Film w porządku, zapada w pamięć dzięki kreacjom Streep i Redforda oraz nadzwyczajną muzyką Johna Barry.... Niestety, mało w nim prawdy jeśli porównać go z książką
Twórcy chcieli chyba pokazać bliżej jej życie niż odnieśc się dosłownie do książki. Oczywiście sporo nagięli, jej mąż nie został w afryce- choćby to. Ale w książce było może raz wspomnianie, że ona w ogóle miała mężą. Meryl strasznie denerwująca, ogólnie postać Karen wydawała mi się w książce dużo bardziej silniejsza i otwarta niż na ekranie. A najgorsze było to, że ona spędziła z Afryce 20 lat lub ponad 20 a w filmie wyglądało to tak, jakby se tam przyjechała na wakacje. Kamante mało pokazany a był postacią oryginalną, większości nie było wcale, np. lulu, której pisarka poświęciłą sporą część książki. Za mało o masajach, ja nie rozumiem, film trwał niecałe 2,5h i prawie nic nie ujął!
W ogóle zajęli się mniej istotnymi sprawami, takimi jak jej związek z danysem, o którym właściwie pisarka raczej nie wspominała bo chodziło jej o pokazanie czegoś innego a ci ten romans na 1 plan wyprowadzili.
Nie czytałem książki, więc nie wiem za bardzo o co Wam chodzi, ale na pewno zgodzę się z jednym: cały melodramatyczny wątek z Redfordem zabija po prostu ten film. A już ich wspólny lot samolotem, to szczyt badziewia. Szkoda, że Pollack nie miał większych ambicji. Poza tymi melodramatycznymi wtopami, film oczywiście jest dobry, a sceny takie jak atak pary lwów na na Streep i Redforda to najwyższa szkoła jazdy. Czy nie mogło tak zostać do końca?
Przeczytaj, polecam ;) Chodziło jej bardziej o uchwycenie afrykańskiego życia- pokazania mentalności tubylców, rytmu życia w afryce, przyrody (..). Niepotrzebnie tyle tego danysa tam- nigdy nigdze nie było wspomniane, żeby ona miała do niego jakieś pretensje o status ich związku, tylko tyle, że dobrze się razem bawili i dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Z tego co wiem, to jej podejście do zwiążków było dośc luźne