Po seansie walentynkowo-„jagodowej miłości”, gdy czytałem recenzje
„Powrotu-Popiołów czasu” byłem bliski postawienia znicza na artystycznym
grobie Wonga. Powstrzymałem się jednak, gdyż uznałem, że dopóki nie
zobaczę, nie uwierzę.
Zobaczyłem i przekonałem się, że nie ma co grobu kopać... to jedynie lekki
dołek, z którego na pewno nasz ulubieniec wkrótce wyjdzie.
Nowe „Popiły czasu” są filmem na poziomie. Wyraźnie widać styl Kar Wai’a.
Jest kilka pięknych ujęć, jest parę zapierających dech w piersiach scen.
Przyjemnie patrzy się na taniec ciał i emocje buzujące między dwojgiem
ludzi – jak w najlepszych dziełach Wonga.
Wyestetyzowane zdjęcia: gra świateł i barw, nastrojowe tło muzyczne i
bohaterowie poruszający się po planie z klasą.
Treściowo gorzej (ale ten reżyser nigdy pod tym względem nie był przesadnie
mocny). Ogólnie fabuły nie kupuję.