Bardzo długo zbierałam się aby ta Oscarową pozycję, obejrzeć.
Powiedzmy sobie szczerze- western i klimat Dzikiego Zachodu to temat bardzo wymagający i nie każdemu przypada do gustu.
Mnie na przykład w ogóle.
Jedyny western jaki chyba obejrzałam w całości to trzydziestominutowy serial „Lucky Luke”, który leciał na dwójce, w niedziele jakieś 15 lat temu. Miałam do wyboru-albo iść na mszę, albo oglądać „Lucky Luke’a”. Moja odraza do westernów nie wygrała jednak z odrazą do kościoła ;P
Także nigdy już od dziecka, nie przepadałam za tą tematyką.
Ale że uważam siebie nieskromnie za maniaczkę filmową, musiałam tą pozycję obejrzeć..
W końcu tyle nominacji do Oscarów, i tyle wokół tego filmu szumu ..
Okazało się jednak, że zupełnie słusznie..
Fabuła:
Nietuzinkowa, co prawda lekko przewidująca, ale utrzymana w tak niefrasobliwym klimacie, że zupełnie nie ma się do czego przyczepić.
Jest klimat Dzikiego Zachodu, jest mowa o saloonach, i zachłanny grabarz (jak to w każdym westernie :P). Jednak cała akcja dzieje się poza miasteczkowym klimatem i może dlatego film wydał mi się bardziej przystępny..
Bohaterowie:
Wyrazisty Rooster Cogburn, tajemniczy LaBoeuf, i butna, czasami wręcz bezczelna Mattie Ross stanowią trójcę, na której opiera się cały film.
Każdy z bohaterów ma niepowtarzalny charakter, wyrazistość i autentyczność. Są nieprzerysowani, naturalni i cyniczni.
Kreacje aktorskie:
Jeff Birdges niczym jak wino – im starszy tym lepszy. Nie wiem czy w swoją postać włożył serce czy ciężką pracę, ale zdecydowanie, nie wyobrażam sobie nikogo innego do tej roli. Dzięki niemu Rooster dostał potężnej ikry, zwierzęcego magnetyzmu i cynicznego akcentu.
Oczywiście na uwagę zasługuje również młodziutka Hilee Stainfeld, która doskonale odzwierciedliła zbuntowaną, młodą, pewną siebie bohaterkę, a swoją rolę przyćmiewając gwiazdy większego formatu..
A jeśli chodzi o Matta Damona – niczym Brad Pitt w „Bękartach wojny”- zmienił się nie do poznania. Oczywiście, na plus jeśli chodzi o rolę..
Osobiście uważam, że „Prawdziwe Męstwo” jest pozycją dobrą, aczkolwiek nie obowiązkową. Wszystko jest utrzymane na dość wysokim poziomie, aczkolwiek mi brakowało tej nutki ckliwości, które (być może) powinno się znaleźć w zakończeniu (a być może nie).
Jednego jestem pewna – film mnie nie porwał, nie zauroczył klimatami westernu, ale sprawił, że nie nudziłam się przez poświęcony mu czas.
Jutro pędzę po książkę! Być może jest nawet lepsza od filmu!!
W osobistej, zupełnie nie obiektywnej skali – 7/10