Titanic - zły narzeczony nawet w obliczu katastrofy nie chce darować parze zakochanych, wątek miłosny
głównej pary, od razu sie zakochuja.
Gladiator - figurki rodziny, ciemny kumpel, inscenizacja bitwy z Celtami to ściągnięta scena z inscenizacacji
bitwy w Kartaginie. Jest wszystko jazda na koniu, dyrygowanie innymi, łaska dla wygranych.
Znana obsada K. sutherland, J.harris i C.A.Moss są dobrzy, ale mają słabe role.
Kit Harrington. Widziałam go tylko jako Jona Snowa i tam on mi pasuje. Tutaj nie bardzo.
Jego partnerka. Cóż nie ma chłopak szczęścia do ładnych partnerek.tak jak w GoT. Chociaż tam ygritte
chociaż miała ikrę i to ,,cos" . Chociaż tutaj bohaterka jest urocza to nie powala.
Generalnie fajny film ot tak do obejrzenia chociaz wszystko było do przewidzenia i nie powala na kolana jak to
zrobił ,,gladiator"
raczej tanie polaczenie titanica z gladiatorem ,bo film mnie lekko wkrecil w ostatnich chyba 25 minutach pzdr
Przykład filmu, który ma się ochotę do połowy przewinąć, bo czeka się na katastrofę - tutaj wybuch wulkanu...
Film o niczym... albo raczej nie wiadomo o czym, czy o miłości (denny, infantylny wątek), ani o kulturze rzymskiej w owych czasach, czy o dramacie wybuchu Wezuwiusza (kilka fireballi, tubu dubu i nara).
Co do obsady to się zgodzę, Sutherlanda bardzo lubię, jednak tą rolę miał nijaką i słabą.
Główna bohaterka nijaka, płytka i nudna. Główny bohater... litości, wiem, że ten aktor po sukcesie GoT jest bożyszczem kobiet i symbolem nie wiadomo czego, ale mnie osobiście denerwuje jego aktorstwo albo raczej brak umiejętności. Mina taka sama jak jest smutny, zły, wesoły, zawiedziony, szczęśliwy... ładna buzia i nic więcej.
Ten film miał zaszokować, wywołać emocje, wzruszyć i przerazić... po napisach końcowych mój stan duchowy i emocjonalny był taki sam jak na początku filmu... puenta - o czym był ten film w ogóle?
Mam podobne odczucia po obejrzeniu tego szablonu. Ekipa chciała wziąć sprawdzone składniki i zrobić z tego smaczny obiad, a wyszedł niestety zlepek oklepanych , nieświeżych motywów niczym w przeterminowanej zapiekance z biedronki. Scenarzysta nie miał pojęcia jak ugryźć katastrofę, która nie jest tak wdzięcznym tematem jak np. oblężenie Troi, więc zaserwowano nam banał na banale. Nic dziwnego, że do tej pory nie powstał żaden ciekawy film poświęcony erupcji Wezywiusza.
Akurat niedługo przed obejrzeniem filmu, oglądałam dokument o Wezuwiuszu (na yt, z discovery), o jego na prawdę wielu erupcjach, o dramacie nie tylko w Pompejach. ale też w okolicznych miastach. Zresztą nie tylko ten wybuch był tragedią, w latach '40 ubiegłego wieku również wybuchł i pochłonął mnóstwo ofiar. Ten dokument dopiero wywołał na mnie wrażenie, ludzie ginęli na różne sposoby (dusili się, palili żywcem), próbowali się ratować po czym piekli się w ponad 500 stopniach od podmuchu itd itd.
Pompeje to nie jest film o wulkanie i katastrofie miasta rzymskiego, to jest film, który gołą klatą i słodką buźką Jona Snowa miał przyciągnąć tłum rozszalałych, rozkochanych fanek - niestety, takie mam wrażenie.
Titanica oglądałam jak byłam młodsza i nie ukrywam, że ten film akurat mną wstrząsnął straszliwie i przeżywałam dramat pasażerów, nie patrząc nawet na sam wątek miłosny. Po Pompejach poczułam jedynie... niesmak straconego czasu :(