Pewnego dnia do małej miejscowości przyjechali letnicy. Byli to młodzi, schludnie, chociaż dziwnie ubrani ludzie. Spodobało im się to miejsce. Pogoda w tym dniu była piękna, leniwie świeciło letnie słońce. Miasteczko położone było w pięknych okolicznościach natury. Szeroka piaszczysta plaża nad rzeką, Niewielkie pagórki wokoło, Po środku rynek z elegancko urządzonym hotelikiem i restauracją. Na rynku biegały wesoło bawiące się dzieci. Idylla. Spokój naszym gościom zburzył nieco fakt, że dzieci te miały naszyte na swoich koszulkach dziwne tarcze z krzyżującymi się wzajemnie trójkątami.
Całości zza krzaków przyglądali się miejscowi wieśniacy. Byli to ludzie źli, brudni i brzydcy. Tak przerażający, że nasi goście nie mieli ochoty nie tylko z nimi rozmawiać, ale nawet przebywać w ich pobliżu. Podświadomie czuli ich podłe pochodzenie i swoją nad nimi wyższość. Wieśniacy owi, czując respekt, także nie mieli śmiałości podchodzić do nich.
Nic już dalej nie burzyło odpoczynku tajemniczym podróżnym. Dzień powoli dobiegał końcowi. Goście wsiedli do swoich samochodów i chwytając ostatnie widoki oddalali się od miasteczka. Przysięgali sobie, że nie jest to ich ostatnia wizyta w tym miejscu.
W nocy, po wyjeździe letników, wieśniacy zagonili wszystkie wesoło bawiące się tego dnia na rynku dzieci i spędzili je do wioskowej świetlicy. Tam wytłumaczyli, że takie zachowanie nie przystoi wobec wizyty dystyngowanych gości. Dzieci miały zapewnić, że podobna historia już się nigdy więcej nie powtórzy. W dodatku wracając do domów miały porozmawiać jeszcze raz o tym ze swoimi rodzicami. Ale… rodziców już nie było. Dzieci nie wiedziały co stało się z ich mamusiami i tatusiami. Już nigdy nie bawiły się tak beztrosko, gdyż nie były pewne, czy właśnie tego dnia ponownie nie przyjadą owi letnicy. Potem i dzieci także zniknęły, zapewne w poszukiwaniu rodziców.
Niektórzy po latach opowiadali, że tak naprawdę i dzieci i rodzicie opuścili swoje domy jeszcze tego samego dnia. Nie było tylko do końca wiadomo, czy było to tego samego wieczora, czy może kilka godzin wcześniej. Wtedy, kiedy letnicy opuszczali miasteczko. Ostatecznie uznano, że dzieci pojechały za rodzicami i już nigdy nie wróciły do siebie. Taka historia była przekazywana latami, zaś aby nie zanikła znamienite osoby w miasteczku miały ją sobie wzajemnie przekazywać.
Mijały dni, miesiące, lata. Pewnego dnia do naszego miasteczka przyjechali jacyś nieznani ludzie. Ze swojego lśniącego, szykownego auta wysiadło dwóch starszych panów. Po latach postanowili oni ponownie zobaczyć miasteczko, które kiedyś dawno, dawno temu odwiedzili w czas swojej młodości. Nie pamiętali oni co prawda powodu poprzednich odwiedzin, ale ciągle z sympatią wspominali to miejsce. Miejsce, które nie było takie samo. Na rynku nie było wesoło bawiących się dzieci. Nie było tej restauracyjki, została tylko plaża.
Całej sytuacji zza krzaków przyglądali się jacyś ludzie. Nasi goście, osoby dystyngowane poprzez swoje urodzenie, wykształcenie i zdobyty majątek, gestem stanowczym i nie znoszącym sprzeciwu przywołali kilku z nich. Usłyszeli od nich historię sprzed lat…
Od Ciebie zależy, jaka to będzie historia i czy ją kupisz. Bo każdą historię można przedstawić tak, aby zabrzmiała ona… WIARYGODNIE.