Obyczajowe kluski, polane nieobficie sosem z suspensu i posypane szczyptą gore.
Nie powiem, seans był fajny. Z ekranu aż biło zimno szwedzkiego miasta, chłód postaci i dramat głównych bohaterów. Ale zabrakło jednego: jak na horror, film absolutnie nie trzyma w napięciu, poza jedną sceną (w domu Eli, w łazience). Z kolei jak na dramat, za mało wiem o postaci, by w jakikolwie sposób się nią przejąć. Młodego leją w szkole. Okej. Ale młody to ciota. Nieokej. Wampirzyca pije krew. Okej. Wampirzyca jest nudna i sztampowa. Nieokej.
6/10
PS. Amerykańska wersja jest lepsza, o całe oczko. Dlaczego? SPOILERY
1. Ma świetny, klimatyczny prolog w karetce.
2. Scena, kiedy Ojciec zostaje złapany. Tak się buduje napięcie, Szwedy.
3. Wątek z detektywem jest ciekawszy, w oryginale wogóle go nie było, szkoda.
4. Zakończenie jest niemiłosiernie dosłowne, ale urocze.