Dzisiaj mi się przypomniało o tym filmie. Obejrzałem go furę czasu temu, gdy byłem w wieku Oscara, raczej przypadkowo, bo wcześniej widziałem trailer amerykańskiej wersji i mi się pomyliły. Było to nie do końca na moją jeszcze dziecięcą psychikę.
Autentycznie film zrył mi banię, często o nim myślałem potem. Ponury klimat, tragizm żyć głównych bohaterów i ten soundtrack, który wpada w ucho i momentalnie wywołuje melancholijny, depresyjny nastrój. Choć sam miałem z głównym bohaterem pewne powiązania, czyli nieciekawe relacje z rówieśnikami i też chciałem mieć taką "bratnią duszę", to jednak nie potrafiłem się utożsamić z Oscarem.
Dalej uważam, że na miano horroru to to nie zasługuje, jest to melodramat psychologiczny. Powolna, ciągnąca się fabuła bez zwrotów, bez napięcia i tyle niedopowiedzeń... Najgorzej z końcem filmu, od tak Oscar se kupił bilet i wyjechał? Musiał uciec i być potem poszukiwany, bo matka by nie pozwoliła wyjechać samemu. I gdzie oni zmierzali? Dwójka dzieciaków raczej nie wynajmie se mieszkania. Więc bagiety prędzej czy później ich znajdą i odkryją, choć pewnie Eli się ich pozbędzie tak, jak tych trzech z basenu i powstanie materiał na miejskie legendy, wybiegając za bardzo w przyszłość.
Przeczytanie niektórych wpisów na forum kusi, by poszukać książki (choć prawie żadnych nie czytam), może to by uspokoiło niedosyt i melancholię, które ten film wywołuje, nawet po przejściu okresu dojrzewania.
Nie wiem czy już dotarłeś do książki ale jeśli nie to może ostrzegę, że melancholię to może ona tylko pogłębić.
Nie przypominam sobie, żeby jakaś inna mnie tak kiedykolwiek zdołowała (no może "Rozdziobią nas kruki i wrony" ;).
Filmu nie oglądałam (właśnie przez to) ale z wypowiedzi na forum wnioskuję, że jest dużo łagodniejszy od powieści.
Generalnie nie polecam książki ludziom wrażliwym (zwłaszcza na krzywdę dzieci i zwierząt), ani biorącym antydepresanty - dzieło to może zniweczyć efekty terapii ;)