Na niedawnym spotkaniu z Krystyną Cierniak-Morgenstern okazało się, że Roman Polański dzwonił do Pani Krystyny z pytaniem jak się podoba jego nowy film "Prawdziwa historia". Spieszę z opinią.
Nowy film naszego wybitnego twórcy nie jest oryginalny. Bardzo podobny wątek oglądaliśmy już kiedyś w amerykańskim filmie "Misery" z 1990 roku. Mamy tu pisarkę i nadgorliwą fanatyczkę jej twórczości. W pewnym momencie Delphine Deyrieux, czyli główna bohaterka, podobnie jak Paul Sheldon z Misery jest zdana na łaskę swojej wielbicielki. Przez dłuższy czas historia jest prowadzona spokojnie. Wszystko jest skupione wokół relacji dwóch dam. Niekończący się dialog przypomina filmy Woody'ego Allena. Ogląda się to dobrze. Uwagę zdecydowanie przykuwa Eva Green, która hipnotyzuje wzrokiem. Aktorka zdaję się poruszać wokół swojego emploi, czyli brawurowo gra postać obsesyjnej kusicielki.
W drugiej części filmu zaczyna się dziać. Polański subtelnie i z wyczuciem potęguje thriller. Nie obyło się jednak bez dziur logicznych. Niespójna wydaję mi się postać grana przez Emmanuelle Seigner. Istnieje rozdźwięk pomiędzy chęcią "wykorzystania" swojej adoratorki, a zmęczoną i zagubioną Delphine z pierwszej części. Także zwroty "akcji" i sceny mające za zadanie zaskoczyć, czy ujawnić "prawdziwą twarz" bohaterki mogłyby być na wyższym poziomie. Chwilami miałem wrażenie, że Polański przechodzi lekki kryzys niczym Delphine.
Nawet jeśli jest to lekki kryzys i film nie dobił do poziomu "Wenus w futrze", czy "Rzezi" to wciąż jest to pozycja zdecydowanie wyróżniająca się w repertuarze kin. Roman Polański jest po prostu twórcą, który utrzymuje odpowiednią jakość swoich filmów. No to teraz czekam na "The Dreyfus Affair" i kłaniam się mistrzowi.