Sądzę, że zasługa w tym zasadnicza Guya Hamiltona. Film stał się tym samym mniej kameralny, a bardziej bondowski. Nie jest to wada, a wręcz przeciwnie. Do tego porcja angielskiego humoru. Całkiem przyzwoity kawał kina sensacyjnego. Może i trochę szkoda, że nie wyciśnięto wszystkiego z poprzedniej formuły, tej wolniejszej, bardziej nastrojowej, gdyż specyficzny klimat nie tłumaczył jednak tego, że fragmentami bywało nudnie. Postawiono na dynamikę i wyszło naprawdę nieźle.
Przebój filmu: generał podając warunki przejścia na Zachód:
- chciałbym mieć dożywotnią pensję pułkownika
- jak my wszyscy.