Owen jako czarny (choć właściewie nie tak do końca),charakter po prostu powalił mnie na kolana 3) MUZYKAAAAA!!!! Terence Blanchard jest dla Spike'a Lee tym, kim Angelo Badalamenti dla Davida Lyncha... PO prostu ten duet musi istnieć RAZEM... To wybitny kompozytor, tak jak Matthew Libatique, operator 3) cała misternie uknuta intryga... PO prostu kawał przewybitnego kina sensacyjnego...