To chyba setny film oparty na schemacie, który znam z "Rzeczy, które robisz w Denver, będąc martwym...", z tym, że ten gdzieś tak od połowy robi sie karykatura gatunku, ale to nic w porównaniu z ostatnimi minutami... gdzie poziom abstrakcji sięga zenitu - matka, nie wiedząc co z jej synem, odpala gaz i robi bum.
Całości dopełnia ta animacja na końcu. Nie powiem, animacja fajna, ale co ona tu właściwie robi?
Reżyser chyba za dużo pije denaturatu zmieszanego z rtęcią... Bo nie wiem, jak inaczej tłumaczyc ten film.