Kawał dobrego kina rodem z Hollywood ukazujący (wreszcie) prawdziwe nie „cukierkowe” ale pełne smutków, problemów acz i czasem małych radości, życie zwykłego człowieka. Dobra obsada, sprawnie skonstruowana fabuła sprawia, iż film ogląda się naprawdę nieźle. U mnie mocne 7 na 10.
Fatalne zakończenie nie było cukierkowe? Litości, mamy już 100 lat kina, chyba inaczej powinno rozwiązać się film tego typu niż stwierdzeniem ,,od poczatku cię kochałem". Naprawdę to łykacie?
Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?. A, mając na myśli "nie cukierkowe" mówiłem o życiu bohatera, któremu wszystko szło pod górkę, a że koniec zakończył się tak jak zakończył, cóż czasem w życiu po prostu....mamy odrobinę tak potrzebnego. Ogólnie filmik spoko, owszem w 100 letniej historii kina są dużo lepsze obrazy, ale ten nie jest najgorszy.
Nie rozśmieszaj mnie. Nie ma miłości od pierwszego wejrzenia. Za pierwszym wejrzeniem może Ci się spodobac osoba pod względem wyglądu, stylu, charyzmy - a to dopiero początek, z którego najczśsciej nic nie wynika. Bo jak spodoba Ci się jakaś dowolna dziewczyna, której nie znasz, to co, od razu podbijasz? raczej nie, chyba że jesteś wykwalifikowanym podrywaczem
Chodziło mi raczej o to, że są takie chwile w życiu, że jak Kogoś spotkasz to od raz wiesz, że to (może) być ta (ten) jedna jedyna...na całe życie.
Wybacz ostry ton, ale akurat mam taką sytuację w życiu, że ni chu nie wierzę w takie coś. Może jeszcze mi sie zmieni,zobaczymy:)
Spoko, życzę Ci by się wszystko dobrze ułożyło. A film cóż, zgadzam się z Dominiką arcydzieło nie jest daje nadzieję, że może być lepiej. Pozdro.
zal mi Ciebie. Stałam na przystanku, zobaczyłam Go- zupełnie nieznanego mi faceta, piorun mnie strzelił i się zakochałam! Stwierdziłam teraz albo nigdy. Podeszłam i się przedstawiłam. Od 10 lat jest moim męzem, wiec nie pier****** farmazonów, ze nie ma miłości od pierwszego wejrzenia. Widac Tobie się nie przydarzyła, ale innym- a i owszem.
Szczerze gratuluję. Chyba też bym tak chciał, dlatego przykro mi z powodu Twojego ostrego tonu poprzedniego postu
Hmm... Czy to łykam...
Może i nie do końca to "łykam", ale jak sobie wyobrażasz koniec tego typu filmu? Co miała zostać potrącona przez samochód? Może w czasie tańca miała się wywrócić i dostać wstrząśnienia mózgu? Lub raczej on miał zostać ponowie zabrany do ośrodka? Proszę cię ludzie kochają dobre zakończenia. Racja, arcydzieło to, to nie jest, ale czasem ludzie muszą mieć trochę dystansu nawet do prostego filmu. To naprawdę fajny, ciekawy film na miły wieczór, aby rozluźnić atmosferę. Pokazuje, że trzeba walczyć z samym sobą, często ze swoimi urojeniami i życiem.
A skoro akurat masz taką sytuację w życiu, że "ni chu" nie wierzysz w takie coś, to może właśnie na przekór wszystkiemu warto uwierzyć w takie pierdoły i iść za ciosem, bo to właśnie film dla ludzi którzy mają doła, lecz ślepo wierzą, że to naprawią, a tym czasem ukazuje się nam inny świat, inni ludzie tylko musisz to dostrzec.
Dlaczego dobre zakonczenia są równocześnie zbyt słodkie? Przecież można to było inaczej wyważyć. Przede wszystkim pokazać wahania pata, jak walczy z uczuciem wobec Tiffany. A tutaj... on cały czas marzył o powrocie do żony, I nagle, zeby było romantycznie i happyendowo, wyznaje miłość. To mi nie gra.
To właśnie takie filmy rujnują psychikę wielu ludzi, którzy całe życie czekają na wielką miłość, idealizują ją. Przepuszczają okazję, nie doceniają uczucia drugiej osoby, bo wydaje im się za mało ,,epicka". Nie wiedzą, ze o to wszystko trzeba walczyć i ciężko pracować nad związkiem.
Cały film jest "za słodki". Ja wiem, takie są prawa gatunku. Ale film za bardzo - jak dla mnie - upraszcza temat związków, zaburzeń psychicznych i związków osób zaburzonych. Stąd prosta już droga do stwierdzenia że miłość leczy z wszelkich problemów a osoby zaburzone same sobie są winne bo przecież mogły jak główny bohater "wziąć się w garść" albo jak to napisała Dominika31390 "walczyć same z sobą".
Chciałabym zobaczyć ciąg dalszy tej historii - co się stało z głównymi bohaterami za 5 albo 10 lat. Mam prawie pewność że w prawdziwym życiu byłaby to historia podobna do "Blue Valentine".
Pełna zgoda. Dobrze, ze niektóre dziewczyny maja takie zdanie. Większość łyka go bez żadnych przeciwskazań.
Gdyby Pat przeczytał kolejne 100 książek, zobaczyłby, że opinia Hemingwaya to tylko jedna w morzu literatury. A oni akurat wybrali sławnego pisarza i na tym zbudowali wizerunek Pata.
Mam wrażenie, że nie do końca dostrzegacie pewną prawdę ukrytą w tej końcówce filmu. Nie chodzi o to, że on ją kocha w ten sztampowy sposób 'wielkiej miłości'.
Związek z Nikki był toksyczny, doprowadził go do psychozy, agresji.
Tiffany działa na niego całkiem inaczej. Przy niej jest szczęśliwy, uspokaja się, może być sobą, razem robią szalone rzeczy. I myślę, że za to ją pokochał. Za to wszyscy z nas kochają bliskie sobie osoby - że są, że akceptują nas, że akceptujemy ich i chcemy z nimi być. Ojcu psycholowi chwile wcześniej też powiedział, że go kocha, ale to nie jest w żaden sposób krytykowane.
Generalnie fenomen i głębia filmu polega na tym, że Ludzie bardzo często kurczowo trzymają się tego, co wydaje im się znane i bezpieczne, nawet jak jest to dla nich złe, wzbudza ich agresję: w związkach, w rodzinach, a także w pracy. Film pokazuje, że trzeba zrobić coś szalonego, coś trudnego, coś innego, aby oderwać się od rutyny i spojrzeć, że poza tym co znamy, są jeszcze inne rzeczy, lepsze.
Biorę się za czytanie książki, zobaczymy czy autowi o to chodziło ;)
Jestem świeżo po filmie, muszę powiedzieć że podobał mi się, ale koniec mogli zrobić inny. Moim zdaniem za słodko się skończył, nie mówię, że koniec musiał być dramatyczny, ale jednak mogliby coś zmienić, sam nie wiem co. Mimo to moja ocena 8/10.
P.S. Lepszy koniec był w filmie "Człowiek który się zawiesił".
"Człowiek który się zawiesił" też kończy się pozytywnie, ale bardziej mi się podobało od tego z "Poradnik pozytywnego myślenia".
Pozdrawiam
film będzie zawsze filmem i dobrze wiecie że nie za często zdarza się taka filmowa miła romantyczna historia w realu. Dlatego -laxman masz trochęracji o cukierkowym zakończeniu, ostatnia scena zwłaszcza - mimo to te śmieszne sceny dialogów kłótni itd - to mi się zawsze w filmach podoba