Grupa przestępców zabija szeryfa miasteczka Paradise oraz kilku innych ludzi, kradnie ponad 11 tysięcy dolarów z banku i porywa jedną z kobiet jako zakładniczkę. Banner Cole (Audie Murphy) wraz z kilkoma ochotnikami postanawia rozpocząć pościg za przestępcami. Nim jednak dojedzie do ostatecznego pojedynku z bandytami członkowie grupy pościgowej będą z różnych względów rezygnowali z udziału w pościgu. I właśnie ten motyw jest sednem filmu. Widz szybko zorientuje się, że nie wszyscy będą uczestniczyć w starciu z bandytami. Przyznam, że choć bandyci nie pojawiają się zbyt często na ekranie można ich nazwać "gangiem z piekła". Są przebiegli, rabują banki, gwałcą, strzelają bez ostrzeżenia i mordują z zimną krwią. Naprawdę żałuję, że reżyserem nie poświęcił im więcej uwagi i miejsca na taśmie filmowej. Cała akcja skupia się bowiem na wspomnianym wydziale pościgowym. Sam motyw z malejącą liczbą członków wydaje się być ciekawy ale mógłby zostać dopracowany. Obraz wydaje się być połączeniem klasycznego westernu z westernem przygodowym, a jednocześnie posiada on dawkę surowej przemocy. Jakby element pomiędzy klasycznym westernem z prawym szeryfem, a westernami Monte Hellman'a. Technicznie jednak jest to dość przeciętna produkcja. Zdjęcia tylko poprawne, tak jak montaż. Krajobrazy choć urozmaicone to mało estetycznie prezentują się na ekranie. Znacznie lepiej prezentują się postacie. Członkowie oddziału pościgowego to postacie różnorodne. Znajdziemy tu wspomnianego prawego i odważnego mężczyznę Banner'a, który dowodzi całej grupie, ale także szukającego akceptacji Indianina, nerwowego eks-kawalerzystę czy bankiera żółtodzioba w którego wciela się jak zawsze świetny John Saxon. W epizodycznej roli jednego z członków gangu wciela się Lee Van Cleef. Pomysł na fabułę choć prosty ma w sobie sporo potencjału. Gdyby odrobinę dopracowany scenariusz trafił w ręce sprawniejszego reżysera, ten mógłby wynieść obraz na wyższy poziom. Tempo akcji jest rwane ale film nie jest przegadany. Na plus wszystkie sceny akcji, postacie oraz wątek ze zgwałconą kobietą. Nadaje on odrobinę mroczniejszy ton historii. Szkoda, że za reżyserię nie odpowiadał ktoś z większym doświadczeniem lub większym temperamentem. Ostatecznie "Posse from Hell" to przyjemny obraz, który posiada potencjał na coś lepszego.