Ok zgadzam się że Randi zagrał tu jak w każdym innym westernie w jakim się pokazał ale tu akurat milczący sztywny jegomość po przejściach robiący swoje pasował. Fabuła też niezbyt skomplikowana ale też wystarczyła jako tło pewnych zachowań. Uprowadzona niezbyt rozgarnięta jednak i dzisiaj takie można spotkać. Indianie jak to oni póki mogli sobie na to pozwolić. Młodzi sami niewiedzieli czego chcą i mieli trochę odmienne zdanie co do decyzji po czyjej stronie być co skomplikowało całą sytuację. A gwiazdą całej tej historii był czarny charakter który nie ukrywał swoich złych zamiarów i sprawdzał co chwilę jak to ten szlachetny odbierze. Także wrogiem mógł stać się kompan który wspólnie uciekał przed niebezpieczeństwem. Poza tym wciąż podważał dobre zamiary kolegi irytując tym jego co ten znosił w milczeniu. Może mógł być bardziej dramatycznie ukazany wątek wyboru między dobrem a złem ale braki wypełniała akcja. Za to zdjęcia i dialogi były urocze. Polecam porywającym się na starocie...