Nie mam pojęcia skąd tyle pochlebnych komentarzy dotyczących ww. filmu, musiałem oglądać coś innego. Po pierwszym monologu i muzyce na wejściu sprawdziłem szybko, czy ściągnąłem właściwy film, wszystko się zgadzało, więc uznałem, że się rozkręci. Pomyliłem się.
O ile lubię filmy braci Coen to Prawdziwe Męstwo jest totalną wpadką, albo raczej wypadkową totalnie niewspółgrających ze sobą elementów. Nie widziałem wersji
oryginalnej, ale postaci wykreowane w tymże gniotku są W MOJEJ OPINII całkowicie nieprzekonujące (na czele z czternastoletnią Mitty, czy jak jej tam), przełknąć da się
jedynie Bridgesa, nawet Demon jest mierny i nieprzekonujący. Ciągnie się jak flaki z olejem, ogląda się tego tworka jak oklepaną bajeczkę dla dzieci.
Prawdziwym męstwem byłoby przebrnięcie przez ten film bez przerw na herbatę, facebooka czy małe wpierdalango, a czemu ja uległem. Podsumowując - nie polecam!
Najwyraźniej faktycznie ściągnąłeś niewłaściwy film, że wypisujesz takie niedorzeczności. Następnym razem polecam udać się jednak do wypożyczalni albo skorzystać z VOD.
Może naprawdę obejrzałeś inny film, skoro sam nie masz pewności czy to był ten właściwy. Radze wpisać oryginalną nazwę, gdyż szukając po polskim tytule mógł się pobrać niewłaściwy film ;)
Hahahaha no właśnie przeczytaj co to jest ironia, bo chyba w moim poście jej nie zauważyłeś :D
zupełnie się z Tobą zgadzam.
jak pomysł sam w sobie niezły, to postać 14-latki wyruszającej w pościg za mordercą ojca kompletnie nie przekonuje.
rola Bridges'a świetna, ale nawet on sam nie jest w stanie uratować tego filmu.
a w momencie, kiedy film się rozkręca (Bridges przeciw czterem jeźdźcom), to właściwie się już kończy.
sama końcówka natomiast.. jest o niczym.
Bo Ty sie widocznie nie znasz na dobrych westernach. To jest gatunek w którym sie trzeba rozsmakować. A jak ty ciągle oglądasz jakieś słabe filmy to wtedy tak jest, ze ten ci sie nie podobał. a to jest najlepszy western z 21 wieku z klasycznych. Tylko, ze to sie trzeba troche znać na kinie.
Widocznie nie, w końcu wysoko (niektóre bardziej) ocenione przeze mnie westerny to takie przeciętniaki, jak: Dobry, Zły i Brzydki, Garść dynamitu, Mściciel, Siedmiu wspaniałych, Dzika banda, Pewnego razu na Dzikim Zachodzie, Za kilka dolarów więcej, Za garść dolarów, czy Rzeka Czerwona.
No i tak, uwielbiam oglądać słabe filmy, jestem masochistą.
Nie mam pojęcia, ale na pewno Dobry, Zły i Brzydki to póki co najlepszy z tych, jakie miałem okazję oglądać. Z drugiej strony strony pytasz o dwa filmy z tego samego nurtu (reżysera w tym wypadku), co ma z miejsca postawić mnie w sytuacji bez wyjścia, jak mniemam? :)
Nie, tylko ja mówię o westernach klasycznych a ty podajesz prawie same tytuły antywesternów i spaghetti, którym do klasycznych jest jeszcze dalej. A Nic o reżyserzach nie wspomniałem.
BTW Zgodzę się z Tobą, że Leone to mistrz. Ale ja od Dobry zły i brzydki wolę Za kilka dolarów wiecej. Pwenego razu na dzikim zachodzi jest jeszcze genialne. w sumie wszystko co zrobił to rewelacja.
Nie przeczę, to moje ulubione, jak już wcześniej wspominałem. Nie jestem koneserem westernów - po prostu niektóre z nich mi się spodobały, nie mam specjalnie pojęcia o drobiazgowych różnicach, które te podgatunki odróżniają. Jeżeli jednak szufladkowanie filmów sprawia, że lepiej Ci się je ogląda, to co mogę powiedzieć - keep on rollin'. :)
Nie mam ochoty się dalej przepychać, zwłaszcza, że wydaje mi się, iż nic nowego na temat filmu, pod którym założyłem tenże temacik się nie dowiem.
"szufladkowanie filmów sprawia, że lepiej Ci się je ogląda, to co mogę powiedzieć"
Nigdzie nic takiego nie napisałem.
Uważam tylko, że wypada trochę wiedzieć o czym się mówi.
Antywesterny, sphagetti, klasyczne, mniej klasyczne, bardziej klasyczne, etc. :) I'm off!
Też jestem masochistką od złych filmów, selekcja u mnie jest niemalże przypadkowa (jedno-czynnikowa), rzadko kiedy wyłączam, gdy już zacznę coś oglądać. Westerny lubię, ale chyba jednak te starsze, choćby ze starym dobrym Clintem czy innym Costnerem. Niniejsze dzieło przypominało mi Lone Rangera, czyli bardziej pastisz westernu niż western - a nie tego chciałam / oczekiwałam... Z bardziej współczesnych produkcji tego typu do gustu przypadła mi jak dotąd tylko "3:10 to Yuma" i mało znany "Jack Bull". Przymierzam się (od lat :) do "Django", ale po 'męstwie' trochę mi się odechciało...
Być może właśnie przez złe nastawienie do filmu odebrałem go w sposób negatywny, ew. po prostu nie podchodzi mi taki sposób podania, ciężko mi to określić, bo trochę czasu, kiedy go widziałem już minęło. Django jest filmem po prostu ciekawszym, 'nie urywa dupy', ale ogląda się go ze sporą przyjemnością, choć pod koniec już mnie trochę tyłek w kinie bolał, nie powiem. :)
Mnie zawsze w kinie boli, już taka przypadłość. Moja edukacja kinowa opierała się w dużej mierze na ekranizacjach lektur, przez co ceremoniał pójścia do kina nie kojarzy mi się ze świętem. Raczej z uciekaniem do pobliskiej cukierni w trakcie seansu. Na szczęście w domu można nacisnąć spację. Na męstwie wciskałam często, co ma ten jednak minus że ów film oglądałam chyba ze 3 godziny, podczas gdy wypadałoby na niego poświęcić max 1,5h - tylko jak to zrobić...
Niestety sie zgadza, film słaby...moim zdanie ,zele zakalsyfikowany...powinno pisac familijny...i ocena byłaby inna. ani to dramat ani prawdziwy western