Twórcy przenoszą nas do końcówki lat 90. a dokładniej w sylwestrowy wieczór 99/2000. Mniej więcej w tamtym okresie premierę miała piosenka Budki Suflera, która doskonale opisuje to dzieło: film tani, klasy B. Facet się pałęta w nim, w nieciekawym tle. Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić i z dialogów wyszło dno, zero czyli nic.
Jest jeszcze taka wymowna scena - w pewnym momencie główny bohater pali swoje notatki. Mam wrażenie, że twórcy zrobili to samo ze scenariuszem.
Zdecydowanie twórcom nie wyszło. A szkoda, bo potencjał był. Na plus autentyczne migawki z lat 90, plus orędzie Kwaśniewskiego. Przypomnienie, że 20 lat temu mieliśmy prawdziwego prezydenta. Również Bielenia i Popławska zasługują na pochwały, bo w niesprzyjających okolicznościach dali radę stworzyć żywe postaci.
Niestety cały film jest nieudany i raczej o niczym, marnuje ciekawy pomysł i historię luźno opartą na faktach.