Ten film jest ... jaki? Schematyczny, prosty, przewidywalny i banalny. Żeby nie powiedzieć denny. Kto jest zaskoczony ręka w góre.
Ale czy ktoś miał jakieś wielkie nadzieje i czegoś oczekiwał? Siadał przed ekranem z myślą "teraz zobacze naprawdę świetny film"? Wątpie.
Prosta historia. Główny bohater pod wpływem 'pięknej' (ekhm... moze wytapetowanej i podrasowanej w photoshopie) laski zmienia swoje życie, aby udowodnić samemu sobie i swojemu koledze po fachu, ze nie jest do niczego i także potrafi osiągnąć coś! Tym czymś jest jakże zaszczytny tytuł "pracownika miesiąca". Zachęta i głównym motorem napędowym jest oczywiście fakt, że owa ślicznotka umawia się tylko z pracownikami miesiąca. Ale, że urocza blondi okazuje się bardzo uczuciową istotą, która życie nauczyło pokory oraz unikania nieodpowiednich facetów nie do końca będzie zauroczona faworytem tych zawodów. I trzeba dodać, że przeszkodę na drodze ich miłości nie stanowi nawet ponadprzeciętna wielkość uszu pani "Dumbo".
Główny bohater po rozmowie z przyjacielem postanawia osiągnąc ten tytuł za wszelką cenę. Kosztem jakże pięknych wartosci jak przyjaźń i miłość - cudowne, szkoda, że tak podane w ogole nie wzrusza.
Schematyczność? Ależ skąd (hehe). Czy ktos kiedykolwiek widzial film tego rodzaju bez początkowego "zagubienia", odnalezienia się, kłótni - tutaj miejsce na słodką balladke w tle - i happy endu? Nie, nie... Na pewno nie.
Kończąc te wywody dodam, że humor tego filmu opiera się na rozmowach o seksie i ślepocie jedego z kumpli Zaca. Oraz całkowicie zaskakujące (hyhy) odwórcienie ról między "czarnym charakterem", a jego wiernym "sługą".
Podejmującym się oglądnięcia tego jakże niesamowitego "dziela" życze powodzenia.