Spoiler
Nie rozumiem zbytnio ludzi, którzy oburzają się na ten film i czepiają, że zbyt mało, lub zbyt niejasno nawiązuje do Obcego.
Moim zdaniem obraz jest oczywisty.
Wiele lat przed wydarzeniami na Nostromo, z ziemi wyruszyła załoga Prometeusza.. bla, bla bla... która dotarła do księżyca jednej z jakiejś tam planet, wszyscy znamy przebieg i motywy tej podróży.
Nostromo w swoim kosmicznym rejsie również odwiedził pewien księżyc, z którego załoga przywlekła niespodziankę w postaci Obcego. Prawdopodobnie był to ten sam księżyc, na którym wiele lat wcześniej lądował Prometeusz.
Zarówno załoga Nostro jak i Promka, natknęła się tam na rasę gigantów, czyli Space Jockey'ów. Wprawdzie rasę wymarłą od dawna, ale jednak w przypadku Prometeusza, nie tak do końca wymarłą... W każdym razie wymarłą na tym księżycu, czy wymarłą w ogóle... hmm.. Po pierwszej części Obcego, wydawało się, że tak, jednak po obejrzeniu Prometeusza, nie wygląda na to, żeby wymarli całkowicie, prawdopodobnie żyją nadal, ale gdzie indziej. Tak więc mamy księżyc, który prawdopodobnie jest tym samym księżycem, w obydwu filmach. Te same statki należące do gigantów, ta sama rasa (giganci) i prawie ten sam obcy... Dlaczego prawie ? O Tym później.
W każdym razie, twórcy wyraźnie dają do zrozumienia o co chodzi. Giganci, na owym księżycu produkowali coś w rodzaju broni, którą był obcy. W każdym razie we wczesnym stadium ewolucji. Eksperyment wymknął się spod kontroli i większość gigantów na tym księżycu zwyczajnie zginęła. Później mamy motyw zarażenia tą "bronią" pana doktorka, który następnie zapładnia panią doktor, która bardzo szybko rodzi coś dziwnego, co w późniejszym etapie spełnia rolę facehugger'a, tylko również we wczesnym lub zupełnie innym stadium ewolucji. Później "facehugger" dopada Giganta, "zapładnia" go i na końcu filmu mamy Obcego. Co prawda trochę innego, ale tak jak pisałem wcześniej - EWOLUCJA.. . Przez te dziesiątki, a może setki lat, nim na ten księżyc dotarła załoga Nostromo, Obcy mieli czas na różne konfiguracje, pasożytowanie i ewolucję. Space Jockey'ów (Gigantów) już nie było, ale Obcy dalej tam żerowali. Zwłaszcza, że załoga Prometeusza nieświadomie pomogła im, odbezpieczając i ingerując w magazyny, składujące pierwotne geny obcego. W skrócie, Obcy był bronią, zaprojektowaną przez rasę Space Jockey'ów , bronią która wymknęła się spod kontroli. S.J. byli konstruktorami, stworzyli też na swoje podobieństwo ludzi (nie wiem dlaczego chcieli ich później zniszczyć, mało rozwinięty jest ten wątek). W każdym razie dali też początek Obcemu, który drogą ewolucji wielokrotnie się zmieniał.
Moim zdaniem wszystko to, jest wręcz oczywiste i jasno zasugerowane. Nie doszukujmy się banałów. To jest tylko film i reżyser ma tylko 2 godziny, żeby przedstawić konkretną wizję powstania dwóch gatunków, obcego i człowieka, a także rozwinąć motyw Jace Jockey'ów.
Również, czepianie się takich bzdur jak: "Prometeusz był wiele lat wcześniej przed Nostromo, a jest od niego o wiele bardziej zaawansowany technicznie, podobnie jak od innych statków i stacji przedstawionych w czterech częściach Obcego".
Nooo ku*wa ludzie nie bądźcie już takimi idiotami.... . Więc czego oczekujecie ? Że w 2012 roku reżyser i producenci zrobią film techniką z lat 70'... . Jakby wtedy musiał wyglądać Prometeusz, jeśli patrząc dzisiaj na statek Nostromo, widzimy, że iPhone jest bardziej zaawansowany, niż większość urządzeń na Nostromo, statu, który odbywał podróże międzygalaktyczne... Jaki sens miałoby archaizowanie takiej produkcji jak Prometeusz ? Wtedy narzekalibyście, że słabe efekty itp.
Moim zdaniem film bardzo jasno nawiązujący do Obcego. Wystarczy zaraz po nim, obejrzeć 8 pasażera Nostromo, żeby wszystko skumać.
Film oceniam na 8/10 Słownie: Bardzo Dobry.
Chyba coś przegapiłem - gdzie jest pokazane, że na LV223 istnieje życie? Wnętrze statku/góry się nie liczy - gdyż od razu było powiedziane, że panują tam specjalne, nienaturalne warunki (co też pozwoliło oddychać bohaterom bez hełmów).
Co do robotów - moim zdaniem wszystkie 3 postacie (Ash, Bishop i Dave) były zajebiście zagrane.
"Wnętrze statku/góry się nie liczy - gdyż od razu było powiedziane, że panują tam specjalne, nienaturalne warunki (co też pozwoliło oddychać bohaterom bez hełmów)."
Sugerujesz zatem, ze zycie powstalo we wnetrzu statku? :) No dobrze, ale musialby troche(!) pod ta ziemia polezec. :)
Wewnatrz staku nie panowaly jakies nadzwyczajne warunki, bylo tam jedynie nizsze stezenie CO2.
Wnetrze stalo otworem i, jak ja to widze, przyroda przeniknela don z zewnatrz. Zreszta, wypada zalozyc, ze to robactwo tez musialo sie czyms zywic. Mineralami ? ;)
Ponadto podano, ze powietrze na LV223 zawiera 71% azotu i 21% tlenu, jak i dosc wysoki (3%) poziom dwutlenku wegla, czyli skladem mocno przypominajace ziemskie. Takim powietrzem czlowiek moze oddychac przez wiele dni, nawet tygodni, a w takt adaptacji byc moze miesiace i lata. Uprzedzam pytanie, wspomniane w filmie "toksycznosc" i smierc w ciagu dwóch minut jest, niestety, jeszcze jedna wierutna bzdura w filmie. Scenarzystom chyba z CO sie pokielbasilo...
Niestety nie pamiętam dokładnie analizy chemicznej atmosfery, ale skoro przyjęto założenie, że jest to niezdatne do oddychania, to już samo za siebie mówi, że atmosfera planety, a atmosfera statku to 2 różne sprawy. Nie jest wcale wysoce prawdopodobne, by cokolwiek mogło przeniknać do środka (musiałoby umieć oddychać 2 rodzajami atmosfery - rzecz raczej właściwa tylko dla obcych ;-))
Ale pomijając powyższe podam ciekawsze spostrzeżenie. Zwróć uwagę, co to robactwo zrobiło z człowiekiem. Jest to praktycznie taka sama forma mutacji, ktora spotkała nieszczęsnego Hollowaya - wniosek: były to formy, ktore powstały podczas tych niewyjaśnionych wydarzeń na statku - możliwe, że wyszły z jednego z inżynierów.
"Swoją drogą cholernie trudną sprawą jest posklejać temat do tego stopnia, żeby historia, która przez ponad 30 lat zawędrowała w różne strony, trzymała się kupy w 2 godzinnym filmie." - ja nie wiem czy to w ogóle możliwe (chociaż "spece" z Hollywood nie takie rzeczy wyczyniali :-) ). Dlatego dla mnie "Prometeusz" nie jest prequelem, to po prostu osobna historia dziejąca się w tym samym świecie. Takie, zresztą, było ostateczne zdanie Scotta, który zdecydowanie odciął się po jakimś czasie od pomysłu prequel.
"nie mogłem znaleźć daty z Obcego. Z filmy też jakoś nie zapamiętałem. " - daty są trochę "naokoło". W "Aliens" Burke pokazuje Ripley zdjęcie jej córki (nawiasem mówiąc, to autentyczne zdjęcie matki Sigourney Weaver). Podaje jej wiek i datę śmierci a wiemy, że Ripley dryfowała w kosmosie 57 lat. Można wyliczyć, w którym roku działa się akcja "Nostromo". W "Prometeuszu" data jest wyświetlona dokładnie (w pierwszej scenie ze statkiem). Tam też pojawia się kolejna nieścisłość: podaje się dokładny dystans jaki przebył Prometeusz - nie ma siły, żeby przebyli go w dwa lata (a tyle wszak lecieli - mówi o tym Dawid). Odległość = 327 biliardów kilometrów (3,27 x 10^14).
Pzdr
Nie wnikałbym w przebytą odległość - pamiętajmy, że mamy do czynienia z fantastyką, a nic nie jest napisane o sposobach podróżowania. Teoria względności potrafi z 327 biliardów kilometrów zrobić 2 metry, więc.... :-) Powiedzmy, że zagięli czasoprzestrzeń do pewnego stopnia i już się mogą zmieścić w 2 latach ;-)
Nie zgadzam się. :-)
"Powiedzmy, że zagięli czasoprzestrzeń do pewnego stopnia i już się mogą zmieścić w 2 latach ;-)" - powiedzmy. Jeśli wskażesz mi w filmie jeden moment gdzie o tym mówią - zgoda. Jeśli pokażesz mi jakikolwiek "ślad" w filmie (scenę, dialog,urządzenie, domysł, sugestię) - zgoda. "Prometeusz" to hard sf - tu nie ma Mocy, rycerzy Jedi,smoków, czarowników, promieni laserowych z oczu, zaklęć, słynnego "beam me up" (wypromieniuj mnie)... to twarda fantastyka, osadzona w niedalekiej przyszłości, sam statek, wyposażenie załogi, sprzęt - nic nie sugeruje, żeby załoga Prometeusza posiadła "czarodziejską" technologię. Trzymajmy się zatem faktów.
"pamiętajmy, że mamy do czynienia z fantastyką" - ten, nadużywany, argument "położył" całą fantastykę i wepchnął ją na długie lata do getta "głupot dla dzieciaków". Próba wytłumaczenia każdej głupoty i niedorzeczności stwierdzeniem "bo to fantastyka przecież jest" zdeprecjonowała cały gatunek w latach 70-tych. I - na dobrą sprawę - do dziś trudno mu się stamtąd wydostać (z tego getta). Ile razy słyszałeś: "eee, fantastyka?; to te głupoty dla niedorozwojów?; to nie jest prawdziwa sztuka/film/powieść/opowiadanie, eee, takie tam..."? Ile razy? Moim zdaniem pisanie jednego a później pokazywanie drugiego (w oparciu o to pierwsze), świadczy o braku szacunku dla mnie jako widza, potraktowaniu mnie właśnie jak takiego niedorozwiniętego: "co tam, nawet nie zauważy. A gdyby nawet? Yyyy tam, to fantastyka przecież". I co z tego, że fantastyka? Właśnie tym bardziej wiarygodność powinna być szczególnie pilnowana - żebym uwierzył w to co widzę.
Mówię o konkretnej konwencji (w jakiej zrealizowany jest "Prometeusz"). Nie rażą mnie gwiżdżące w próżni statki z Gwiezdnych Wojen, nie drażni mnie wymachiwanie mieczem świetlnym, pola siłowe, itd - bo taka jest konwencja GW.
Ale to tylko moje zdanie... :-)))
Moim zdaniem mylisz trochę gatunki. Prometeusz zaledwie w małym, maleńkim stopniu jest filmem s-f. Jest to przede wszystkim fantastyka - konwencja s-f, czyli FIKCJA NAUKOWA, wymaga by pewne rozwiązania miały podłoże naukowe, albo próbowały chociaż naukowo coś wyjaśniać - chyba nie trzeba szukać daleko takich dzieł - np. Arthur C. Clarke'a, nie tylko pisarza, ale i wizjonera. Science-fiction jest z samej definicji kinem ambitniejszym (przynajmniej w teorii) od szeroko rozumianej fantastyki. Dlatego nie mogę się zgodzić, że Prometeusz jest s-f (nie ważne czy hard, czy nie).
Nie rozumiem więc, dlaczego miałbym wykazywać w jaki sposób podróżują, skoro - jak sam się zgodzisz - nigdzie nie jest to opowiedziane - temat techniki do poruszania się w kosmosie w tym filmie nie istnieje. Na dzień dobry MUSIMY poczynić jakieś założenia, co do sposobu podróżowania Prometeusza, skoro - jak jest powiedziane - lecieli 2 lata. Jak zapewne wiesz, poruszając się z najszybszą znaną nam prędkością, w 2 lata nie dolecimy z Ziemii nawet do najbliższego układu słonecznego (Alfa Centauri/ Proxima Centauri o ile pamiętam). Zresztą tak naprawdę sposób podróżowania to nie jedyne założenie, które musi poczynić widz, oglądając Prometeusza. Takich założeń czynimy mnóstwo (zapewne większość widzów nawet się nad tym nie zastanawia - po prostu łykają fantastykę). Sam film zresztą łamie w niektórych miejscach podstawowe prawa fizyki, by był bardziej widowiskowy (co tylko potwierdza, że nie jest to mocne s-f, tylko po prostu f ;-)).
Dlatego właśnie uważam, że wnikanie w to nie ma sensu - bo i tak musimy oscylować w obszarach fantazji :-) Co bardziej zainteresowani tematem mogliby na pewno wysnuć tutaj parę ciekawych teorii, ale nadal będą to tylko nasze przypuszczenia.
Na koniec dodam, że nie deprecjonuję w żadnym wypadku fantastyki, którą lubię. Zresztą statystycznie fani tych gatunków to z reguły osoby o bardzo bogatej wyobraźni i rzadko głupie.
PS. Odchyłami od nauki w mojej opinii Prometeusz kompletnie niczym nie różni się od Gwiezdnych Wojen. Oba filmy stosują mnóstwo założeń i mają w sobie mało nauki. Prometeusz jedynie pozuje na mądrzejszy, ale tak nie jest :-)
"dodam, że nie deprecjonuję w żadnym wypadku fantastyki, którą lubię" - nie pisałem personalnie do Ciebie. Jesli uraziłem - przepraszam. Zwróciłem jedynie uwagę na szersze zjawisko = nadużywanie krzywdzącego gatunek argumentu. Powiedzmy na taka "kalkę semantyczno-frazeologiczną" (że tak nazwę ad hoc :-) )
"Na dzień dobry MUSIMY poczynić jakieś założenia, co do sposobu podróżowania Prometeusza" - oczywiście. Znasz zasadę "brzytwy Ockhama"? W filmie nie ma ani jednej sceny sugerującej posiadanie techniki wykraczającej poza "dzisiejszą" znajomość fizyki. Na dzień dzisiejszy podróżowanie przy pomocy zakrzywiania przestrzeni jest czystą fantazją i na pewno za ~80 lat nie opanujemy tego w sposób użytkowy (odsyłam do znakomitej książki "Fizyka rzeczy niemożliwych" Michio Kaku). Nie, nie, trzymajmy się konkretów: podana odległość + podany czas podróży = jedna z wielu wpadek realizacyjnych.
"Dlatego nie mogę się zgodzić, że Prometeusz jest s-f (nie ważne czy hard, czy nie)." - no, to mamy zgoła odmienne zdanie w tej kwestii. Bywa :-)))
"to nie jedyne założenie, które musi poczynić widz, oglądając Prometeusza. Takich założeń czynimy mnóstwo" - z wyjątkiem powtórzonej po 33 latach przez Scotta wpadki z niewytłumaczalnym, błyskawicznym dojrzewaniem obcego organizmu, nie widziałem w filmie nic, co wykraczałoby poza znane dzisiaj prawa fizyki. Łącznie z widowiskową technologią Inżynierów (pisał już o tym ś.p. M.Crichton w "Kuli" - to, bodajże, optoelektronika - nie mam pod ręką książki, żeby sprawdzić). Przyznaję, że nie poczyniłem żadnych założeń :-)
"w 2 lata nie dolecimy z Ziemii nawet do najbliższego układu słonecznego (Alfa Centauri/ Proxima Centauri o ile pamiętam" - Proxima Centauri (jak sama nazwa wskazuje), zgadza się. Tym bardziej dyskutowany szczegół uważam za wpadkę.
"Sam film zresztą łamie w niektórych miejscach podstawowe prawa fizyki" - przyznaję, że nie zauważyłem ani jednego :-))) (poza wymienionym przez mnie wyżej). Pomijam dźwięk silników w próżni i takie tam drobiazgi - są praktycznie w każdym filmie sf - już nawet nie zwracam na to uwagi :-)
Pzdr
No właśnie - nie zwracasz już nawet uwagi na tzw. "drobiazgi" ;-). Ale to właśnie takie rzeczy kierują film bardziej w stronę fantastyki, niż science-fiction.
Sceptycznie też podchodzę do Twojego przekonania, że nie opanujemy podróżowania w formie zakrzywiania czasoprzestrzeni za np. 80 lat. Popatrz na internet. Absolutnie nikt nie przewidział, jak diametralnie odmieni życie na tej planecie i zauważ jak błyskawicznie się to stało. A tempo zmian rośnie. Programy kosmiczne są teraz w czarnej du..., ale wystarczy jakiś bodziec, coś się stanie, ktoś wyłoży ogromną kasę, albo ktoś coś odkryje i z dnia na dzień może się wszystko zmienić.
Dlaczego to ma być wpadka realizacyjna? Twórca poczynił jakieś bardzo uogólnione założenie co do sposobu poruszania się i kompletnie nie ma to znaczenia czy ma rację, czy zrobił to w miarę realnie, czy nie. To po prostu fantastyka :-)
"No właśnie - nie zwracasz już nawet uwagi na tzw. "drobiazgi" ;-). Ale to właśnie takie rzeczy kierują film bardziej w stronę fantastyki, niż science-fiction." - nie rozumiemy się. I chyba nie zrozumiemy :-))) Zostawmy...
"Sceptycznie też podchodzę do Twojego przekonania, że nie opanujemy podróżowania w formie zakrzywiania czasoprzestrzeni za np. 80 lat." - i tu się mylisz :-))) Aby zakrzywiać przestrzeń na skalę podróżowania w kosmosie, w taki sposób jak w filmach (cyk - i już jesteś na drugim końcu galaktyki) potrzeba takich mocy, takiej energii, że z trudem jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić. Najkrócej rzecz ujmując: aby podróżować przez tunele hiperprzestrzenne, trzeba je tworzyć. Aby je tworzyć trzeba dysponować energią porównywalną z energią całej galaktyki (cywilizacja typu III). Zapewniam Cię, że za 80 lat nawet nie zbliżymy się o milimetr do tego poziomu:-) (podaję za Michio Kaku - obecnie jeden z największych fizyków-teoretyków i popularyzatorów nauki).
"albo ktoś coś odkryje i z dnia na dzień może się wszystko zmienić." - nawet gdyby, to nie ma szans aby w ciągu +/- 80 lat wykorzystać to komercyjnie (lata prób, badań, doświadczeń, pomyłek, wdrożeń, tworzenia nowych materiałów, infrastruktury....).
"To po prostu fantastyka :-)" - argument jak najbardziej na miejscu przy Gwiezdnych Wojnach. Przy Prometeuszu już nie.
Zostaję przy swoim zdaniu, nie przekonałeś mnie :-)
Hehe ale popatrz na historię odkryć. Tempo wzrasta i to cholernie szybko :D Nikt, nawet Michio Kaku nie jest w stanie przewidzieć co będzie za 80 lat - jest to z obecnego punktu widzenia postępu tak ogromny szmat czasu, że wszystko, dosłownie wszystko może wywrócić się do góry nogami. Nie czepiajmy się zaginania czasoprzestrzeni - mogą istnieć inne sposoby.
Skończyliśmy na tym, że ja traktując Prometeusza jako fantastykę - nie widzę w nim błędów, takich jakie widzisz Ty, traktując go w kategorii hard s-f :D (co oczywiście nie oznacza, że w ogóle nie widzę w nim błędów - film mnie niestety nie zachwycił).
Czyli jak to w życiu - kwestia punktu widzenia.
"Nie czepiajmy się zaginania czasoprzestrzeni - mogą istnieć inne sposoby." - oczywiście, tyle, że nie wyjaśnia to zasygnalizowanego dysonansu a jedynie przesuwa dywagacje na inny tor. Wpadka pozostaje wpadką :-)
"Czyli jak to w życiu - kwestia punktu widzenia." - dokładnie :-) I, faktycznie, zamknijmy temat bo: "generalnie chyba odchodzimy od tematu założyciela wątku :-)
Kwestia umowna. Wlasciwie moge sie podpisac pod wszystkim, co napisal Mojomr. Moim zdaniem "Prometeusz" probuje umiejscowic sie w niszy filmow aspirujacych do rangi hard sf, ale przemycajac serie glupot (zupelnie niepotrzebnych! o czym za moment) powstaje bigos, dzieki któremu mamy te i inne dyskusje. ;) Wyzej mierzysz - bardziej boli upadek. Tu (czyt. kilkadziesiat lat pózniej) nie ma swobody skoków przez "wormholes", antygrawitacyjnych noszy, mieczy swietlnych, whatever. ;) Kryteria gatunku sa bezlitosne i pozwole sobie zacytowac:
"Hipotezy z Hard SF oprócz szczegółowego opisu, zwykle są zgodne (nie zaprzeczają) obecnemu (z czasu powstania dzieła) stanowi wiedzy, w szczególności dotyczy to wiedzy z fizyki czy biologii. Są więc hipotezami, które mogą być prawdziwe i mogą być nawet podejmowane w dyskusjach akademickich. Wielu pisarzy hard SF, nawet nie wybiega bardzo w przyszłość i stawia problemy w ramach istniejącej wiedzy i możliwości technicznych (np. klonowanie, podróże planetarne, eksploracja oceanów). Dla przeciwieństwa w Soft SF, znane prawa natury są jawnie łamane i sprzeczne z istniejącą wiedzą, a więc nawet hipotetycznie nie mogą się wydarzyć w znanym Wszechświecie (nawet jeśli nastąpi rozwój nauki)."
Pod ten sam krytycyzm podpadaja naturalnie inne filmy z serii, ograniczmy sie do trzech pierwszych, i kazdemu z nich mozna to i owo zarzucic. Idzie raczej o jaskrawosc naduzyc. Przykladów mozna podac wiele, chocby taki: czy w Aliens (1986) technicznie mozliwe bylo pokazanie lewitujacych sond "perpetum mobile" lub zapisów/hologramów czynnie bioracych udzial w "briefingu" (brakowalo jeszcze, by hologram Weylanda przysiadl sie do grupy, lol). Bylo! Ale Camerona az tak nie ponioslo i miedzy innymi dzieki temu, film cieszy sie opinia, jaka sie cieszy. Czy Kubrickowa "Odyseja" - notabene chyba jedyny film, w którym panuje kosmiczna cisza ;) - bylaby tym, czym jest, gdyby w oddalonej o 33 lata przyszlosci, zamiast konwencjonalnego lotu na ksiezyc Jowisza smigali miedzy galaktykami ? ;)
Ogladajac "Prometeusza" co i rusz obrywalem strzal w potylice, gdzie az chcialo sie krzyknac "kur... dlaczego tak? po co to komu?". Podlaczone pod elektrody martwe glowy nie musza ozywac i eksplodowac, odleglosc od Ziemi mozna zwyczajnie przemilczec (dzieki za Twój link, Mojomr ;)), kalmar nie musi doslownie rosnac w oczach, a przecietych warstw tkanek nie zszywa sie tylko z wierzchu spinaczem biurowym, itd, itd...
Kwestia umowna to chyba delikatnie powiedziane, zważywszy na fakt, jak szybko idzie do przodu postęp. Sposób w jaki poruszał się Prometeusz w atmosferze planety, silniki zdolne wynieść taką masę w powietrze bez wzniecania niesamowitych ilości pyłu (tak jak to ma miejsce teraz przy startach rakiet) - te napędy to wszystko jakaś bliższa lub dalsza przyszłość. Nie możesz teraz powiedzieć, że da się je na pewno wykonać za 20 lat - tego po prostu nie wiemy.
Dziś wspomniane przez Ciebie robacze dziury są tylko hipotezką, jutro może się okazać, że jakiś mózg udowodni, że da się je wykorzystywać do podróży. Jak to mawiają wierzący - nie znasz dnia, ani godziny :D
Powyższe wpływa (przynajmniej u mnie) na fakt, że czy to hard sf czy soft, czy nazwijmy to fantastyka - granice się zacierają i na siebie nachodzą. Poza Odyseją nie przychodzi mi tak naprawdę do głowy jakiś dobry film sci-fi - film, który by miał choć odrobinę naukowego podłoża w ilości większej niż pokazanie lecącego statku, czy pobudkę z kriogenicznego snu. Tutaj ukłon w stronę książek s-f, gdzie jest i czas i miejsce na tego typu dywagacje i naukowe rozważania.
Ale generalnie chyba odchodzimy od tematu założyciela wątku :-)
"odleglosc od Ziemi mozna zwyczajnie przemilczec - proste. Albo powiedzieć: "lecieliśmy 58 lat, 3 miesiące, 23 dni, 43 minuty, 19 sekund" (czy ile tam, aby się w miarę zgadzało :-) ). Całość pozostaje wiarygodna.
"dzieki za Twój link, Mojomr ;))" - a votre services :-)))
Dla mnie osobiście ukazywanie powstania obcego w takiej czy innej formie jest swego rodzaju profanacją. Przez to gatunek traci na tajemniczości, przestaje straszyć (w sumie straszyć przestał odkąd rynek zalały te za przeproszeniem gówna komiksowe i inne twory) i nie ma w nim nic niezwykłego.
Świetny wątek, pewnie jeden z ciekawszych na filmwebie. Jak już tak rozkminiacie ten film na czynniki pierwsze, to jaką macie teorię na to skąd David wiedział jak pilotować statki gigantów? No bo chyba nie z tej chwili, co sobie na fotelu pilota (?) usiadł i powciskał jakieś przyciski.
No dobrze, a możecie mi wyjaśnić co się działo w prologu filmu?
Ten Space Jockey biorący jakiś specyfik i od niego umierający? To nie ma sensu jeśli się czegoś obawiał bo mogli odlecieć. Nie wiem o co chodziło.
Choć jeśli miałbym to w jakiś sposób tłumaczyć to ja widzę to tak:
Czarna substancja jaką wynaleźli Space Jockeye mutuje różnie w zależności od gatunków. Wygląda to tak:
http://24.media.tumblr.com/tumblr_m5siqqMno61qii7qao1_500.jpg
Mielismy w filmie i czarną ciecz i obcego i człowieka "małpo-podobnego" i coś w rodzaju rozbudowanego facehuggera (matka obcego). Czarna ciecz w kontakcie z człowiekiem powodowała, że zmieniał się w silną małpę. Małpa (jeszcze nie przemieniona) w kontakcie seksualnym z kobietą (z człowiekiem ogólnie) dawała tego "rozbudowanego facehuggera". Facehugger w kontakcie z Space Jockeyem dawał Obcego. I najważniejsze! Czarna ciecz w kontakcie ze Space Jockeyami dawała też nową mutację, ale rodziła się ona niegroźna - dawała człowieka. I stąd na początku filmu Space Jockey zażywa tę czarną substancję, która stworzy na tej planecie człowieka. Statek odlatuje a Ziemia za jakiś czas zaroi się od ludzi z racji ofiary tego Space Jockeya.
Tylko...
1. Dlaczego Space Jockey się poświęcił by nas stworzyć? Test?
2. Dlaczego Space Jockeye chcieli byśmy ich odwiedzili (malunki skalne)?
3. Dlaczego zatem oni skierowali nas akurat do planety gdzie testowali militarną broń (bronią byli Obcy).
4. Dlaczego Space Jockeye chcieli nas potem w końcu jednak zgładzić (lot statku z Obcymi na Ziemię).
Ogólnie w filmie podobało mi się też to, że nie wszyscy szukali tego samego. Jeden (sponsor wyprawy) szukał nieśmiertelności, inna poznania naszych stwórców. Jeszcze inna osoba czegoś innego.
5. Tylko że jak niby mogli produkować Obcych jako broń skoro Obcy powstawali przez połączenie samych Space Jockeyów plus tych rozbudowanych facehuggerów, które z kolei powstawały przez połączenie małp z ludźmi a ludzi jeszcze nie było?
To nie ma sensu!
Dobre pytanie. W filmie widac szczatki inzynierow lezace w kupie pod zamknietymi drzwiami jakby przed czyms uciekali,(odkrywaja je bodajze Fifield i Millburn). Szczatki maja juz wyrwy od srodka czyli mozna przypuszczac, ze powychodzili z nich obcy. Tez dziwnie jest to wszystko zrobione bo jesli mnie pamiec nie myli, to facehugger w polaczeniu z czlowiekiem te dawal obcego (na Nostromo tak przeciez bylo)
filmie wygląda to tak że ci muskularni panowie hehe (pań nie widziałem mogą mieć ciekawą orientacje hehe) tzw. giganci stworzyli ludzi :) albo inaczej może my ludzie jesteśmy błędem (wpadką naukowa) to jest bardziej prawdopodobne :P
"Dlaczego Space Jockey się poświęcił by nas stworzyć? Test?"
Pewnie sam tego sie nie spodziewał (przynajmniej swojej śmierci).
"Dlaczego Space Jockeye chcieli byśmy ich odwiedzili (malunki skalne)?
Dlaczego zatem oni skierowali nas akurat do planety gdzie testowali militarną broń (bronią byli Obcy)."
Chcecie nas szukać,proszę bardzo,nas tu nie ma ale jest coś z czym byc moze dacie sobie radę ale nie sądzimy,cos takiego co my robimy z myszkami,które testujemy w labiryncie,by same z niego wyszły.Tu jeszcze twórcy moga wyjśc obronna ręką i to lepiej wytłumaczyć w kolejnej części.
"Dlaczego Space Jockeye chcieli nas potem w końcu jednak zgładzić (lot statku z Obcymi na Ziemię)."
Bawimy się wami jak łowca ze swoja bezbronną ofiarą by poźniej i tak zadać decydujący cios.
Jest to trochę naciągane ale ja tak sobie na razie to tłumaczę....
Ogólnie masz racje, ale ,,Space Jockey" to nie jest nazwa tych gigantów (ich prawdziwej nazwy nikt nie zna), ludzie nazywają ich inżynierami lub konstruktorami, a Space Jockey to specjalnie wyhodowany Obcy w ciele wlasnie tego Giganta. Obcy na koncu ,,Prometeusz" to Diakon, Diakon rodzi się gdy Trylobit (ten facehugger z Prometeusza) zaplodni giganta. Space Jockey rodzi sie prawdopodobnie ze zwyklego FaceHuggera (tego pajączka) który zapłodni Giganta.
Sory za odświeżanie po tylu latach tematu, ale już Sam Ridley powiedział, że Prometeusz to tylko luźne nawiązanie i żeby nie traktować tego jako jakikolwiek wstęp do obcego. Mozę ALien Covenant będzie tym konkretnym nawiązaniem. Pomimo iż Prometeusz mi się podobał, pomimo kilku idiotyzmów, to szkoda, że nie zrobione z niego konkretnego nawiązania do obcego. Będąc takim Ridleyem Scottem można było sobie przecież pozwolić na zrobienie dużo lepszego filmu i nawiązania.