Witam,
Jestem nowicjuszką na Filmwebie, więc proszę o wyrozumiałość :)
Obejrzałam „Prestiż” , raz. Byłam lekko skonfundowana i naprawdę, nie siląc się na pseudo –intelektualizm szczerze przyznam, ze nie wiele zrozumiałam. Pewne detale nie pasowały do całości. Gubiłam się w czasie. I wtedy weszłam na forum. Co za cudowne źródło interpretacji! Burza mózgów w którą się wczytałam, różne punkty widzenia, to naświetliło mi sytuacje. I wtedy obejrzałam film po raz drugi. Wszystko stało się jasne!
Wiem, ze wielu spiera się o zawiłości fabuły.
SPOILER
Ja to widzę tak - Angier był człowiekiem zawistnym i chłonącym pochwały, w swoim fachu był jednym z mistrzów iluzji i ułudy. Właśnie, jednym. Drugim był Borden-mniej pokręcony od swojego przeciwnika, ale równie zdolny. Cala zagadka filmu opiera się na inwencji głównych bohaterów-prześcigania się w tworzeniu nowych sztuczek. Przechodząc do meritum – wynalazek Tesli był zguba dla Angiera, dla wszystkich. Angier gdy odkrył moc machiny, tworząc kopie siebie-która każda z nich była kolejną kalką magika, ale myśląca, czująca tak samo jak pierwowzór, z ta sama obsesją upokorzenia Bordena. I to on był mężczyzną, który kończył sztuczkę prestiżem. Właśnie on, bo przecież nie mógł znieść oklasków skierowanych do jego sobowtóra. Pragnął całej glorii wiec zaryzykował i skopiował swoja osobę. I tak narodziła się jego udręka,
mimo ze powierzchownie usłana różami. Poświęcenie o którym mówi Angier jest właśnie tym ze z każdym kolejnym występem tworzył klona by go potem utopić (pamiętacie –Bordena i jego ”where is the bloody key?!”- nigdy go tam nie było. Nic nie podejrzewający sobowtór wpadał w pułapkę wymyśloną przez jego pierwowzór. To okrutne, ale Angier w całej swojej nienawiści wynaturzył się i stal się potworem. Produkował duplikaty, w dziesiątkach liczonych, by je zabić, utopić, usunąć, a samemu przyjąć oklaski.). Czy faktycznie możemy wybrać,którego magika poswiecenie było większe? Czy Borden, który dzielił swoje życie z bratem bliźniakiem, lawirował miedzy kłamstwami i przebierankami, tworząc z własnego życia przedstawienie, był tym który zasługuje na magika wszechczasów? Czy może Angier-ten sam, oryginał od początku do końca, którego z jego własnej chorej ambicji osobowość roztrzaskała się na dziesiątki kawałków? Angier przecież pod koniec filmu powiedział „potrzebowałem odwagi, by wchodzić co noc do maszyny ,nie wiedząc czy wyląduję w zbiorniku czy w prestiżu…”. Z każdym kolejnym występem stawiał na szali swoje życie. Zabijał cząstkę siebie. Z każdym morderstwem, tracił fragment swojej duszy, co doprowadziło do jego upadku moralnego. Pamiętacie? „Borden-Teraz już nie boisz się ubrudzić sobie rak?” „ Angier-Już nie ”. Apetyt tego niewidzialnego zła wzrastał w miare jedzenia-uśmiercania kopii. Trochę to przypomina Voldemorta z książek o Harrym Poterze, -Voldemort „pociął” swoja dusze na horkruksy-Harry, niszcząc je osłabiał go, fizycznie i psychicznie. Może niektórym to porównanie nie przypadnie do gustu ;)
No i kwestia kapeluszy - „wszystkie sa Pana, Panie Angier ” –to obrazuje fragmentacje jego, nie wiem, jestestwa?
Nie mogę zapomnieć oczywiście o kwintesencji filmu.
Cutter: ”Opowiadałem Ci kiedyś o marynarzu, który tonął”
Angier: ”Powiedział,ze to było jak powrót do domu”
Cutter: ” Kłamałem. Powiedział, że to była agonia.”
Tym krótkim zdaniem, zostały podsumowane wszystkie poczynania Angiera. Okrucieństwo wymierzone de facto samemu sobie.
Co o tym sądzicie?