Poszłam na film trochę w ciemno zaproszona, i nie zadałam sobie trudu aby chociaż obejrzeć zwiastun i to był błąd bo może coś by mnie ostrzegło. Po temacie z takim potencjałem spodziewałam się dobrego widowiska, niestety poza jak dla mnie atrakcyjnego wizualnie Jona Snowa /nic nie poradzę skojarzenia są zbyt silne/ oraz jednej długiej sceny, gdy niewolnicy rozwalają inscenizowaną walkę z rzymianami film jest przydługi, przewidywalny do bólu i napakowany typowo amerykańską skłonnością do patetycznych zachowań budzących raczej uśmiechy niedowierzania niż wzruszenie. Efekty całkiem całkiem choć pozostawiające pewną dozę zdziwienia gdy np. w miasto wpada fala tsunami...
Generalnie romans przyćmił wszystko, scenariusz tak schematyczny że chyba napisany na kolanie a szkoda, bo początek wydał mi się bardzo obiecujący.
Film raczej dla tych, dla których wątek miłosny rodem z nieskomplikowanych harlekinów to główny walor filmowy.