Pokuta

Atonement
2007
7,5 127 tys. ocen
7,5 10 1 127446
7,0 42 krytyków
Pokuta
powrót do forum filmu Pokuta

Tragedia 3-/10

ocenił(a) film na 3

Spodziewałem się czegoś na miarę "Angielskiego pacjenta" lub chociaż minimum "Pearl Harbour" jednak to co dostałem nie dorastało nawet do pięt wyżej wymienionym produkcjom. Film okazał się z początku ciekawy, dzięki przedstawieniu całego problemu z dwóch rożnych perspektyw. Tej prawdziwej czyli Robbiego i Cecili oraz tej napędzanej wyobraźnią młodziutkiej Broiny. Mimo kilku nieco przydługich pauz, muzyka budowała cudowny angielski klimat romansu i zapowiadało się na porządny dramat. Jednak po 20 minutach czar prysł. Film przerodził się w monotonny, nieciekawy obraz, z kiepskimi dialogami, gigantycznymi wręcz pauzami, kompletnie nic nie wnoszącymi do dramaturgii oraz w sumie w kółko powtarzanymi sekwencjami dialogowymi. Scenariusz w tym obrazie to po prostu żenada, do tego gra aktorska Keiry Knightley oraz James'a McAvoy jak i innych stoi na poziomie poniżej krytycznego. Bardzo nastrojowa i dobrze dobrana muzyka nie ratuje niestety tej porażki, tak samo ciekawie wymyślone i zrobione zakończenie, które jednak przez wspomniane rozciągnięte pauzy i słabą grę aktorską, zostało kompletnie pogrzebane. Produkcja mnie gorąco rozczarowała i serdecznie jej nie polecam osobom szukającym dobrego romansu czy dramatu. Film można z kompletnego braku czasu zobaczyć na DVD, jednak z ryzykiem że znudzi was już po pierwszej godzinie.

PLUSY
+ Muzyka
+ Pomysł na zakończenie
+ Początek filmu

MINUSY
- Scenariusz i dialogi
- Gra aktorska bardzo kiepska
- Gigantycznie długie, nic nie wnoszące pauzy
- Wieje nudą i monotonią
- Brak klimatu angielskiego dramatu oraz romansu
- Beznadziejnie przedstawiony dramat II Wojny Światowej i rozłąki dwojga ludzi

Moja ocena 3-/10 i wpisanie na czarną listę.

użytkownik usunięty
artur_t

'Spodziewałem się czegoś na miarę "Angielskiego pacjenta" lub chociaż minimum "Pearl Harbour"'
Angielski pacjent jeszcze ujdzie chociaz przeslodzony
ale Pearl Harbour pfff...bez komentarza..albo jeszcze jedno pffff

'- Brak klimatu angielskiego dramatu oraz romansu' jeszcze jedno pfff
co to w ogole jest klimat dramtu oraz romansu?bo angielskiego to rozumiem

'- Beznadziejnie przedstawiony dramat II Wojny Światowej i rozłąki dwojga ludzi' i tutaj pffff

ogolnie to naucz sie pisac bo 'Wieje nudą i monotonią' albo 'Gra aktorska bardzo kiepska' to co to ma byc,w ogole to jest niby recenzja ale taka stylistyka ze smiech na sali np. 'Film przerodził się w monotonny, nieciekawy obraz, z kiepskimi dialogami, gigantycznymi wręcz pauzami, kompletnie nic nie wnoszącymi do dramaturgii oraz w sumie w kółko powtarzanymi sekwencjami dialogowymi.' albo najlepsze ' Bardzo nastrojowa i dobrze dobrana muzyka nie ratuje niestety tej porażki, tak samo ciekawie wymyślone i zrobione zakończenie, które jednak przez wspomniane rozciągnięte pauzy i słabą grę aktorską, zostało kompletnie pogrzebane.'
to tak apropo bo czepiasz sie scenariusza i dialogow a za to tu to by byla zlota malina jak nic(jakbys kiedys chcial napisac mature z polskiego to radze sie tez zastanowic)
i co by tu nie mowic to w tym filmie akurat malo sie mowi wiec nie ma jak sie przyczepic dialogow za bardzo,co w sumie dobre jest w romansach bo nie slodza
a ze zbyt dlugie pauzy i do tego gigantyczne?to widocznie na TVN ogladales z reklamami bo u mnie normalnie akcja biegla,niby mialo byc 'Bez upiększenia, bez przymiotników.' ale sie te opisy widac rozlosly Brionie ale wlasciwe na poczatku mialo byc bez upiekszen,rozumiem ze mozna nie zrozumiec ze ten film to nie jest tylko dramtam wojenny i romans(chociaz wystarczy przeczytac recenzje) ale zeby sie wyzywac na filmie i tylko przez jakies rzekome palzy do tego gigantyczne bo co gry aktorskiej to nie ma wetliwosci ze co najminej zadowalajaca,tak samo a w koncowce gra aktorska wzorowa,do tego dodac by jeszcze swiatne zdjecia i wychodzi calkiem calkiem i na plus to ze w miare orginalnie prowadzona narracja

ocenił(a) film na 3

Zamiast sie czepiać pokaż jak wtedy pisać recenzję, bo jakoś nie zauważyłem błędów stylistycznych. Mam może pisać jak Gombrowicz, który nie umiał sklecić poprawnie zdania ?? Swoja drogą sam naucz sie najpierw poprawnie pisać, bo ślesz literówki jak dzieciak z podstawówki. A ja maturkę zaliczyłem parę lat temu na 4+ zarówno pisemną jak i ustną :)

Co do tego że miała to być opowieść 'Bez upiększeń i przymiotników' to niestety nie wyszło to autorom filmu. Bo obraz jest bez polotu. Jest tak samo pusty jak twoje 'pffff'.

artur_t

Bardzo proszę bez przesady.
Mnie się osobiście Pokuta bardzo podobała, ale każdy może miećswoje zdanie, bliższe prawdy bądź dalsze...
Jednak posądzać Gombrowicza o nieumiejętność konstruowania zdań to dosłownie obraza literatury, estetyki i inteligencji kulturalnej... Dosadnie mi przykro czytając takie wypowiedzi.

ocenił(a) film na 3
Pozytywka

Jedyne co Gombrowicz napisał wartościowego to swoje dzienniki. Reszta to praktycznie bełkot zaćpanego człowieka który był nieszczęśliwy. Dla mnie to on jest obrazą literatury, kultury słowa i estetyki, pisząc swe "dzieła" które w sumie nic nie wnoszą wartościowego do literatury. Sam piszę opowiadania i czytam bardzo dużo, ale takie indywidua jak Kant, Gombrowicz, Machiavelli, Arystoteles czy Nietzsche to po prostu nieszczęśliwi życiowo pajace, którzy pierniczyli trzy po trzy, byle tylko zaistnieć. Swoją drogą Nietzsche to ojciec nazizmu jakby nie patrzeć, Hitler tylko zrealizował jego słowa, nic poza tym.

A co do filmu dalej obstawiam przy swoim. Tym bardziej że jakoś film nie cieszy się wielkim uznaniem i nawet ludzie cierpliwi zaczynają się nudzić na tym obrazie. Film niestety jest słaby, a Keira zagrała kiepsko. Zresztą ona ostatnio coraz gorzej gra, w trzeciej odsłonie piratów, też się nie popisała.

ocenił(a) film na 8
artur_t

Co za żenada, skąd takie nieuki się biorą. I jeszcze udają przemądrzałych nie mając pojęcia o filmie ani literaturze. Ze swoimi opiniami o Gombrowiczu i Nietzschem zapisz się do LPRu o ile już tam nie jesteś albo wygłaszaj je w Radiu Maryja.

W ogóle ktoś kto uważa Pearl Harbour za znakomity film, a Pokutę za nudy, sam już poświadcza o swoim poziomie. Intelektualnym i emocjonalnym.

ocenił(a) film na 3
bartgoodman

Ktoś kto tylko wyzywa innych i nie umie nawet sensownie podać argumentacji jest dla mnie śmieszny :) Dla mnie "Transatlantyk" czy "Ferdydurke" to śmieci. "Sklepy cynamonowe" również. Jest tam tylko chaos, nieład i obrażanie czytelnika, do tego cały sens jaki chciał autor przekazać został przez ten jego pożal się Boże styl zatracony. Dla mnie pisarzami którzy potrafili pisać o abstrakcji i dobrze to ukazać (a raczej fenomenalnie) są Franc Kafka czy Dostojewski.

A Nietzsche był ojcem nazizmu, bo to on stworzył ideologię nazistowską o podziale na ludzi i podludzi oraz rasę nadludzi czyli tą wybitną. Hitler ze swą świtą jak wspomniałem tylko i wyłącznie wprowadzili jego słowa w czyn. Albo Arystoteles który sobie z rodzinką nie umiał poradzić i zaczął szerzyć filozofię ze lepiej jest mieć żonę kupioną (nabytą) niż zaślubioną, bo ta pierwsza nie ma tylu praw. Żałosne. Dla takich "myślicieli" nie mam za grosz szacunku i uważam ich za głupców i nieszczęśliwych oraz nie spełnionych życiowo ludzi.

Co zaś się tyczy "Pearl Harbour" to napisałem wyraźnie ze spodziewałem się minimum takiego poziomu, a więc człowiek myślący skojarzyłby że nie uważam tego za arcydzieło tylko za w miarę porządną technicznie i fabularnie produkcję. Zważywszy ze na początku zaznaczyłem iż spodziewałem się czegoś jak "Angielski pacjent" który jest bardzo dopracowanym filmem. No ale widać nie każdy umie czytać ze zrozumieniem i po prostu musi pokrzyczeć w eter bo nic innego nie potrafi.

"Pokuta" zapowiadała się super, ale te mankamenty zmasakrowały ten film. Pauzy są zdecydowanie za długie, w filmie jest wiele pustych miejsc, gra aktorska naprawdę jest słaba, a Keira to już niemal chodzący szkielet i coraz gorzej gra. Szkoda bo w "Dumie i uprzedzenie" pokazała genialny poziom. Jednak najgorszym mankamentem jest to ze w tym obrazie praktycznie nie idzie odczuć tragedii rozłąki dwojga ludzi i żalu za grzechy winowajczyni. Po prostu jest to pokazane tak sztywno i sztucznie że aż usypia. Zdecydowanie bardziej wolę zobaczyć sobie "Angielskiego pacjenta" czy "Cienką czerwona linię" które są naprawdę dramatami na poziomie.

ocenił(a) film na 3
artur_t

O polityce i Radiu Maryja się nie będę wypowiadał, bo gówna które śmierdzi i psuje powietrze nie tykam.

ocenił(a) film na 9
artur_t

Cienkiej czerwonej linii nie można porównywać do Pokuty (i na odwrót). Są to filmy o zupełnie czymś innym. Angielski pacjent jest zdecydowanie bliższy tematyką jednak choćby przez ten nieszczęśliwy wątek miłosny. Pokuta w zasadzie mi się podobała. Szczególnie ze względu na trójkąt Lola - Marshall - Briony. Wątek wojny oraz miłości traktuję jako bardzo ważne, jednak trochę poboczne. Tak samo też traktuję rolę Keiry - mimo, że to także historia jej bohaterki jest opowiadana, Keira schodzi mi tutaj na dalszy plan - i jako aktorka drugoplanowa sprawdza się naprawdę nieźle. Nie mam do niej większych zastrzeżeń. Muszę przyznać natomiast, ze momentami McAvoy mnie zaskoczył (negatywnie, rzecz jasna). Miałam wrażenie, że za bardzo szarżował jeśli chodzi o uczucia bohatera. Jednak ogólnie, co do gry aktorskiej nie można się tu moim zdaniem przyczepić. Przecież końcowy dialog, który trwa bardzo krótko robi wrażenie. Jest naprawdę dobrze zagrany, no, ale Vanessa to od lat jest klasa sama w sobie. Bardzo podobało mi się także wydanie Briony - dziewczynki.

Jeśli chodzi o powtórzenia - wielu osobom nie podobało się wielokrotne powtórzenie "wróć do mnie". Natomiast jak dla mnie - jest to kwintesencja tego dziwnego niby-związku.
Zakończenie jest dobre. Ja zakończenie traktuję od momentu udzielania wywiadu. Gdy weźmie się pod uwagę wywiad, scenę nad morzem i te informacje o głównych bohaterach jako całość - zakończenie nabiera sensu. Więcej - cały film nabiera głębszego sensu.
A muzyka dopełnia obraz bardzo dobrze - świetnie wkomponowana maszyna do pisania oraz zapalniczka Keiry wzbudziły mój autentyczny zachwyt.

Rozumiem, że mogło się nie podobać. Ale skoro w jednym rzędzie (nawet różnicując) wymieniasz Angielskiego pacjenta, Pokutę i Pearl Harbor no to coś tu nie gra. To tak jakbyś chciał porównywać czekoladę Lindta, Terravitę oraz wytwór czekoladopodobny... no nie da się :)

użytkownik usunięty
artur_t

"W tym obrazie praktycznie nie idzie odczuć tragedii rozłąki dwojga ludzi i żalu za grzechy winowajczyni."

Naprawdę? Nawet w scenie, w której Briony usiłuje przeprosić siostrę i Robbiego za to, co zrobiła?

ocenił(a) film na 5

Popieram przedmówcę. Ten film nie porusza choć powinien. Brakuje w nim dramaturgii i pasji. Po dobrej pierwszej części reżyser poszedł na łatwiznę i zamiast pokazywać tragedię jednostki w czasie wojny roztaczał przed nami wizję jaka to wogóle wojna jest straszna.

ocenił(a) film na 3

Nie odczułem ani krztyny tragedii, szczerze a bardzo lubię dramaty, romanse i filmy wojenne. Scena w której to Briony przeprasza Cecilię i Robbiego, była dla mnie drętwa. Mimo że jak już podkreślałem sam pomysł oraz pierwsze 20-30 minut filmu jest naprawdę super, tak potem to zaczyna się niemiłosiernie rozwlekać i powoduje u widza znużenie. Ukazanie realiów oraz dramatu ucieczki aliantów z Francji 1940 roku było nad wyraz kiepsko pokazane. W sumie nawet nie odczułem że trwa walka o przetrwanie, że Robbiego rozdziera od środka samotność, kiedy co chwila wraca myślami do Anglii i spogląda na zdjęcie domku na plaży. Jedynie scena kiedy widział w malignie matkę naprawdę mi się podobała. Według mnie była to najlepiej zagrana scena w całym obrazie. Trwała kilka minut ale była genialna.

Jednak mimo tych kilku rewelacji, niestety film się wlecze niemiłosiernie i męczy jak praca w kopalni.

Natomiast spokojnie mogę postawić takie produkcje jak "Cienka czerwona linia" "Angielski pacjent", Pokuta" i "Pearl Harbor" koło siebie, gdyż wszystkie mają dwa główne wątki, dramat rozłąki dwojga ludzi oraz piekło wojny. Tyle że niektóre bardziej jeden aspekt a inne ten drugi. Tyle że "Pokuta" oba te aspekty pokazała wybitnie słabo, na tle pozostałych. "Pearl Harbor" jest bardziej kinem pod szeroką publikę, nie ma zbyt wielkiej dramaturgii choć dobrze oddaje tragedię atak na Pearl Harbor w grudniu 1941 roku (jednak daleko mu do "Tora, tora, tora"). "Angielski pacjent" jest wyważony pomiędzy dwa te dramaty głównie przez mocno rozbudowany wątek miłosny. Zaś "Cienka czerwona linia" poza dramatem wojny perfekcyjnie ukazuje rozłąkę ludzi (listy które czyta jeden z bohaterów i żona go zostawia) oraz po prostu tragedię jak i ludzką naturę która musi walczyć z odrazą wojny i przemocy.

Dlatego wszystkie cztery produkcje można śmiało postawić na jednej półce i ja osobiście daję im taką ocenę:
"Cienka czerwona linia" -> 10/10
"Angielski pacjent" -> 9/10
"Pearl Harbour" -> 6+/10
"Pokuta" -> 3-/10

ocenił(a) film na 10
artur_t

..................Bzdury...............................

ocenił(a) film na 3
Spioch

Kolejny który spamuje nie mając nic do powiedzenia XD

ocenił(a) film na 5
artur_t

Po pierwsze, bo najbardziej się w oczy rzuciło: musi być rzeczywiście dość przykra świadomość, że taki jeden z drugim nieudacznik, popapraniec i ćpun pozostaną autorytetami na wieki, podczas gdy taki jakże błyskotliwy i niezależny umysł jak verminowy nie tylko na wieki nie pozostanie w świadomości współziomków, ale nawet przez ten krótki okres bytowania nie będzie niczym więcej, niż kolejnym przewodem pokarmowym (idąc za klasyfikacją Leonarda). Więc choć z pogardą splunie na drugiego, o nazwisku słynniejszym, choć przez moment będzie od niego wyżej.

Po drugie, bardziej do meritum: I "Pacjent" i "Pearl Harbor" to kawał dobrze odrobionej technicznie roboty, ze starannie rozpisanymi punktami kulminacyjnymi w odpowiednich miejscach, podkreślanymi nastrojową muzyką - i co najważniejsze, nie wykraczające ani o milimetr z gatunkowych sztamp i klisz. A "Atonement" na siłę dopasowywane do ram dramatu wojennego musi zawieść oczekiwania, bo o wojnie tam nic. Jedna plaża Dunkierki to faktycznie za mało, żeby o "dramacie II wojny światowej" mówić. Pewnie dlatego, że twórcy w ogóle ambicji takich nie mieli, nie każdy film zahaczający o okres 1939-45 musi być "Kompanią braci" - albo choćby "W księżycową jasną noc". To już przekleństwo ludzi w kulturze masowej oblatanych, tych, co widzieli już ileś sprawnie zrobionych, ustandaryzowanych do granic filmów (nawet awangarda już jest ustandaryzowana) - wszystko, co nie do końca da się przykroić do oczekiwań, tych kulturowych klapek, staje się niedoróbką pogardy godną.
Staram się jak mogę nie czytać recenzji przed filmem, unikam potem sformułowań takich, jak to na samym początku tutaj: "spodziewałem się". I zawiodłem. Trzeba się było nie spodziewać... Trzeba było się nie nastawiać, nie tworzyć mentalnego obrazu na wyrost - i oburzać na twórców, że nie sprostali wyzwaniu.
Przydałoby się zafundować sobie chwilę refleksji, że może to twórcy postawili wyzwanie odbiorcy, nieco odmienne od tego pre-założenia pearlharborowego, może zupełnie nie to chcieli osiągnąć, może intencje w innym kierunku szły? Może scena przeprosin Briony była tak sztywna, bo Briony kiepską pisarką była, tak samo w wieku lat osiemdziesięciu, jak trzynastu, w związku z czym scena przeprosin przez nią wymyślona, trąciła sztucznością i koturnowością? Może pauzy, tak rażące odbiorcę, także mieszczą się w odmiennym dyskursie i stylu narracji, niż obowiązujący zamerykanizowany wzorzec oparty na biegu scen od jednego wstrząsu emocjonalnego, do kolejnego, od szczytów miłosnych do dna upodleń, w pędzie ku happy endowi, ewentualnie łzawemu katharsis? Brak angielskiego romansu? Trudno. Widocznie coś innego robili, niż "angielski romans", czymkolwiek ma on być. I całkiem nieźle im wyszło. Beznadziejnie przedstawiona II wojna i rozłąka? O tym, że nie musieli się silić na fresk historyczny, wyżej. A rozłąka może mieć tyle oblicz, ile tylko chcemy, żądanie, aby wyglądała tak, jak chcemy, bo przecież powinna dostosować się do zasad decorum wpojonych przez setki swych poprzedników, to już spora bezczelność ze strony odbiorcy. O dziwo, Ci twórcy, którymi kierują głównie kasowe wyniki, dyktatowi temu z pokorą się poddają.

Po trzecie: jak dla mnie film nie był oryginalny na tyle, żeby zasłużyć na więcej niż 5-6 / 10, mogli pójść dalej. Jednocześnie na tyle starannie, przemyślanie, ładnie po prostu i z pomysłem i konsekwencją został opracowany, że te 5-6 zupełnie solidnie zapracował. A te minusy wymienione na początku (pauzy, nuda, brak klimatu takiego czy innego) dla mnie minusami najmniejszymi nie były, lecz po prostu cechami narracji tej akurat historii.
Z zarzutem kiepskawego aktorstwa mogę się zgodzić, Kiera całość załatwiła dwoma minami, a McAvoy półtorej.

ocenił(a) film na 9
artur_t

Nie cerpię melodramatów, ze zwględów czysto techinczych za wiele jest tam użalania się i prób wywołania u widza wzruszenia, ale "Pokuta" mnie oosbiście się podobała, nie jest to mój ulubiony gatunek filmowy, ale nie to było najwazniejsze w tym filmie, nie treśc ,a forma. Film jest doskonale wyreżerowany, płynne przejscia kamery, zwroty, piekne zdjęcia, oraz montaż robia naprewdę ogromne wrażenie. Cała historia moze nie jest najwyższych lotów, ale sposób w jaki została zilustrowana jest godny podziwu, co do gry aktorskiej.

Nie wiem do czego mozna sie przyczepić Keira Knightley , zagrała bardzo dobrze, postac była wyrazista, trochę tajemnicza i doskonale sie komponowała do całego charakteru filmu. O ile Keirze można zarzucić miejscami lekką sztuczność, to wątpliwości co do gry James McAvoy mieć chyba nie mozna. Zaqrał bardzo dobrze i te argumenty ze słaba grą aktorską mnie dobiły, skoro uważasz , ze cos było nie tak to napisz o jaka scene Ci dokladnie chodzi, może wtedy dostrzege jakieś braki , ale świeżo po sensie totlanie nie wiem do czego sie przyczepić.

"Beznadziejnie przestawiony dramat II Wojny Światowej..." tym to mnie dobiłeś, ale widze ze nie jesteś jakims dzieciakiem co pisze ze film jest zły i daje 1/10 dlatego postanowiłem coś napisac na ten temat. Ten film to melodramat, a nie dramat wojenny to raz , dwa scena na plazy naprawde została mistrzowsko wyreżyserowana i określenie "beznadzijnie" jest co najmniej nietaktowne. Nie wiem co Ty widzialeś w "Angielskim pacjencie" , bo mnie ten film akurat wynudził, o "Pearl Harbour" to juz nawet nie wspominam, bo tam to w sumie tylko zdjęcia przypadły mi do gustu , sceny bombardowań były ok.

Co do scenariusza, sie nie wypowiadam , bo nie czytałem książki, jeżeli oceniasz scenariusz adoptowany, to chciałym abyś podkreślił co Ci się w nim nie podobało ? Może jakieś istotne odcięte sceny ? Nie czytałem książki nie oceniam.

Film przynzaję że miejscami , mógł być nuzący , szczególnie że oglądałem go nocą, ale jako całośc uwążam ze zasłużenie zdobywa kolejne nagrody, bo nie często sie spotyka tak piekny stylistycznie film nakręcony na podstawie ksiązki i do tego jeszcze melodramat. Gratuluje twórcom.

Co do oceny 3/10 , to nie ma pojęcia skąd ona się wzięła, na taka ocene zasługuje film , ktory ma jakąs muzyke i graja tam jacys aktorzy, a calośc reżyseruje jakieś "beztalencie". Dlatego nawet mimo twoich zarzutów ocena powinna oscylowac w granicy 5/10, bo film chociaż sie nie podobał, jest chociaż na pewno artystycznie poprawny.

VAXER

Gusta gustami. Mogę zrozumieć, ze vermin83 uznaje Pokutę za "beznadziejny" film. Wiele mogę zrozumieć w ogóle... Jednak ocena literatury Gombrowicza, Arystotelesa i innych wymienionych (o zgrozo!)jest dla mnie szokująca. Sądzę, że odrobina pokory by nie zaszkodziła, bo jednak wielu myślących ludzi nie miała problemu z odczytaniem głębokiego i ważnego przesłania w tych trudnych formach, prezentowanych przez np. Gombrowicza. Jeśli chodzi o filozofię, to na prawdę, dostałam mdłości przy takich wnioskach. Udowodnić można jak się chce nawet, że Stalin wyszedł od św. Tomasza z Akwinu, ale sądzę, że ani św. Tomasz, ani Fryderyk Nietzsche, ani nawet Machiavelli nie życzyli sobie takich skutków ich filozofii. W każdym razie wracając do Pokuty pragnę tylko dodać głos obrony zarówno dla gry aktorskiej, jak i dla dialogów, zdjęć i zakończenia. Nie mówię, że to jest genialne dzieło, jak np. Tańcząc w ciemnościach (tak generalnie), ale film jest i technicznie i twórczo conajmniej poprawny i godny polecenia.

ocenił(a) film na 3
Pozytywka

O filozofach już nie mam zamiaru prowadzić dysputy, bo ich wizje i filozofie są w praktyce guzik warte. A ci których wymieniłem są dla mnie nic nie warci, o czym pisałem już wcześniej i podałem czemu tak sądzę.

Jedynie takie osobistości jak św. Augustyn czy św Franciszek (bynajmniej nie chodzi o to że to byli święci i duchowni) i im podobnie myślący, potrafili z sensem powiedzieć coś co miało ręce i nogi oraz przekładało się na praktyczność.

A gadanie o nad ludziach i pod ludziach, albo że lepiej kupić żonę niż poślubić, bo wtedy nie ma praw majątkowych, za przeproszeniem, pierdzielenie starych dziadów od rzeczy. Tak samo wizje o państwie totalitarnym Machiavellego, dla mnie są śmieszne. Pomijam fakt że wystarczy przeczytać trzy strony z "Księcia" aby znać sens całej książki.

Zaś Gombrowicz kaleczył język, w sumie to pisał pod wpływem opium i alkoholu, wyładowując na tekście swą frustrację za niepowodzenia w życiu.

Na tym koniec ode mnie gadki o filozofach i ich wizjach.

ocenił(a) film na 3
VAXER

Zacznę od tego że wielki szacunek za kulturalna odpowiedź. Na tej stronie ostatnimi czasy bardzo rzadko jest to spotykane.

Primo.
Postać Cecylii i Robbiego wydały mi się szczerze sztuczne i bardzo sztywne. Zwłaszcza Robbiego. Jak wspomniałem wcześniej, tylko i wyłącznie scena kiedy Robbie w malignie choroby i głodu widzi swą matkę i z nią rozmawia, była naprawdę super. A reszta taka bez polotu. Naprawdę Keira w takich produkcjach jak "Duma i uprzedzenie" oraz pierwszej części "Piraci z Karaibów" pokazała klasę, a w tym obrazie było to dość drętwe. Jedynie nie mogę się zbytnio przykleić do postaci Broiny, choć i ona mnie jakoś specjalnie nie urzekła.

Secundo.
jest to melodramat, to fakt i nie zaprzeczę, ale połączony w dużym stopniu z dramatem wojennym. W końcu niemal połowa filmu dzieje się w 1940 w Francji i Anglii. Scena na francuskiej plaży, mnie miejscami rozśmieszyła, bo napięcia i tragedii wojny nie znalazłem tam wcale. Choć zdjęcia i scenografia były dobrze zrobione. Jednak nawet ta brutalna scena jak zabijają konie, jakoś we mnie nie trafiła. Była zbyt sztuczna, jak całe to papierowe wojsko. Nawet w "Pearl Harbour" nieporównywalnie lepiej był odegrany dramat wojny podczas bombardowania (w sumie najlepsza część w owej produkcji, począwszy od efektów, na grze aktorskiej skończywszy, cała reszta filmu jest przeciętna choć ino dobra). Natomiast tam w "Pokucie" śpiewający chórek żołnierzy na plaży czy zachlani wojacy w pubie i ogólny rozgardiasz, kompletnie nie zrobił na mnie wrażenia. A co się tyczny "Angielskiego pacjenta" to bardzo mi się spodobał tam wątek miłosny oraz przedstawienie dramatu wojny jak i sama fabuła. Choć i tak moim numerem jeden jest, był i prawie na pewno będzie zawsze wśród melodramatów "Wichry namiętności". Produkcja która jest ponadczasowa i porusza wiele wątków pokazując je wręcz po mistrzowsku. "Pokuty" nawet do tego filmu nie porównywałem, bo po prostu nie ma co porównywać, "Wichry namiętności" biją ją pod każdym kątem.

Tertio.
Książka jest od filmu nieporównywalnie lepsza. Po pierwsze ma ciekawsze dialogi, w filmie miałem wrażenie ze je całkowicie spłycono. Choć w samej książce dominują opisy i to w dużej mierze. Jednak mimo wszystko wątpię abym sięgnął po tą książkę jeszcze raz. Wolę bardziej literaturę sensacyjną, kryminalną i wojenną, a melodramaty i romanse jako filmy lub teatr.

Tak więc mimo ładnych zdjęć, montażu i fabuły, no i zwłaszcza zakończenia jak i początku filmu, reszta mnie zamęczyła. Dlatego nie dam temu obrazowi więcej niż 3-/10 bo w moim od czuciu na nic innego nie zasłużył. Film ten blednie na tle poprzedników z tego samego i pokrewnych gatunków.

Aktualnie przymierzam się do zobaczenia w poniedziałek i wtorek czterech kolejnych filmów i ich zrecenzowania, więc jak ktoś chętny do dysputy (kulturalnej rzecz jasna) to zapraszam. Będą to "Jumper" (nie zapowiada mi się na super S-F, a szkoda), "To nie jest kraj dla starych ludzi" (zapowiada się dobrze), "Rozmowy nocą" oraz "P.S. Kocham Cię".

ocenił(a) film na 9
artur_t

No w jednym zdecydowanie muszę przyznać rację - nie czytałam książki, wiec patrzę na ten film pod zupełnie innym kątem. Tak samo wyglądała sytuacja z Pachnidłem - film mi się podobał, jednak żadną miarą nie mógł się równać z książką.

ocenił(a) film na 3
bicorn

W "Pachnidle " najpierw widziałem film potem czytałem książkę, z czego film i tak i tak uważam za bardzo dobry oraz dopracowany. Nie tylko od strony technicznej, ale także pod kątem scenariusza jak i gry aktorskiej. Natomiast tutaj po prostu zasnąłem. W sumie jednak nawet jakbym miał wybierać z pozycji książkowych co przeczytać jeszcze raz to na sto procent wybrałbym "Pachnidło" bo dla mnie jest ciekawiej napisane.

ocenił(a) film na 3
artur_t

Doskonale podsumowałeś ten film. Spoty reklamujące go zachęciły mnie do obejrzenia filmu ale w rzeczywistości okazał się on dla mnie wielkim rozczarowaniem.Również oceniam 3/10

elewina4

Spoty zachęcały cię do obejrzenia innego filmu. To dość jasne że dystrybutorzy chcieli przyciągnąć szerszą widownię reklamując film jako melodramat, ale "Pokuta" nie może być kolejnym "Angielskim pacjentem", nie planuje i nie próbuje być.
To nie film o miłości, bo tak naprawdę nawet nie mamy pojęcia czemu "główni bohaterowie" (kolejna gafa, bo główną bohaterką jest Briony, a Robbie i Cecilia są inspiracją i bohaterami jej książki - cały czas pozostają na drugim planie, ale spoty reklamowe próbują widzom wmówić że tak ma nie być - co za bzdura) zakochali się w sobie.
To film o wyobraźni, o pisaniu i o pokucie - dopiero na dalszym planie o miłości.
Reklamy nie są dobrym punktem wyjścia do interpretacji filmu, mają tylko ściągnąć jak najszerszą widownię.

ocenił(a) film na 3
Howler

Reklama zawsze miała ściągnąć na siebie jak największą uwagę, przykład najlepszej reklamy na tym polu to choćby ostatnio "Cloverfield". Jednak dobra reklama, poza ściąganiem ludzi dodatkowo prezentuje czytelnie dany film, a tutaj tego nie ma, bo zareklamowano jedno a dano zupełnie coś innego.

artur_t

Przecież dokładnie o tym pisałem <lol>.
A w związku z tym, że tragiczne spoty sugerują co innego, wcale się nie dziwię, że jako melodramat film Wam się nie podobał.

użytkownik usunięty
Howler

ale mnie cagle to rozbawia,jakos nie moge,nawet lepsze niz Gombrowicz,Ty tak speciajnie piszesz?

"Primo.
Postać Cecylii i Robbiego wydały mi się szczerze sztuczne i bardzo sztywne. "
szczerze sztuczne jest najlepsze




"Choć w samej książce dominują opisy i to w dużej mierze. "

ale takiego czegos to nie widzialem jeszcze,

czasmi czytalem takie cos jak humor z zeszytow i to nawet lepsze,gdzies jeszcze piszesz takie recenzje zwalowe?

użytkownik usunięty
artur_t

Zacznę od tego, że film mi się bardzo podobał i na początku byłem zdziwiony ilością kiepskich recenzji. Niestety w niektórych kwestiach muszę przyznać rację.
Początek naprawdę podobny do "Angielskiego pacjenta". Bogata angielska rodzina, przepiękna posiadłość z dość dzikim ogrodem, stwarza pewne wrażenie niecodzienności. Dobry początek na romans oraz na zawiązanie wątku dramatycznego.
Wojna zdecydowanie psuje obraz filmu. Sama w sobie jest przedstawiona od wydarzenia do wydarzenia jakby po łebkach bez logicznej kontynuacji wydarzeń. Zabiera dużą część filmu a jednocześnie stwarza wrażenie robionej w pośpiechu, żeby nie przeciągać już i tak dłuższego niż średnia filmu. Pomysł śledzenia bohaterów idących plażą Dunkierki (podobny jak w wielu filmach w celu pokazania szerokiej sceny) jest najgorszą sceną tego filmu. Mimo, że pewnie starano się dochować realiów, to włóczący się bez celu bohaterowie i ten nadmiar krótkich scen, bardziej przypomina cyrkowe popisy niż dramat wojny.
Końcowe wyznania Briony zamiast dramatu pokazują wątpliwą moralnie osobę, bez odwagi cywilnej, ze skłonnością do samooczyszczania (samo-rozgrzeszania).
Zaczynając pisać planowałem, w odróżnieniu od negatywnych opinii, napisać coś pozytywnego i zachęcić do obejrzenia filmu tych, co tego nie zrobili. Chyba mi niezbyt wyszło;)