1. Dlaczego facet nie wzywa wcześniej policji? Gada do siebie w myślach, że i tak mu nie uwierzą, a spóźni się na spotkanie. Z dwojga złego lepiej zginąć niż się spóźnić?
2. Dlaczego nie zjechał z autostrady lub nie zawrócił? Miał doskonałą okazję wtedy kiedy zgubił kierowcę i dał się wyprzedzić.
3. Dlaczego zaczepia kolesia jedzącego kanapkę? To, że miał takie same buty nie znaczy, że to on jest kierowcą. W barze było takich co najmniej dwóch, więc gdzieś mógłby być trzeci. Nie mógł po prostu spytać czy to jego ciężarówka i zobaczyć reakcję tylko od razu go wyzywać?
4. Dlaczego nie mógł wytłumaczyć spokojnie, że ktoś go ściga? W barze mówi, że wszystko w porządku po czym wyzywa kolesia. Zamiast opowiedzieć o co chodzi. Tak samo przy tym kierowcy autobusu. Najpierw jak debil drze się na dzieciaków i dziwi się, że ten bierze go za wariata i mu nie wierzy.
5. Dlaczego kierowca autobusu był przekonany, że taki mały samochód go wypchnie? I dlaczego każe dzieciakom wejść do autobusu i do tego do tyły? Chyba łatwiej wypchnąć jest coś lekkiego? Ewentualnie cięższego z przodu?
6. Dlaczego kierowca trąbi tuż przed rozwaleniem budki dając jednocześnie szansę ucieczki bohaterowi?
7. Gdzie do cholery jest policja? Dzwoni facet, mówi, że go chcą zamordować i nagle się rozłącza to chyba powinni to sprawdzić?
8. Ciężarówka bez problemu wypycha autobus. Samochód bohatera kompletnie nie daje rady. W bezpośrednim starciu to jednak mniejszy samochód wydaje się silniejszy.
Każdy film to jakieś dzieło, które powstaje według określonych kanonów gatunku lub nie. Spitsbergen pokazał zwykłego mieszczucha, który daje się przestraszyć. Potem osiąga punkt krytyczny i staje do walki. Stary schemat w kinie. Gdyby Spitsbergen chciał, żeby główny bohater się dodzwonił, to nie byłoby filmu.
1. Dzwonił, ale mu rozwalili budkę.
2. To była droga międzystanowa. Mann miał tablicę z Kalifornii, a akcja rozgrywała się chyba gdzieś w głębi Stanów. Mógł zawrócić, ale zauważ, że kierowca ciężarówki na niego polował. Zawsze uprzedzał jego ruchy. To pojawianie się znikąd jest typowe dla thrillerów. Tak sądzę.
3. Wtedy przeżył załamanie psychiczne i nie zachowywał się racjonalnie.
4. Nikt nie traktował go poważnie. Wejdź do przydrożnego motelu i pochwal się, że od wschodniej granicy ściga cię tir.
5. Nie znam się na motoryzacji, ale gimbus chyba nie jest ciężki. Zdarzało się na pchać Robura w kilkunastu.
6. Chodzi przecież o wywołanie jeszcze większej psychozy. Kierowca ciężarów był najprawdopodobniej psychopatą, jak Tusk, bawił się cudzym lękiem.
7. To był 1971 rok. Łączył się centralą. Nawet nie pamiętam, czy połączył się z policją.
8. Że jak?
"Gdyby Spitsbergen chciał, żeby główny bohater się dodzwonił, to nie byłoby filmu."
Nie chodzi o to, żeby facet się dodzwonił, tylko, żeby to było pokazane w sposób racjonalny. Niekoniecznie z punktu widzenia świata realnego, ale chociaż z punktu widzenia świata przedstawionego. No i tłumaczenie, że reżyser tak chciał jest takie sobie. Tak można wszystko wytłumaczyć.
1. Wcześniej już mógł zadzwonić, jak był w barze.
2. Był moment kiedy kierowca go wyprzedził. Wtedy bohater mógł zawrócić zostawiając świra daleko przed nim.
3. Właśnie zachowywał się dosyć racjonalnie. Przemyślał sobie wszystko w głowie, obczaił buty, przeanalizował możliwe reakcje itd.
4. Wszędzie pełno psycholi, więc dlaczego nie na drodze w tirze? Ale chodzi o to, że on nawet nie próbował.
5. W każdym razie pusty byłby jeszcze lżejszy. Ja rozumiem, że dzieci dużo nie ważą, ale jednak trochę ich było.
6. No ok, ten argument przyjmuję.
7. W centrali powiedzieli mu, że już łączą z policją.
8. Chodzi o scenę przy torach, gdzie tir tylko trochę popycha samochód do przodu.
1. Jak był w barze, rozważał taką możliwość, ale stwierdził, że nie ma na nic dowodów. Po za tym liczył na to, że to koniec, że gość w ciężarówce nie jest aż takim psycholem, że się z nim dogada. Po awanturze, ciężarówka odjechała, a on myślał, że jest już po sprawie.
2. Na pustkowiach w Stanach, droga jest jedna, nie ma możliwości jechać bocznymi drogami tak jak u nas. Zawrócił? Przecież on gdzieś jechał i chciał dojechać. Schował się przecież i chciał przeczekać.
3. Mógł, faktycznie. Ale był cały w stresie. Coś mu mówiło, ze to ten właśnie, no i w rozmowie zachował się fatalnie. Ale tak już jest, że człowiek w stresie zachowuje się idiotycznie.
4. I co by mu powiedzieli? Zdziwili by się, powiedzieli że przesadza i żeby się uspokoił. Albo by go wyśmiali.
5. Dla mnie to w ogóle było idiotyczne. Gdyby mnie ktoś poprosił, żebym go popchał samochodem zderzak w zderzak to bym się tylko w głowę popukał. No ale to była Ameryka. Inne miejsce, czas i inni ludzie.
6. Właśnie po to. Nie chciał go przecież zabić. Tylko nastraszyć. Dlatego też nie wepchnął go pod pociąg a przecież mógł.
7. Policja jedzie. Ma jeszcze 50 mil. Ale zanim wyruszy musi sprawdzić gdzie jest budka o podanym numerze. Wtedy nie było komputerów. Mogło po trochę zająć.
8. Ewidentnie ciężarówka go tylko straszyła. Gdyby chciała wepchnęłaby go bez problemu.
Odpowiedż na pytanie nr 5. W filmie Mann wyraźnie mówi że " nie wypchnie autobusu ponieważ jego zderzak w osobówce jest zbyt nisko" dlatego dzieciaki wchodzą na tył busa by obciążyć jego tył i wyrównać ich wysokości. Pozostałe pytania koledzy doskonale wyjaśnili. Pozdrawiam Maniaków gatunku "filmu drogi"!
Nic to nie dało, bo zderzak miał 2 "ząbki" i zahaczył o autobus.
Miałem tłumaczyć punkty, ale Leszy2 jak by ukradł mi tekst :D
Oglądałem ten film kiedyś "za dzieciaka". Wtedy wydał mi się bardzo ciekawy, z wciągającą historią. To samo co wiele innych kryminałów, ale tu w zasadzie zamiast ludzi, walczą maszyny. No, maszyna z człowiekiem :)
Potem pół życia przemieszkałem za oceanem. Oglądałem ten film niedawno, nadal wywoływał on u mnie emocje, ale innego rodzaju. Przede wszystkim obawą napawa fakt, że tam naprawdę można spotkać takich porąbanych kierowców. Niekoniecznie ciężarówek, bo oni mają terminy, gonią czas i kasę. Ale między kierowcami osobowych zdarzają się różne rzeczy. Nie widziałem co prawda takiego hardkoru jak w filmie, ale "ząb za ząb" to codzienna zasada tamtejszych kierowców, oczywiście też w zależności od regionu.
...i do czego zmierzałem :D
Jedyną naciąganą sytuacją, ale kluczową dla historii jest to, że taka wielotonowa ciężarówa nie dotrzymałaby kroku małemu, zwinnemu wozikowi. Na prostej czemu nie, ale w zakrętach? Musi o wiele wcześniej hamować, dłużej się rozpędza.
Druga sprawa - Manna po drodze wyprzedzają bodaj 2 czy 3 samochody. Na jego miejscu uczepiłbym się któregoś i jechał za nim, lub przed nim. W ten sposób miałbym chociaż świadka wydarzeń. Agresywny kierowca obawiałby się atakować w tej sytuacji, bo jak pamietamy, czepiał się Manna tylko bez świadków. No i w ogóle raźniej na takim zadupiu jechać w jakimś towarzystwie :)
Krótko mówiąc: nie ma szans, żeby taki prawdziwy David Mann dał się tak zastraszyć :)
Chodzi mi o przewagę atrybutów filmowych w filmie nad realiami. Film to formuła, sposób narracji z obrazem. Tak jak książka czy komiks. Film posługuje się setkami konwencji. Brak realizmu to dla mnie najmniejszy problem. Kto chce realizmu, niech obejrzy egzekucje dokonywane obecnie w Syrii na szyitach i chrześcijanach.
tak, rzeczywiście w każdym filmie jak by zrobili coś "innego" to by się skończył po 10 minutach i było by racjonalnie...
Gdyby miał komórkę, to Spielberg nie nakręciłby tego filmu. Na szczęście to pierwsza połowa cudownych lat 70 i małe gówno nie zatruwało ludziom życia w każdej sytuacji.