Już dawno żaden film mnie tak nie wynudził. Uwaga, będą spoilery. Właśnie poczytałem kilka tematów i przeszłość „Eli” jak i jej stosunek do jej „ojca” wprawił mnie w osłupienie. Nasz główny bohater Oskar „świnka łiii” jest totalnie irytującym dzieciątkiem, cierpiącym na brak jakiekolwiek osobowości. Zbiera wycinki z gazet na temat morderstw, podrywa młodą wampirzyce (ra?) na kostkę Rubika. Miód i poemat. Niektóre sceny były dla mnie tak bezsensowne że aż śmieszne. Nie wiem, może tak moja psychika broni się przed wszechobecną nudą. Cały czas brnąłem dalej mając nadzieję, że coś się wyjaśni. Oskar ma problem bo prześladują go koledzy. W końcu za namową Eli mści się waląc jednego kijkiem w łeb. W tle mamy wątek matki Oskara. Totalnie bez charakteru. Gdzieś tam się pląta i mota. Nic konkretnego z tego nie wynika. Z ojcem jeszcze gorzej. Niekiedy dialogi są tak bezsensowne, że aż szczęka opada i w głowie huczy pytanie „ale… w sensie że o co chodzi?”. Cała masa zupełnie niepotrzebnych scen (vide szczotkowanie zębów przez minutę). Co więcej? A tak. Mimo wszystko nasza dwójka głównych bohaterów się w sobie… hm… zakochuje? Powiedzmy że zaczynają coś do siebie czuć. Młodego blondasa z początku nieco odstraszają… e… specyficzne nawyki żywieniowe jego dziewczyny chłopaka. Potem jednak wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. W tle przewija się wiele arcy nieciekawych postaci. Wszyscy grają drętwo i bez polotu. Imho czerwony kijek posiada o wiele lepsze zdolności aktorskie. Najlepsza jest akcja z kobietą, która zostaje „zarażona wampiryzmem”. Śmiechu było co niemiara. Lekko skołowana kobieta została zaatakowana przez wojownicze koty ninja, które z wdziękiem skakały na nią i odpychane latały pod sufit. Wszystko to zwieńczone samozapłonem kobiety. Miałem wtedy skojarzenia z reklamą jakichś środków na zgagę. Prawie bym zapomniał. Scena na basenie. Szczyt szczytów. Idiotyczna zemsta i równie idiotyczna obrona blondasa. Oglądając to można dojść do wniosku, że Szwecja to niebezpieczny kraj. Ok. ok. Może zbyt ostro oceniam ten film. Ale w wielu miejscach był tak absurdalny, że nie sposób było wytrwać. Dokończyłem, bo jak już coś zaczynam to z reguły kończę. Ale w filmie nie ma nic. Aktorstwo nie istnieje, muzyki nie ma, fabuła poszatkowana jak ser szwajcarski. Wysyp zbędnych scen. Ni to straszne, ni wzruszające. Bohaterowie na ekranie są totalnie obojętni. W żaden sposób nie idzie się z nimi identyfikować. Moja ocena 3/10 i więcej do tego nie wrócę.
A kto powiedział że w Szwecji jest bezpiecznie? Może od lat 80 (akcja filmu) trochę sie poprawiło ale tylko trochę. Szwedzi to skandynawski naród. Uczucia są u nich wywlekane żadziej. Poza tym to, że w filmie nikt nie mówi wielkimi zmyślnymi tekstami świadczy o nim dobrze. Są naturalne
To nie jest film dla dzieci wychowanych na hollywoodzkiej tandecie.
To nie "ojciec" a "opiekun", pewnie jeden z wielu jakich miała Eli w swoim wampirzym życiu.
Oskar nie "podrywa". Próbuje zaprzyjaźnić się z dzieciakiem z podwórka który jest w podobnym wieku a nie nastawiony agresywnie do niego.
Popełniasz dokładnie ten sam błąd logistyczny jak powyżej, zakładasz, że wzajemne relacje bohaterów w filmie mogą się jedynie opierać na seksie, przemocy chciwości i oszustwie. W tym filmie istnieją trochę bardziej skomplikowane relacje pomiędzy bohaterami, niż w amerykańskich filmach.
Oskar na nikim się nie mści, próbuje według rady Eli bronić się, samodzielnie.
To, że nie zrozumiałeś sytuacji rodzinnej Oskara nie oznacza, że była głupia. Jedynie tyle, że jej nie zrozumiałeś, film nie był kierowany do takiego odbiorcy jak Ty. Pozostań przy Matrixie, Królu Lwie i Władcy Pierścieni. Jeszcze przez kilka lat.
Jeśli potrafisz czytać i chcesz trochę bardziej rozumieć filmy o wampirach polecam powieści Anny Rice i Kinga. Warto dodatkowo obejrzeć starą klasykę, np Murnaua (Nosferatu - symfonia grozy). Dobry film nie potrzebuje sztucznej muzyki sztucznie tworzącej klimat - obraz sam w sobie jest wystarczająco dobry.
"To nie jest film dla dzieci wychowanych na hollywoodzkiej tandecie."
Ahhh rozumiem. Więc każdy, któremu to "coś" się nie podoba jest "dzieckiem wychowanym na hollywoodzkiej tandecie". Proponuję jednak nie rzucać takich tendencyjnych tekstów. Na mnie wypowiedzi tego pokroju nie robią wrażenia. Za stary jestem wróbel na takie numery.
"To nie "ojciec" a "opiekun", pewnie jeden z wielu jakich miała Eli w swoim wampirzym życiu"
Dlatego napisałem "OJCIEC" a nie OJCIEC.
"Oskar nie "podrywa". "
Pytał Eli czy zostanie jego dziewczyną. Imho to nie jest zachowanie typowe dla przyjaźni. Nawet jeśli mówimy o dzieciach. Chłopak do niej (a właściwie do niego) smoli cholewki.
"Popełniasz dokładnie ten sam błąd logistyczny jak powyżej, zakładasz, że wzajemne relacje bohaterów w filmie mogą się jedynie opierać na seksie, przemocy chciwości i oszustwie."
Właśnie dokonałeś daleko idącej nadinterpretacji mojego tekstu. Nic takiego nie miałem na myśli i nic takiego nie napisałem. Nie będę polemizował z twoim wyobrażeniem o mojej wypowiedzi.
"W tym filmie istnieją trochę bardziej skomplikowane relacje pomiędzy bohaterami, niż w amerykańskich filmach."
Relacje interpersonalne bohaterów "mody na sukces" zapewne także do łatwych nie należą. Co chciałeś tym zdaniem wyrazić? Coś jest zagmatwane/trudne to od strzała interesujące i wartściowe? To zbyt daleko idące uogólnienie. Nie krytykuję samej idei filmu. Krytykuję jego beznadziejne wykonanie. A jego po prostu nic nie ratuje.
"Oskar na nikim się nie mści, próbuje według rady Eli bronić się, samodzielnie."
To twój punkt widzenia. Imho była to zemsta w czystej postaci. Dręczony, pod presją w końcu nie wytrzymał i dał tamtemu w łeb. Jak było widać, z dużą satysfakcją. Świadczy o tym chociażby dziwnie niepokojący uśmieszek jak u jakiegoś psychopaty.
"To, że nie zrozumiałeś sytuacji rodzinnej Oskara nie oznacza, że była głupia"
A było tu coś nie do zrozumienia? Chłopak ma problemy. Matkę okłamuje i nie mówi jej, że regularnie zatykają jego gaciami pisuary. W końcu po akcji z czerwonym kijkiem matka ma do niego pretensje, że bije dzieci. Chłopak znowu nie zamyka się w sobie. Ojciec mieszka oddzialnie więc na bank był rozwód. U ojca na stole wódka. Sytuacja prosta jak drut. Tym większy jest więc minus tego filmu. Jak można tak majestatycznie spierniczyć tak chwytliwy wątek?
"Jedynie tyle, że jej nie zrozumiałeś, film nie był kierowany do takiego odbiorcy jak Ty. Pozostań przy Matrixie, Królu Lwie i Władcy Pierścieni. Jeszcze przez kilka lat."
Kolejna tendencyjna sugestia, jakoby o dojrzałości odbiorcy świadczyła jego ocena dla tego filmu. Możesz się pienić ile chcesz. Nie dam wysokiej oceny filmowi, który na to nie zasługuje. Nie chcesz uszanować mojego zdania, nie musisz.
"Jeśli potrafisz czytać i chcesz trochę bardziej rozumieć filmy o wampirach polecam powieści Anny Rice i Kinga"
Człowieku, ja chciałem obejrzeć fajny horror. Dostałem na prawdę źle zagrany i źle sklecony melodramat, który nie zachwycał w żadnym aspekcie. Drętwe aktorstwo, bezbarwne postaci i niezamierzony komizm sytuacyjny.
"Warto dodatkowo obejrzeć starą klasykę, np Murnaua (Nosferatu - symfonia grozy). Dobry film nie potrzebuje sztucznej muzyki sztucznie tworzącej klimat - obraz sam w sobie jest wystarczająco dobry."
No i na samym końcu doczekałem się wypowiedzi, z którą mogę sie zgodzić. Istotnie. "Nosferatu" to dobry tytuł.
Pozwól mi wejść - 3/10.
ależ bzdety wolvern wypisujesz, to, że coś jest nie jasne czy wręcz absurdalne nie musi oznaczac od razu dennego :) a ten komizm niezamierzony był zamierzony
"IMHO" jeśli w tym filmie była kiepska gra aktorów to nie wiem do czego można porównac grę aktorów z matrix reaktywacja :)
"ależ bzdety wolvern wypisujesz"
Cóż, wzajemnie :P Podobnie jak "cumbri" przeprowadzasz jakieś barwne interpretacje mojej wypowiedzi. Mam na myśli to...
"to, że coś jest nie jasne czy wręcz absurdalne nie musi oznaczac od razu dennego"
Czy ja coś takiego napisałem? Nie. Napisałem coś z goła przeciwnego, a mianowicie sprzeciwiłem się podobnemu schematowi w wykonaniu cumbri (tylkoże działającemu w drugą strone. Vide: zagmatwane = bardzo dobre/ambitne). Czytaj uważniej co ktoś pisze.
Reasujmując końcowo: w " Pozwól mi wejść" mamy do czynienia po prostu z dennym filmem, który nie zachwyca niczym. Jest to moje zdanie i tyle w temacie. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać do swojej racji. Każdy może sam sprawdzić ile wart jest ten film. A IMHO jest nic nie wart. Strata czasu po prostu. Nie sprawdza się ani jako film dający do myślenia, ani jako film rozrywkowy.
EOT
Dobrze, że napisałeś iż jest to tylko twoje zdanie. Bo dla mnie ze stratą czasu nie ma ten film nic wspólnego, oglądałem go już kilka razy i jest to jeden z najlepszych filmów ostatnich lat. Zresztą nie tylko dla mnie - http://www.rottentomatoes.com/m/lat_den_ratte_komma_in/
Hmm. Zastanawiam się, Witcher, czemu dopiero teraz dokonałeś tak genialnego odkrycia?:)
Przecież to jasne, że jeśli ktoś zakłada tu temat... Dzieli się SWOJĄ opinią. Nie narzuca jej innym (przynajmniej dla mnie).
Każdy ma inny gust- ja to szanuję, jednak zgadzam się z Wolverinem.
Jest wiele niepotrzebnych scen... I wiele rzeczy niewyjaśnione w tym filmie.
Po co podawać wszystko na tacy? Takie rzeczy tylko w Hollywood. Sięgnij po książkę - to własnie chciał przekazać reżyser xD
ma prawo ci się nie podobać ten film ale bzdety wypisujesz twierdząc, że beznadziejnie wykonany, że aktorstwo do bani itd
Właśnie dobrze pisze, a ty albo się po prostu nie znasz, albo się po prostu okłamujesz.
w ogóle się z tobą nie zgadzam,film jest świetny, ale to twoje zdanie, więc nie będę się czepiać.
pytanie : jakie filmy lubisz?
Zgadzam się z każdym zdaniem z pierwszego wpisu. Po za tym polecam wersję amerykańską, która o dziwo jest na prawdę dobra i lepsza od oryginału.
Ps:Tytuł tego tematu to najczęściej przechodząca mi przez głowę myśl podczas oglądania tego filmu, a konkretnie: "Ło matko... Kiedy to się skończy?"
Amerykańska wersja jest lepsza? No to się uśmiałem :D:D:D Ja jak mi się coś nie podoba to przestaje oglądać.