No taki miks wyszedł w sumie z tego filmu. Z jednej strony faktycznie mamy sceny akcji nie wiele gorsze niż w Johnie Wicku i czasami reżyserowi zależy tylko na tym, by bohaterowie byli jak najbardziej kozaccy, totalnie jedynie styl się liczy, a Mads ma być jak najfajniejszy i autentycznie wypada rewelacyjnie.
Tylko w innych momentach rozważa się nad trudami emocjonalnymi zabijania, nad samotnością z tym związaną i brakiem więzi z drugim człowiekiem, szczególnie na sam finał następuje dziwny zwrot akcji, gdzie po niezobowiązującej jatce nagle strasznie ciężki i poważny dramatyczny moment wrzucają. Tak samo w "Historii przemocy" Cronenberga płatny zabójca musiał sobie poradzić ze swoim szefem, któremu nie podobało się jego przejście na emeryturę, tylko tam było poważnie od początku do końca. Tutaj raz jest poważnie, raz ładnie.
Ale w sumie wstawili dużo zbliżeń na fajny tyłek, scena seksu jest jak na współczesne standardy naprawdę długa i zwyczajnie miło mi było się popatrzeć na zacne krągłości, więc pozytywnie ocenię film. Nic super, ale ogląda się przyjemnie, zawsze coś się dzieje. Taka trochę przekombinowana, bardziej uboga wersja "Bez litości".