Nie wiem czy ktoś już tego wątku nie poruszył, według licznika jest 887 tematów a nie chcę mi się ich wszystkich przeglądać, jednakże...
Tak jak wielu zauważyło: w tej odsłonie kosmicznego łowcy czuć, że w kapliczce nie pojawiono się by bezcześcić na ślepo rzucając się na kasę, a z odpowiednim "szacunkiem" i uznaniem korzeni.
Z tego względu klimat filmu nawiązujący do pierwowzoru jak najbardziej istnieje i swoisty hołd zostaje uiszczony, ale jednak pomimo to, w tej odsłonie serii Predatora czegoś brak, i przynajmniej osobiście czułem niedosyt, który już w trakcie seansu potrafiłem określić. Mianowicie (według mnie) Predatory były mało "predatorskie", dopiero gdy ten "uwolniony" stanął do walki moje źrenice się lekko rozszerzyły, bo miałem wrażenie że w końcu pojawia się ktoś na miarę "Predatora wśród Predatorów", szybki zawód.
W nowej Godzilli mogłoby być znacznie więcej super walk i destrukcji całych miast (które były) jednak wszystko to było by nudą gdyby nie sama Godzilla i jej "godzillowatość" mówiąc dosadnie: czysta zajebistość w formie która sprawia że wlepiam oczy w ekran, a z pomiędzy ust wykrzywionych w aprobującym uśmiechu wydobywa się ciche i mimowolne "tak jest... TAK JEST!", a tego mi właśnie w Predatorach w "Predators" brakowało.
Galaktyczni Łowcy wyglądali w pewnych momentach wręcz na zagubionych ze swoimi super technologiami, słabo polowali, nie wchodzili w kontakt ze "zwierzyną", te ich psy były bardziej groźne od nich, jak coś idzie nie tak to od razu lecimy na łatwiznę i działka laserowe, a jak na to wszystko wrzucimy fakt że z super kłusownikiem można walczyć jak równy z równym nawet na zwykłe ostrza to cała magia pryska.
Gdzie w pierwszym Predatorze ktoś by się odważył stanąć do walki jeden na jeden z obcym, zostałby zmieciony jednym ciosem i po zabawie, dopiero doprowadzony na skraj Schwarzeneger ostro kombinując i z promykiem szczęścia jakoś dał rade ranić potwora. Właśnie potwora, wyrafinowanej bestii która stoi niewidzialna obok swojej ofiary węsząc strach na długo zanim dokona wyroku, przy pierwszym seansie Predatora można odczuć że to wręcz artysta, rzemieślnik którego sztuką jest polowanie, i jak bardzo by on nie był straszny to można go podziwiać za szlachetność z jaką prowadzi tą sztukę, nie zabija tych którzy nie walczą, z godnym przeciwnikiem walczy tą samą/ podobną bronią, ma silne ideały perfekcyjnego hobbysty którego hobby jest ujarzmianie i anihilacja innych. To może imponować, może wywołać aprobatę nawet dla "postaci" nie do końca dobrej, czy wręcz może czarnego-w swojej czarności świetnego-charakteru. Gdzie tego szukać w Predators? Ja tego w całej otoczce nie znalazłem, nie było "zajebistości" Predatorów w filmie w którym właśnie oni są głównym daniem, bo film nazywa się "Predator", a nie "Grupka Ludzi Walcząca z Kosmicznymi Łowcami", a w tym filmie ludzie byli fajniejsi od teoretycznie głównej gwiazdy, co właśnie wydaje mi się zostawia niedosyt.
Klimat i świeżość jak najbardziej na tak, ale więcej kozactwa ze strony Predatorów proszę.