Jakub (Borys Szyc), zakonnik, który po 10 latach bycia w swoim zawodzie, dostaje specjalną przepustkę na wyjście z klasztoru, napotyka na swojej drodze Julię (Agnieszka Grochowska), młodą dziewczyn bez większych manier czy też pohamowań. Z niczym do nikąd, Julia postanawia zabrać się z Jakubem nad morze. Morze, w którym zdaje się, chcą zatopić swoje smutki i problemy (i nie mówię tu o procentach). Nie będzie to jednak lekka i przyjemna podróż, będzie to spowiedź życia, gdzie prócz dzielenia się chlebem, człowiek dzieli się również kłopotem (i to w sporych kawałkach.
Film Karowskiego ma dużo humoru (scena z wypędzaniem złego ducha, z krowy) i apetytu na filmowe życie, i w ogóle nie przeszkadza mi to, że poddaje wtórnej obróbce inne filmy kina drogi. Sztuka się nie zjada, sztuka się napędza. Szyc jak zwykle jest doskonały, a Grochowska w tym wcieleniu nie do końca się odnajduje. Chociaż naprawdę odniosłem wrażenie, że jest zaledwie dzieckiem, które wskoczyło w dorosłe życie z rozbiegu, to jednak jest to zbyt na pograniczu czytania z kartki a wiarygodnej gry aktorskiej. Ogólnie, film jednak na tym (znacząco) nie traci.