7,4 157 tys. ocen
7,4 10 1 157261
6,9 53 krytyków
Pokłosie
powrót do forum filmu Pokłosie

Pokłosie – Władysława Pasikowskiego to dla mnie była jedna wielka niewiadoma. Niby o
historii, a nie historyczny; niby to Pasikowski, a z opisu film bardziej przypomina twórczość
Polańskiego czy Holland.

Czego się spodziewać? Jak pogodzić ten nieco przerysowany, ocierający się momentami o
pastisz styl Pasikowskiego i jego super twardych facetów z tak delikatną tematyką, jak
mord na Żydach? Takie wątpliwości tylko podsycają ciekawość. Pasikowski już nieraz
pokazał, że w tematyce wojennej czuje się świetnie („Demony wojny wg Goi”; „Operacja
Samum”), tylko że to nie jest film o wojnie, a o czymś o nawet trudniejszym. O pamięci.

Miejscem akcji jest mała, polska wieś, której nazwa nie jest istotna, bo przedstawione
wydarzenia w zasadzie mogłyby mieć miejsce wszędzie, w każdej takiej małej, polskiej
wsi. Główny bohater Franek Kalina (w tej roli doskonały Ireneusz Czop) powraca do niej po
20 latach nieobecności. Wyjechał w 1980, czyli jak łatwo obliczyć mamy rok 2000. Choć
tak naprawdę, gdyby nie współczesne samochody, można by mieć, co do czasu akcji
wątpliwości. Wieś wygląda, jakby czas się w niej zatrzymał 50 lat temu. Franek nie
przyjeżdża bez powodu, chce się dowiedzieć, dlaczego jego bratowa tak nagle
wyemigrowała z dziećmi do Stanów i czy z jego bratem Józkiem (Maciej Stuhr) wszystko w
porządku. Film zaczyna się jak thriller, reżyser buduje atmosferę grozy, stopniuje napięcie,
tak żeby widz wiedział, że za chwilę coś się zdarzy, coś niedobrego. Wokół Józka dzieje
się coś dziwnego, jacyś tajemniczy ludzie wybijają mu szyby w oknach, szukają go lokalne
opryszki, raz nawet zostaje pobity. Podstawiony pod ściana przyznaje się, czym tak się
naraził wiejskiej społeczności. Józek zwozi z całej okolicy płyty nagrobne z dawnego,
żydowskiego cmentarza, które po wojnie posłużyły do utwardzania dróg, chodzików i obejść
we wsi. Dlaczego? Tego nawet sam Józek nie potrafi wyartykułować. Bo jest typowym
bohaterem Pasikowskiego, może niekoniecznie w tym sensie, jak Andre i Alex z „Reichu”,
ale na pewno jest twardym facetem, który nie potrafi opowiadać o swoich uczuciach. To
widz musi się domyślić, co dzieje się w głowie bohatera. Józek robi to, bo czuje że musi.
Bo przecież „to ludzie byli”. Przez upór brata Franek zaczyna mu pomagać.

Ta historia nie ma prostego wyjaśnienia, nie jakiś tam antysemityzm prostych ludzi. Tu
kryje się coś więcej. Tragiczne wydarzenie z przeszłości, tajemnica zniknięcia
kilkudziesięciu żydowskich rodzin i zajęcia ich gospodarstw przez mieszkańców wsi. Jedna
decyzja w życiu, która w kolejnych pokoleniach wciąż determinuje życie mieszkańców,
prawda o której wygodniej byłoby zapomnieć. Dlatego Józek i Franek aż tak bardzo
przeszkadzają lokalnej społeczności, przez swoje poszukiwania nie dają zapomnieć.

Dużym plusem filmu jest wybór aktorów i rys charakterologiczny postaci, którzy i w swej
aparycji i zachowaniu, lękach i ograniczeniach są do bólu naturalni. Chłop jest tu chłopem.
Jeszcze większym plusem jest antymartyrologiczny charakter filmu, tutaj przeszłości się
nie rozpamiętuje, z przeszłością trzeba się zmierzyć. Nie ma dla niej jednoznacznego
wyjaśnienia, postaw jest tyle, ilu ludzi.

Ciekawym motywem w filmie są postacie księży, starego proboszcza, który wkrótce
wybiera się na emeryturę i jego młodego następcy. Pasikowski przełamuje tu stereotyp, nie
może być tak prosto, że to starzy bronią ustalonego porządku, a młodzi są „postępowi”. To
stary proboszcz wspiera Kalinę w jego poszukiwaniach, twierdzi nawet, że kieruje nim Bóg,
podczas gdy młody najchętniej zamknąłby mu usta. Czy można się tu dopatrywać
symbolicznego znaczenia? Myślę, że tak. Problem dawnych zbrodni i niechęci nie umiera
wcale ze starym pokoleniem, młode jest w równym stopniu nimi obarczone.


„Pokłosie”
gatunek: dramat
reżyseria: Władysław Pasikowski
premiera kinowa: 9 listopada 2012 (wcześniej pokazywany na Festiwalu polskich Filmów
Fabularnych w Gdyni)

http://louloublog.pl/?p=1332