Film, co prawda nie zrobił wielkiego odkrycia, bo właściwie mówił o rzeczach, które każdy wie. Moje życia jest teraz, właśnie teraz. Jednak to jest na tyle oczywiste, że i tak niewiele ludzi o tym pamięta... Warto to sobie czasem przypomnieć. Generalnie jeżeli chodzi o cały projekt, to miał sporo momentów, które mnie nużyły (przeciągłe sytuacje Andrew i Sam) lub które nie trafiły do mnie (tragizm Galaretki, no cóż...). Jeżeli chodzi o muzykę to miał kilka kawałków, które były całkiem, całkiem. W skali pięcio stopniowej dałabym mu 3. Miał iezłą końcówkę tzn. od momentu kiedy wybrał się Andrew, Sam i ten jego kumpel po jakąś tejemniczą rzecz, część wcześniejsza taka sobie.