Pingwin czy Shreck. Jasne,ze ten pierwszy jest obleśny, ale to zarazem postać tragiczna, wykorzystywana przez bezdusznego milionera. Koniec końców przy scenie "pogrzebu" Pingwina niemal płakałem,a Maxa w ogóle nie żałowałem
Jasne, że Schreck. Mnie też Pingwina było bardzo żal i go lubiłam, a przy zakończeniu płakałam. A Shrecka nie było mi żal. Chociaż mówiąc szczerze, to w tym filmie nie lubiłam też Batmana- jako postaci. Wiem, że taki był zamysł, bo miał być mroczny, chłodny i dwuznaczny, we mnie akurat nie budził sympatii i był dla mnie bardziej negatywną postacią niż pozytywną.