1. Co właściwie dzieje się w pierwszej scenie?
Wyjaśnienia Ridley'a Scotta: Inżynierowie należą do rasy, która myśli w kategoriach epok
geologicznych. Dla nich miliard lat to drobiazg. Potrafią stworzyć dogodne warunki życia
na jakiejś planecie, a potem wrócić – i jeśli nie są zadowoleni z efektów, wszystko
zniszczyć i zacząć od nowa. Pierwsza scena pokazuje, że Inżynierowie nie cenią sobie
także swojego własnego życia. Są jak bogowie, z ludzkiego punktu widzenia
nieśmiertelni, niepojęci i wszechmocni. Scott podkreśla, że pierwsza scena wcale nie
musi dziać się na Ziemi. Nie wiemy jaka to planeta. Wiemy tylko, że Inżynierowie na
naszych oczach dokonują kolejnego aktu stworzenia i zniszczenia z niezrozumiałych dla
nas pobudek. Strach byłoby spotkać kogoś takiego we kosmosie, Scott w kwestii
kontaktu międzyplanetarnego jest pesymistą.
2. Czy Vickers jest androidem?
Nie było tego w scenariuszu, Scott nie sugerował niczego grającej ją Charlize Theron. Ta
kwestia intryguje także członków załogi, więc Vickers proponuje jednemu, by poszedł z
nią sprawdzić to u niej w kabinie, no ale to jest sarkastyczny żart, nie sposób wyciągnąć z
tego wnioski. Jednak Theron przyznała, że podświadomie zaczęła kopiować na planie
manieryzmy grającego androida M. Fassbendera. Podobnie się porusza, podobnie
mówi i gestykuluje. Widać, że między tymi dwoma postaciami pojawiła się jakaś nić
porozumienia. To nie było coś, co wynikało wprost z poleceń Scotta, tylko z samej logiki
scenariusza.
3. Dlaczego wysłali misję załogową? Przecież wiadomo było jak to się skończy.
My o tym wiemy, bo to film twórcy „Obcego”, ale jego bohaterowie nie wiedzą. Holloway
potrzebuje ostatecznego potwierdzenia swojej teorii, w którą mało kto wierzy. Weyland
zgadza się sfinansować wyprawę, bo ma swój własny cel. Jeśli to się potwierdzi chce
przy tym być, bo to będzie największe odkrycie w dziejach ludzkości – próżność i
chciwość nie pozwalają mu zgodzić się żeby ktoś inny na tym skorzystał. Vickers zakłada,
że Weyland może tej wyprawy nie przeżyć. Jako potencjalna następczyni szefa korporacji
chce być przy śmierci Weylanda, obawiając się, że ktoś ją sprytnie wyślizga.
4. Dlaczego w takim razie nie wysłali samych androidów?
W filmie widzimy, że android radzi sobie w kontakcie z Inżynierami nieco lepiej niż
człowiek, ale nie aż na tyle lepiej od ludzkiej załogi, żeby to miało znaczenie dla
powodzenia misji. Vickers i Weyland nie wiedzieli, co Prometeusz odkryje podczas
swojej wyprawy. Liczyli się z porażką. Liczyli się z tym że teoria Holloway’a i Shaw okaże
się błędna – albo prawdziwa tylko częściowo, na przykład na miejscu znajdą kolejne
wskazówki. Chcieli mieć w załodze kogoś, kto w takiej sytuacji te wskazówki
zinterpretuje. Dlatego właśnie zrekrutowali grupę naukowców różnych specjalności.
5. Dlaczego ci ludzie się zgodzili? Tylko wariat bierze udział w takiej misji.
A ten biolog z tym geologiem wyglądają jakoś przesadnie normalnie? To jasne, że
rozsądny człowiek w ogóle nie dałby się na coś takiego namówić. Holloway się zgodził,
bo jest człowiekiem chorym z ambicji jak Weyland. Inni – bo zwyczajnie byli lekkomyślni.
Z punktu widzenia Vickers i Weylanda wszystko było doskonale przygotowane. Lojalna
załoga opanowałaby ewentualny bunt, a w najgorszym wypadku Weyland i Vickers ukryją
się w szalupie przygotowanej na ekstremalne warunki. (ratowani przez niezniszczalnego
Davida) Bieg wydarzeń zaskoczył jednak także ich…
Szkoda, to IMO akurat kwestie o wiele bardziej potrzebujące wytłumaczenia. Nawet jeżeli są szykowane dla części drugiej.
Jeszcze raz dzięki za podzielenie się z nami tym tekstem. Pozdrawiam! :)
Eee, co jest niejasne w kwestii dlaczego Filfield powrócił? Zmutował się i wrócił by zabijać, to chyba logiczne?
Wyjaśniłem Ci to w faneditowym temacie, a mianowicie to że Milburn miał większe szanse przeżycia wydarzeń z komnaty, niż Fitfield. Znacznie większe.
Ty chyba sobie jaja ze mnie robisz. Kolesiowi wąż wszedł przez japę pewnie aż do odbytu, rozerwał mu zapewne gardło i wszystkie narządy od środka, a ty twierdzisz, że miał on jakiekolwiek możliwości przeżycia? Filfield trafił w czarną maź, która od razu zaczęła go mutować, wiec nic dziwnego że przeżył, tylko że już nie był sobą, a mutantem, prawdziwy Filfield zginał po tym jak kwas strzelił mu w twarz. Twoja wersja jest tak bezsensowna, że nie wiem czy śmiać się czy płakać, no sorry.