Zawsze zadziwiać mnie będzie lekkość z jaką Czesi mówią o wydarzeniach tragicznych, ważnych, Polaków stawiających na baczność. W „Pociągach” jest podobnie - temat bohaterskiej walki z okupantem kontrastuje z komediowymi, rysowanymi grubą kreską scenami.
Sielanka na bocznej stacji kolejowej sprzyja testowaniu własnej atrakcyjności - a to buziak od panny odjedzie w ostatnim momencie, a to niewinne zaczepki przerodzą się w ostemplowanie pośladków, dziurę w skórzanej kozetce i świecenie gołym tyłkiem przed sądem (w ramach przedstawienia dowodów). Ale Menzel wcale nie chce nam wmawiać, że życie usłane jest różami - jest pełne niebezpieczeństw, frustracji i porównywania się do innych. Choć może nam się udać przezwyciężyć swoje lęki, zrobić kolejną dziurę w sofie w gabinecie zawiadowcy, to nie wszystko udaje się załatwić.
I tak to sobie opowiadamy historię dorastania, historię okupowanej Czechosłowacji. Raz się pośmiejemy, a czasami po prostu zamilkniemy. Film dobry, ale nie odnalazłem w nim zachwytu, na który czekałem sugerując się opiniami.