Tragizm żołnierzy Armii Krajowej polegał na tym, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.
Wiedzieli o tym, że jak nie zginą z rąk nazistów, to zginą z rąk sowietów. Tak więc lepiej było polec w
walce jak żołnierz niż zostać zakatowanym na śmierć przez ruskich. Dlatego Powstanie
Warszawskie musiało wybuchnąć - nie było innego wyjścia.
Poza kilkunastoma tysiącami akowców zginęło również 200 000 cywili, którzy w większości by przeżyli. Niemcy nie zabiliby ich (po co marnować amunicję, jak można sowietom dać dodatkowe gęby do wyżywienia), a ZSRR nie eksterminował szarych obywateli ,,wyzwolonych" krajów. AK zachowała się więc samolubnie. Nie pomyśleli o/nie obchodziło ich piekło jakie mieli przeżyć mieszkańcy Warszawy. W najlepszym razie wykazali się lekkomyślnością/optymizmem licząc na szybką wygraną w starciu z Wermachtem.
Niestety pod koniec II Wojny Światowej walczące ze sobą strony przestały już liczyć i przejmować się stratami w ludności cywilnej. Lata okrucieństwa stępiły empatię niemalże do zera. Ludzkość po prostu zdziczała. I dotyczyło to wszystkich nacji.
Natomiast za ludobójstwo na mieszkańcach Warszawy odpowiadają Niemcy, a nie Armia Krajowa - i nie należy tutaj "odwracać kota ogonem".
To prawda, Niemcy zabili tych ludzi i oni ponoszą winę, ale moim zdaniem AK jest winna pośrednio. Nie zaprzeczam, że byli bohaterami, intencje na pewno były dobre. Jednak wzniecając powstanie wiedzieli, że narażają mieszkańców miasta. Ze zdziczeniem się zgadzam, ale jak już napisałem Niemcy i ZSRR raczej bez powstania nie zabili by tych ludzi.
Fakt, gdyby nie Powstanie Ci ludzie pewnie by nie zginęli. Ale nie można tu mówić o winie AK, nawet pośredniej.
Wyobraźmy sobie sytuację - wieczorem wraca do domu małżeństwo i zastaje w domu włamywacza. Mąż łapie co ma pod ręką i uderza włamywacza, a on upadając wyciąga pistolet i strzela - ginie żona. Czy mąż jest winny jej śmierci?
Wiadomym było, że Niemcy będą organizowali akcje odwetowe na ludności cywilnej. Robili tak przez cały okres okupacji. Za akcje dywersyjne czy zamachy też były masowe rozstrzeliwania. Za odbicie "Rudego" rozstrzelano wiele niewinnych osób. Czy "Zośka" jest winny ich śmierci? Nie jest winny, bo taka jest cena wojny.
Gdyby nie było powstania przeciw niemcom to by wybuchło powstanie przeciw sowietom rok później. Tamto pokolenie nie przyjęłoby zniewolenia bez walki. Widać to po historii "wyklętych".
Dokładnie... Ci ludzie nie potrafiliby patrzeć jak Stalin, który kilka lat temu ramię w ramie z Hitlerem zaatakował Polskę teraz gra jej "wyzwoliciela". Nie po to setki tysięcy Polaków walczyło przez całą wojnę od 1 września 1939 z hitleryzmem i od 17 września 1939 z komunistami. Powstanie prędzej czy później i tak by wybuchło. Czy to w Warszawie czy w innym mieście... to było nieuniknione. Wystarczy spojrzeć na to, że wielu żołnierzy AK po zakończeniu wojny przeszło do partyzantki i w NSZ/WiN kontynuowali walkę o niepodległość Rzeczpospolitej.
Tym bardziej, że Polacy dokładnie wiedzieli co sowieci zrobili z nami na Kresach ...
Te kilkadziesiąt lub nawet kilkaset tysięcy ofiar wspominalibyśmy dzisiaj wśród "Wyklętych".
Zapomnieć wojny i powstania,
Jedynie słuszny szarpać dzwon
Narodowego - byle trwania
W zgodzie na namiestniczy tron.
W zamian - w tej ziemi nam mogiła,
I przodków śpiew, jak echa kielich,
Że - "Jeszcze Polska wtedy żyła,
Gdy za nią ginęli!"...