Szczerze to idąc na film nie liczyłem na wiele. Samo nazwisko reżysera nie pozostawiało złudzeń.
Mimo to liczyłem na trochę mniej mordobicia, a trochę więcej fabuły, która szczerze
powiedziawszy spisana w książkę zajęłaby może 20 stron.
Wątek romantyczny. Nie jest zły i gdyby bohaterowie mieli trochę więcej czasu na rozwinięcie go
to mogłaby powstać z tego całkiem poważna i interesująca historia miłosna. Tymczasem
bohaterowie Milo i jego ukochana rozmawiają ze sobą w sumie może przez 5 minut a reszta ich
związku opiera się na pierwszym wejrzeniu i wzajemnych ochach i achach.
Na miejscu reżysera rozwinąłbym także wątek polityczny toczący się wokół postaci Severusa i
Corvusa. Panowie (także gdyby mieli trochę czasu) mogliby rozwinąć ciekawą i wciągającą
historię. Tymczasem wszystkie ich posunięcia są przewidywalne (tak samo jak zakończenie) a
cały wątek ograniczył się do kilku scen wątpliwej jakości.
Sam wybuch wulkanu robi wrażanie, czasem aż zbyt duże. Mimo to wszystkie dramatyczne
wydarzenia z końca filmu są prowadzone w klimacie nadchodzącej zagłady i zniszczenia, które
potęgują tylko jęki umierających i panikujących mieszkańców, płonące budynki, chmura dymu
przykrywająca słońce i wirujące wokół drobinki popiołu przykrywające wszystko i wszystkich.
Film ogląda się przyjemnie, ale jest to seans na jeden raz. Raczej nie wrócę do niego kiedy
wyjdzie na dvd chyba że znajdę go w koszu z filmami za dychę. Dobry średniak, bez szału 6/10.