samo z siebie narzuca się porównanie z wcześniejszym wspaniałym filmem reżysera, obcy przybysz(e) w małym francuskim miasteczku, łamiący obowiązujące konwenanse, natrafiający na opór miejscowej tradycji, ale smakiem swojej "kuchni" zjednujący tubylców.......
niestety brakuje tu lekkości, dowcipu a i dramatu czekolady, wszystko wydaje się tandetnie uładzone, sielankowe i trącące kiczem
jedynym atutem filmu poza zdjęciami i kulinarną erotyką, są kreacje Helen Miller i Om Puriego, którzy teoretycznie drugoplanowi, są dużo bardziej wiarygodni w swoich rolach niż "szefowie kuchni"
zamiast 3 gwiazdek Michelina, jestem rozdarty między 5 a 6 filmwebowymi