Grupa uzbrojonych osób pojawia się niewiadomo skąd w dżungli. Nie pamiętają jak się tam znaleźli. Czysta magia. Wędrują pół filmu przez las pod nieruchomym słońcem, które gaśnie na potrzeby zabicia predatorów, bo przecież nie zaszło skoro się nie ruszało. Rozwój fabuły mnie zaskoczył - predatorzy zabijali jednego po drugim aż w końcu, gdy tylko Brody zostaje na polu bitwy, niczym Rambo nasmarowany błotem i skaczący pomiedzy płomieniami pokonuje najsilniejszego predatora i chwytając pod bok jedyną dupę na planecie deklaruje, że się stamtąd wynoszą. Pewnie w ten sam sposób w jaki się tam znaleźli, czyli cholera wie jak.
Kiedyś do pokonania predatora potrzeba było Schwarzeneggera walczącego z nim przez pół filmu. Na dzień dzisiejszy wystarczy zasarżować na niego z kataną lub rozpalić ognisko. A z tego co zrozumiałem, walczyli z silniejszą odmianą predatorów. Ale w końcu to mistrzowie świata, więc nie ma sie co dziwić.
Słabo - 3/10