Film oczywiście bardzo fajny i tak dalej, ale o co w sumie chodziło z tą katastrofą samolotu
na początku?
Spoilery.
To był sen. Pod koniec sceny pojawia się telefon nad jego głową i sen się urywa.
Zauważ, że na początku bohater tkwi w centrum jakieś katastrofy, a pod w finale filmu siedzi spokojnie w samolocie. Chwilę później wydostaje się z niego i już pewny swoich emocji idzie o tym powiedzieć Sam. Bardzo to przewrotne, bo może ostatnia scena była też snem bohatera? Tak czy inaczej fantastyczny film.
Może chodziło o jakąś alegoryczność. O to, że jego życie zmierzało do katastrofy, a dzięki przemianie, która dokonała się w New Jersey zmienił swój los. Ja tak to przynajmniej odczytałem.
no chyba, że chodziło po prostu o to by pokazać jak wyprany z uczuć jest nasz bohater. Samolot zmierza do katastrofy, wszyscy panikują a On siedzi kompletnie nie wzruszony. Ta scena ( jak i parę potem ) pokazuje w jakim stanie emocjonalnym był Andrew (oczywiście dzięki tonom psychotropów jaki zażywał od paru lat).
zgadzam się z przedmówcą - chodzi o pokazanie w jakim stanie jest na początku filmu bohater, kompletnie znieczulony przez psychotropy, wyprany z emocji.
też tak uważam. jeden z moich ulubionych filmów. ścieżka dzwiekowa do tej pory jest dla mnie nr 1. pozdrawiam
Ta pierwsza to sen. Ostatnia już nie. I ten sen mógł mu się przypomnieć jak siedział w samolocie, uzmysławiając jak kruche jest życie, może teraz zginąć w wypadku i nie zobaczyć Sam, więc decyduje się działać teraz bo los niepewny.Trzymając ją w ramionach mówi "to właśnie jest życie, tu i teraz".