Granice wyznaczane przez nas w pojmowaniu rzeczywistości są często niczym więcej niż linią lekko wyznaczoną, niczym ta w piasku. Grzegorz Górny jako reżyser zdaje się zdawać z tego sprawę przy produkcji dokumentu ,,Postęp po szwedzku”. Obraz ten jest świetnym przykładem takiego postępowania co widać wyraźnie choć samo w sobie nie jest to rażące. Dokument od samego początku łączy niezwiązane ze sobą elementy, aby wzbudzić emocje, które wydają się być nadzwyczaj zgodne z poglądami sponsora dokumentu, wydawnictwa Fronda którego redaktorem naczelnym jest sam reżyser filmu. Już na początku filmu możemy się spotkać z założeniami nieuargumentowanymi merytorycznie w ciągu trwania dzieła, jak i statystykami, które (między innymi poprzez muzykę) sugerowałyby ich drastyczną różnice względem pozostałych krajów kultury zachodniej. Tak jednak nie jest. Ten wyrób dokumentalnopodobny próbuje stworzyć u widza iluzję że Sztokholm reprezentuje cały kraj Szwecji, co nie mogło by być dalsze od prawdy. Inną z mylnych statystyk jest ta odnosząca się do kremacji oraz prochów ludzkich. Statystyka 90% zmarłych w Sztokholmie w żadnym stopniu nie wyróżnia się na tle innych metropolii, z kolei informacje że 45% urn pozostaje nieodebranych przez rodziny sprytnie omija fakt iż organizacja która dokonuje kremacji jest zobowiązana do wykonania pochówku, więc bardziej zastanawiające jest pozostałe 55% które decyduje się na pochówek w własnym zakresie bądź zachowanie urny w domu, co sugerowało by silne więzi rodzinne(czyli przeciwnie w stosunku do tego co sugeruje pan Górny). W materiale muzyka jest użyta jako forma kontrastu co wybitnie pokazuje absurdalne użycie popowego zespołu ABBA, który to najpewniej miał dać iluzję kontrastu do jakieś przeidealizowanej wizji przeszłości. Warto również zauważyć iż większość historii przytaczanych w wywiadach jest opowiadana z pominięciem jakichkolwiek szczegółów które pozwalały by na ich zweryfikowanie. Widzimy tu także zamianę słów typowych dla danej sytuacji na te niestosowne, jak na przykład użycie przykładu klapsa zamiast takich jak ,,lanie’’ czy ,,łomot’’, co zdecydowanie lepiej pokazałoby pełen zakres omawianego zjawiska . Wychodząc z podobnego założenia łatwo zrozumieć usilne użycie angielskiego słowa ,,Incest’’ zamiast jego idealnego polskiego odpowiednika ,,Kazirodztwo” jest mało prawdopodobne, że ten zabieg był przypadkowy, najpewniej spowodowany jest niezwykle negatywnym nacechowaniem tego słowa. W późniejszej części dokumentu znajdziemy liczne anegdoty, które jednak mają także mylący kontekst, gdyż jedynie pozornie odnoszą się do poruszanego przez nie tematu. Rażąca często jest kamera, która porusza się w sposób, lekko mówiąc, zastanawiający. Od zbliżeń na twarz o niekomfortowej bliskości po niesprowokowane treścią ujęcie na płaskorzeźbę swastyki. Użycie kamery w dokumencie Grzegorza Górnego nie jest w żadnym wypadku neutralne względem osób nagrywanych. Powyżej wymienione aspekty, czynią to dzieło niezwykle przejaskrawionym przykładem dokumentu propagandowego którego to omylności i uszczerbki nie załata nawet najlepsza piosenka ABBY.