na poczatku chcialbym zaznaczyc, ze jestem fanem jedynki. w predatorze z 1986 podobalo mi sie bardzo duzo: surowy klimat, napiecie, cala zabawa w kotka i myszke no i Arnold. w Predators zamiast Arnolda jest przypakowany Adrien Brody z glosem twardziela w stylu batmana (Nolana). tworcy mogli by zadbac o bardziej widowiskowe sceny smierci i moze delikatnie poprawic efekty, bo w niektorych momentach widac niedociagniecia.
w dalszej czesci mozliwe SPOJLERY:
w jedynce strasznie podobala mi sie walka glownego bohatera z predatorem tzn nie chodzi mi o koncowa walke tylko o cale podchody. wszyscy pamietamy kiedy Arnold rzucil kamieniem a predator obliczyl sobie trajektorie lotu obiektu - to bylo fajne, ciekawe i moglo sie podobac, albo jak Arni skumal, ze jak sie pokryje blotem to bedzie niewidoczny dla przeciwnika, czy w koncu walka wyprodukowana przez siebie bronia i zastawianie pulapek. tu czegos takiego nie ma przez co film traci. w koncowej scenie jedynie glowny bohater wykorzystuje plomienie do kamuflarzu. w polowie filmu poznajemy kolejnego bohatera granego przez fishburne'a. jest nim gosc, ktory juz zyje od dluzszego czasu na obcej planecie i ma na konie 2-3 predatorow. jest w posiadaniu ich zbroi i broni, ale nic z tego w filmie nie zostalo wykorzystane a szkoda - chcialbym zobaczyc brody'ego biegajacego po dzungli w "predatorskiej" zbroi przelaczonej na tryb niewidzialny. i wtedy to on by polowal i stal sie predatorem. oczywiscie to tylko moje odczucia. ogolnie warto isc do kina i niezaluje wydanych pieniedzy.