W gruncie rzeczy, ten film ma niewiele wspólnego z filmem Pistolet dla Ringa. Tylko twórcy są ci sami, a już tytułowy Ringo to totalnie inna postać (choć również grana przez Giuliano Gemma). Tym razem nie jest to wyjęty z pod prawa cwaniaczek, który z uśmiechem na ustach ciągle coś kombinuje. To żądny zemsty, ale opanowany żołnierz, pełen honoru i głodny sprawiedliwości. Nadano mu imię bohatera poprzedniego filmu Tessari'ego chyba tylko w ramach promocji...
Film jest bardzo ponury, oczywiście są też motywy humorystyczne, jak na spaghetti przystało, ale czuć w powietrzu atmosferę niepokoju. Akcja rozwija się bardzo powoli, a często na główny plan wychodzi muzyka Morricone, a sceny dłużą się w jej rytmie. Nie przeszkadzało mi to bo akurat Ennio postarał się o znakomitą ścieżkę dźwiękową. Fabuła jest prosta, ale jako że to jeden z pierwszych Spaghetti można powiedzieć o niej "oryginalna". Przeszkadzało mi kilka drobnostek (gdy Rosita uwolniła Paco i tym samym oprowadziła do śmierci szeryfa, a także ucieczki bandytów, Ringo tylko podsumował "każdy może popełnić błędy, nie przejmuj się..." trochę to jednak głupie) i przewidywalny koniec. Ale i tak jest dobrze, nawet Giuliano Gemma którego zawsze besztam za marne aktorstwo, tutaj wykazał się i zaliczył swoją życiową rolę. Tym razem nie mogę się do niego przyczepić, bo nie ma za co...
Podsumowując... Warto. Może nie jest to arcydzieło gatunku, ale ogląda się przyjemnie.