"...Proszę zostaw wiadomość po sygnale...
Eddie, ta ja Martin.
Musisz mnie wysłuchać!
Nie mogę za dużo powiedzieć,
ale nie będę musiał.
Jeśli coś mi się stanie...
Chcę, żebyś wiedział...
Wreszcie to rozgryzłem...
Miałem rację!
Bez względu na wszystko...
Nie wierz w to co mówią,
Oni kłamią!
Odkryłem prawdę!
Nie obędzie się bez konsekwencji...
(...) Oni...
Po wszystkim będą mówić o mnie straszne rzeczy...
To...
Nie!
Nie..."
Urywa się połączenie....Eddie kontaktuje się z siostrą Lylą i postanawiają odwiedzić brata w pięknych okolicznościach przyrody, rzeka, domek...
Domek, spotkanie rodzeństwa, klaustrofobiczna atmosfera, napięcie, gęste powietrze, że można by było siekierę zwiesić , a nożem kroić otwiera pokłady dawnych, rodzinnych sporów i żalów....
Przechodzimy dalej i wpadamy wręcz w spiralę paranoi, psychozy, Martin wciąż wykrzykuje coś o eksperymentach wojskowych POD, w tle psychodeliczna muzyka, miga światło, omamy i nagle przed oczami ukazuje się drzwi, tajemnicze, na trzy kłódki zamknięte...
Oszczędność środków wyrazu, naturalność,gra cieni, światła, pojawiające się obrazy, to świetnie buduje grozę, ekspresyjność Martina (Brian Morvant), który doskonale wcielił się w role schizofrenika, omamy, akustyka, obecność kogoś, czujność, przewrażliwienie doskonale oddaje jego bohatera.
Lyla (Lauren Ashley Carter) i jej duże oczy, którymi mogłaby swobodnie zabijać, jest nad ekspresyjna, werbalna, naturalna i bardzo przerażona sytuacją, w której się znalazła i już piersiówka nie pomoże, bo to nie sen słychać ją, i to pokazuje umiejętności aktorskie , w filmie "Darling" jest niema, oszczędna i przerażająca.
Eddie (Dean Cates) pozornie wyważona postać, myślała, że wszystko można załatwić strzykawką z preparatem obezwładniającym, myślał, ze może zostać bohaterem.
Świetne zakończenie, warto sięgnąć to filmy tego reżysera wzorce dobrych filmów w tym warsztacie, aktorzy nieźli, dobre zdjęcia, muzyka.